niedziela, 8 lutego 2009

#124 - Trans-Atlantyk EXTRA: Ostateczny los Batmana

SPOILER WARNING! Poniższa notka zdradzająca ostateczny los Batmana odnosi się do wydarzeń, które miały miejsce w szóstym i siódmym zeszycie „Final Crisis” oraz w „Batman: R.I.P”. Lektura wyłącznie na własną odpowiedzialność!

Arcz skutecznie przekonał mnie, aby wstrzymać się z wieśćmi o ostatecznym rozwiązaniu kwestii przyszłości Mrocznego Rycerza, aby zbyt pochopnie nie grzebać Batmana, jak swego czasu zrobił to komiksowy dział Poltergeista. Bo już wiadomo, że Batman nie postradał życia w tamtym wybuchu helikoptera na stronach swojej regularnej serii. Ba! Wiadomo nawet, że nie zginął też podczas ostatecznego pojedynku z Darkseidem w szóstym zeszycie „Final Crisis”, czyniąc za dość niepisanej tradycji „kryzysów” w DC poświęcania jednego z pierwszoplanowych bohaterów, celem zażegnania zagrożenia kosmicznej miary. Kiedy fani i czytelnicy zdążyli go już właściwie pochować, dnia 14 stycznia 2009 roku, Grant Morrison w ostatnim, finałowym odcinku „FC” zagrał wszystkim na nosie.

Batman ma się całkiem dobrze. Żyję sobie na jednej z Ziemi (nie będąc wybitnym specjalista o DCU, nie będę się spierał, o która alternatywną rzeczywistość chodzi i jaki ma numerek) w epoce prehistorycznej. Brzmi groteskowo? Jak cholera! Wszelkie założenia, teorie i spekulacje na temat powrotu Batmana zza grobu wzięły w łeb. Moim skromnym zdaniem DC udowodniłoby, że ma jaja zabijając jedną ze swoich ikon, a przenosząc ją w czasie dało zwyczajnie dupy. Lepiej byłoby gdyby Bruce Wayne zwyczajnie umarł. Przywrócenia go do życia pozostawałoby tylko kwestią czasu, w DCU istnieje zdecydowanie więcej furtek dla zmarłych herosów – ot, zbliżające się „Blackest Night”, etat Gniewu Bożego i fucha Spectre`a czy nieco wyświechtane Lazarus Pit. Równie dobrze Gacek mógł pozostać martwy i przeżywać przygody wyłączone z continuity, albo ze swoich wczesnych lat, kiedy ktoś inny zająłby jego miejsce jako strażnik Gotham (o tym ma traktować „Battle for the Cowl”). Uzdolnieni scenarzyści opowiadaliby świetnie historie i nie musieliby naginać swojej wyobraźni do kanonu, który byłby realizowany przez „nowego” Bat-człowieka. Wilk byłby syty (a raczej martwy) i owca cała.

Kompletnie nie wykorzystano świetnej koniunktury wokół Mrocznego Rycerza dzięki filmowej adaptacji Nolana Dbający o publicity Marvel o wiele lepiej potrafi dotrzeć do szerokiej publiczności. Pamiętacie jak polskie dzienniki rozpisywały się o śmierci Kapitana Ameryki swego czasu? Gdzieś widziałem googlowy wykaz stron, które poświęciły choć najkrótszą notkę o domniemanej śmierci Nietoperza – wśród nich były same witryny mniej lub bardziej związane z komiksem. Pogrzeb jednego z najbardziej rozpoznawalnych herosów i ikoną światowej popkultury nie zainteresował się żaden poważny serwis informacyjny czy kulturowy. Tak po prawdzie to nawet samych komiksowych geeków niewiele obchodziło, co ten Morrison wyczynia z Batmanem, wykazywali o wiele żywsze zainteresowanie najnowszymi numerami „Green Lanterna” i szkicami członków Pomarańczowego Korpusu. DC dało dupy po raz wtóry.

Na ostateczny los Batmana cieniem kładą się również plotki związane z konfliktem na linii Dan DiDio - Grant Morrison. Tajemnicą Poliszynela są naciski, jakie wywierał redaktor wykonawczy DC na scenarzyście „Final Crisis” i „R.I.P”., odnośnie uśmiercenia Batmana. Spotkałem się z tezą, że sam Morrison nie chciał zabijać Mrocznego Rycerza, a jego run w on-goingu „Batman” i całe zamieszanie z jego „zapasowa tożsamością” miały pokazać, że Bruce jest przygotowany na każda ewentualność.

