Pamiętam jak Szymon Holcman na którymś z komiksowych konwentów, dobre kilka lat temu, w kuluarach wspominał o linii on-goingów z Kultury Gniewu, pisanych i rysowanych przez polskich autorów. Właściwie sama, wypowiedziana jedynie półgębkiem koncepcja, pozbawiona jakichkolwiek konkretnych ustaleń typu „kto?”, „jak?”, „kiedy?” i „za ile?” wystarczyła żebym się tym projektem strasznie podjarał. Wyobrażacie sobie? Regularne zeszytówki za (przysłowiowego) piątaka krajowych komiksiarzy w każdym kiosku!
Przyznam, że puściłem trochę wodzę fantazji. W grudniu ubiegłego roku pojawiła się być może pierwsza jaskółka tego projektu. Swoją premierę miały bowiem „Wartości rodzinne”, trzecie już podejście Śledzia, po kiepskim/niekiepskim „Osiedlu Swoboda” i niesławnym „Komisarzu Żbiku” do esencji komiksowego medium – kolorowego zeszytu.
Niestety, rozczarowałem się trochę pierwszym tomem serii zatytułowanym „Nie wszyscy są zadowoleni”. To komiks bardzo śledziowy, ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Narysowany w charakterystycznym dla komiksiarza swobodnym stylu, znamionującą talent poparty warsztatem, okraszony dynamicznymi, mięsiście napisanymi dialogami. Zawsze ceniłem Śledzia za jego celną obserwację polskiej-swojskiej rzeczywistości, niestroniącej od złośliwej ironii i za galerię interesujących charakterów z niestroniącą od kieliszka pani K. i ciotką Maszą na czele. Te dwa elementy są mocnymi atutami komiksu, które niestety giną w plątaninie wątków, postaci i gagów, bo z ich nadmiarem autor chyba trochę przedobrzył. Według mnie w tym komiksie za dużo jest wszystkiego, a brakuje jakiegoś motywu przewodniego, wybijającego się ponad inne, który rozwijałby się w kolejnych odcinkach. Bo na tym chyba polega idea serialu, prawda?
Bardzo trafnie ujął to Konrad Hildebrand, pisząc, że w „Wartościach rodzinnych” spotykają się „Simpsonowie” z „Family Guy`em” i na dokładkę idą w odwiedziny do „Kiepskich”. I wydaje mi się, że Śledziu chciał, aby wszyscy czytelnicy byli zadowoleni, a tak niestety się nie da. Jedni będą chcieli więcej Tucholskiego Patrolu, drudzy rozwinięcia wątków familijnych, a inni Jezusa. I koniec końców nie wszyscy jednak będą zadowoleni.
I jeszcze jedno. Mimo wszystko, biorąc pod uwagę specyfikę rynku, nakładów, odnosząc się z pełnym zrozumieniem do wydawcy, etc etc – przy sięganiu do portfela komiks kosztuje drogo. Na poziomie standardowego, amerykańskiego zeszytu po ostatniej podwyżce (3.99 $). A to dużo, jak na mój skromny budżet.
= = = = =
arcz: O "Wartościach Rodzinnych" chciałem napisać najwcześniej, gdy ukaże się ostatni e-pizod do części pierwszej, ale skorzystam z wpisu Julka i dopiszę tutaj parę słów od siebie. "Nie wszyscy są zadowoleni" to bardzo sympatyczne wprowadzenie do całej serii - na 32 stronach Śledziu zapoznaje czytelników z głównymi bohaterami i wprowadza kilka niezłych wątków o których mam nadzieję nie zapomni w przyszłych częściach. Znaczy się z zadania autor się wywiązał - wiem na czym stoję i czekam na więcej. Co do nadmiaru postaci, o której wspomniał Julek, to w tym przypadku ilość idzie w jakość i gdzieś tam w przyszłości fajnie było by zobaczyć pełnometrażowego spin-offa z przygodami Tucholskiego Patrolu, Mima Poroża czy nawet wiecznie leżącego psa rodziny Królów. Pod względem grafiki i samego scenariusza to jest jak zawsze na śledziowym poziomie - dla mnie znaczy to tyle, że jest bardzo dobrze, dla innych mam nadzieję też (polecam zwracać uwagę na drugi plan bo tam też często ciekawe rzeczy się dzieją).
Wspomnieć trzeba o e-pizodach, czyli krótkich historiach publikowanych w necie - o ile pierwsza czeka jeszcze na moje pompki i nie mogę za wiele o niej powiedzieć, o tyle druga, w której szokująca prawda o Miszy - półdarmowej ukraińskiej pomocy domowej - wychodzi na jaw, kopie zadki. Gdyby w naszym kraju wychodził np. Wizard, to w podsumowaniu 2009 roku rozbierana scena jak nic trafiła by do podsumowania "TOP 10 momentów mijającego roku".
Julek poruszył kwestię ceny to ja się do tego odniosę - 15ziko (bez 10groszy) nie wydaje mi się zbyt wygórowaną kwotą (a tak poza tym to chyba coraz mniej ludzi kupuje komiksy po cenie okładkowej, czy się mylę?), szczególnie jeśli spojrzy się na jakość wydania - sztywniejsza niż w przypadku tradycyjnych kolorowych zeszytów okładka, elementy lakierowane, środek na grubym papierze, do nasycenia barw nie ma gdzie się czepić. Śledziu nazywał to broszurką, gdzieś tam określono to mianem zeszytu, ale najlepiej pasuje chyba po prostu nazwać to albumikiem. Przynajmniej dla mnie to najtrafniejsze określenie.