Zarówno „Final Crisis”, jak i ostateczny los Batmana pozostawiły po sobie sporo smrodu, niejasności i koniec końców okazały się okazją do niewybrednych żartów. Wcale się nie dziwie, że Grant Morrison nie pojawi się na nowojorskim Comic-Conie, unikając nerd-linczu. Zobaczymy czy DiDio wróci w jednym kawałku.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Batman RIP

hm...
czy to oznacza, że Batman ginie?!!!

Łukasz Mazur pisze...

Skądże znowu Konradzie!

"Batman: Rozważny i Pedantyczny" to nietypowa - jak na ten tytuł i Granta Morrisona - historia opowiadająca o prawdziwej męskiej przyjaźni. Kiedy Batman posłał już wszystkich do Arkham, Gotham jest wolne od przestępców a Alfred od nieustannych problemów, które zrzuca mu na głowę jego pracodawca. Tym samym Bruce wysyła go na wycieczkę dookoła świata i korzystając z okazji postanawia sprawić niespodziankę przyjacielowi i posprzątać całą jaskinię (stąd ta niby prehistoria) nietoperza. Oczywiście jest to doskonała okazja do fantastycznych wspomnień bohatera i związanych z tym prześmiesznych perypetii Długouchego. Bo kto wie jakie zło czai się w ciemnych zakamarkach jaskini!

Kuba Oleksak pisze...

Mniej więcej.

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

No cóż, od samego początku było wiadomo, że ta historia to gówno. Tylko niektórzy mieli sentyment do starych prac M. i dawali mu za duży kredyt zaufania, żeby uwierzyć, że można aż tak koncertowo spierdolić.

Anonimowy pisze...

Myślę, że to wydarzenie definitywnie pokazuje, że czytelnicy trykotów mają po dziurki w nosie zabijania i ożywiania bohaterów. Uważam, że "śmierć" Batmana jest pierwszą zgonem, który właściwie nikogo nie obchodzi. A to nerdy machnęły ręką. Fani to już w ogóle.

Jest źle.
I to bardzo.

Nie dość, że RIP jest kompletnie rozczarowujący jako event (w końcu nie wywiązał się z swojego zadania), to jeszcze sam Final Crisis jest dziwnie skonstruowanym crossem. Chodzi mi o to, że w zapowiadanym TPB Final Crisis znajdzie się wyłącznie sama miniseria. DC po raz kolejny strzela sobie w stopę, bo żeby zrozumieć event w całości niezbędna jest lektura Superman Beyond (tak, to ta popieprzona historia z beznadziejnym efektem 3D), dwóch zeszytów Batmana Morrisona z Last Rites (które nawet były znośne) i przynajmniej one-shota Requiem. Ogółem rzecz mówiąc czytanie wydania zbiorczego będzie katorgą bez znajomości spin-offów.

Najśmieszniejszy jest jednak proces tworzenia wątku-mostu łączącego R.I.P. z FC. O, tutaj: http://blog.newsarama.com/2009/02/07/nycc-09-batmans-final-crisis-riddle/

Podsumowując, w DC Comics jest większy burdel niż u alfonsa na Pradze.

I powiem wam więcej.
Będzie jeszcze gorzej.
Bo zanosi się na to, że Morri będzie kontynuował perypetie Batmana w jaskini i będzie polował dinozaury. Mało tego, obawiam się, że nastepnym Batmanem będzie Jason Todd, a Robinem - Damian Wayne.

Ci ludzie jak spieprzą coś raz, to idzie to falą.

Anonimowy pisze...

Aha, i w odróżnieniu od godaia ja nie zaliczam Morrisona do grona koszankowatych scenarzystów. Jego ostatnią przygodę z Batmanem należy zaliczyć do nieporozumień, ale ogółem rzecz mówiąc to nadal świetny scenarzysta.

Łukasz Mazur pisze...

Błędem było chyba nazywanie tego wydarzenia RIPem. Każdy miał okazję się przygotować na zgon, czy też na 'zgon' bo zanim to wszystko się stało to już tam Morrison chlapał, że Batmana czeka los gorszy od śmierci.

Zresztą ten przykład dobitnie potwierdza, że ten cały mejnstrim to o kant dupy potłuc. Przynajmniej jeśli chodzi o wielką dwójkę.