Tym samym jestem w pełni zadowolony. Czekam teraz na ostatni e-pizod, ćwiczę pompki i za miesiąc na WSK mam nadzieję odbiorę część drugą pt. "Małpa na przyjęciu". Dziękuję za uwagę.
Wspomnieć trzeba o e-pizodach, czyli krótkich historiach publikowanych w necie - o ile pierwsza czeka jeszcze na moje pompki i nie mogę za wiele o niej powiedzieć, o tyle druga, w której szokująca prawda o Miszy - półdarmowej ukraińskiej pomocy domowej - wychodzi na jaw, kopie zadki. Gdyby w naszym kraju wychodził np. Wizard, to w podsumowaniu 2009 roku rozbierana scena jak nic trafiła by do podsumowania "TOP 10 momentów mijającego roku".
Julek poruszył kwestię ceny to ja się do tego odniosę - 15ziko (bez 10groszy) nie wydaje mi się zbyt wygórowaną kwotą (a tak poza tym to chyba coraz mniej ludzi kupuje komiksy po cenie okładkowej, czy się mylę?), szczególnie jeśli spojrzy się na jakość wydania - sztywniejsza niż w przypadku tradycyjnych kolorowych zeszytów okładka, elementy lakierowane, środek na grubym papierze, do nasycenia barw nie ma gdzie się czepić. Śledziu nazywał to broszurką, gdzieś tam określono to mianem zeszytu, ale najlepiej pasuje chyba po prostu nazwać to albumikiem. Przynajmniej dla mnie to najtrafniejsze określenie.
Tym samym jestem w pełni zadowolony. Czekam teraz na ostatni e-pizod, ćwiczę pompki i za miesiąc na WSK mam nadzieję odbiorę część drugą pt. "Małpa na przyjęciu". Dziękuję za uwagę.
4 komentarze:
Ech... Widzę, że temat cen komiksów jest nieśmiertelny. Bez względu na to, ile już się o tym mówiło.
Więc jeszcze raz, powoli i spokojnie. Zgadzam się z tym, że taki zeszyt powinien kosztować 5 PLN. Żeby tyle kosztował, musiałby mieć nakład w granicach 20000 egzemplarzy. I teraz ważne pytanie: czy to jest do zrobienia? Moim zdaniem - i jak pokazuje doświadczenie Axel Springer, czy Mandragory - nie.
Zapominamy więc o mrzonkach i staramy się skalkulować cały projekt racjonalnie. A więc w miarę racjonalny nakład - jaki to jest dla Was? - czyli taki, który ma szanse w ciągu 2-3 lat się sprzedać. A taki nakład w naszym kraju to niestety, takie a nie inne koszty druku. I tym samym cena okładkowa. Nawet nie wspominam o honorarium dla autora, bo jego wysokość bardzo często sprawia, że jest mi, jak wydawcy, najzwyczajniej wstyd.
Ktoś może krzyknąć - to szukajcie nowych klientów, żeby nakłady były większe! Prawdziwe i słuszne są to słowa. I my cały czas staramy się to robić. Przy okazji premiery Śledziu udzielił wywiadu dla programu państwowej telewizji, był w publicznym radio, o komiksie pisały rozmaite gazety (nie wspominając o tych, które dostały egzemplarze recenzenckie). I co? Patrząc na wyniki sprzedaży jej dynamika znacząco się nie zmieniła.
Trudno, będziemy próbować dalej.
Ciężko polemizować mi z uczuciem klienta, którego wydanie 14,90 na zeszyt komiksowy boli. To jest jego, jak najbardziej prawdziwe odczucie. Rozumiem to. Ale też ciężko mi dyskutować z realiami rynku.
I teraz będzie jeszcze smutniejszy fragment. Euro i dolar skoczyło mocno do góry, prawda? Wydawałoby się, że polscy wydawcy mogą się cieszyć - w końcu różnica w cenach w Stanach i w Polsce nie będzie taka duża. Przestaną na nas pluć na forach.
Ale to niestety tak dobrze nie wygląda. Bo polskie drukarnie kupują papier w euro. Chyba nie muszę tłumaczyć, co to znaczy? My właśnie dostaliśmy kalkulację druku nowych komiksów. I cholernie ciężko będzie nam utrzymać cenę Wartości rodzinnych na poziomie 14,90.
Najeździłem się po tych mediach a dynamika nie ruszyła? Nie wierzę! Chyba, że sprawdza się moje podejrzenia, że 99,99999% tego społeczeństwa ma komiks( obojętnie jaki) głęboko w dupie i tyle:)
Okładka E- pizodu trzeciego już do wglądu, premiera 25 lutego---> http://wartoscirodzinne.blogspot.com/2009/02/cono-8.html
Odnośnie do cen - Mandragora wydawała w podobnym standardzie (sztywna okładka) zeszyty "The Punisher" - 8 stron cieńsze kosztowały 8 złotych. A to było 5 i 6 lat temu! Cena 14,90 zł jest wobec tego faktu zupełnie normalna.
Julek - w drugim akapicie piszesz o "kolorowym zeszycie", by później nazwać "Nie wszyscy..." tomem. No dla mnie "WR" nie mają tomów, zeszyty mają, numery broszurek. Ale tomy? Bez przesady.
Tomem w istocie dosyć nieporadnie brzmi, tomik byłby lepszym określeniem, bo "WR" mają formę kolorowego zeszytu, ale nie format )okładka, kreda, etc).
Co do ceny - jak napisałem - ja mam swiadomość jakie czynniki składają się na cenę komiksu, ale nie zmieni to mojego bólu przy sięganiu do portfela.
I tego, że nie wiem kiedy kupię nowe komiksy od Kultury Gniewu. Na pewno nie wcześniej niż na WSK, bo po prostu brakuje mi pieniędzy.
Prześlij komentarz