Jasne, że komiksy wymagają od czytelnika większego zaangażowania do filmów czy telewizji – wywiad z Danielem Clowesem.
Daniel Clowes, opowiada jak to jest z adaptowaniem własnych komiksów na kinowy ekran i co dzieje się z jego bohaterami, po tym, jak zamyka komiks. Wywiad przeprowadziła Rebecca Bengal.
To pierwszy wywiad z zagranicznym twórca na Kolorowych i pierwszy, jaki przetłumaczyłem z angielskiego. Nie jestem magistrem anglistyki, podczas pracy nie wertowałem setek słowników w poszukiwaniu słówek, których nie znałem, przekładałem raczej na gorąco to, co rozumiałem.
Czysta linia (ligne claire), którą Herge wynalazł podczas pracy nad „Tintinem”, podkreśla kontrast między ikonicznym przedstawieniem bohaterów a niezwykle realistycznymi krajobrazami i tłem krajów, które młody reporter odwiedza. Scott McCloud zauważa w „Understading Comics”, że ten kontrast pozwala czytelnikowi „ukryć samych siebie w tak narysowanej postaci i bezpiecznie wejść w świat przedstawiony”. „To dwa aspekty oprawy graficznej” – pisze – „jeden pozwala czytelnikowi widzieć, a inny – widzieć”.
Opisz, w takim kontekście, swój styl rysowania/opowiadania. Jak do niego doszedłeś? Myślisz, że jest najskuteczniejszy w przypadku narracji komiksowej? Kiedy może funkcjonować nieprawidłowo?
Daniel Clowes: Do każdej z opowieści staram się dobrać osobną strategię opowiadania. Często mam jakiś obraz w głowie, zanim jeszcze pojawi się w niej opowieść. Nie jestem za bardzo zainteresowany forsowaniem jakieś specyficznej estetyki, stosowaniem jakichś wizualnych trików. Bardziej zajmuje mnie kreowanie ciekawych bohaterów, które korespondują z moimi wewnętrznymi problemami.
Czytam Twoje prace od lat i często znajduje się w sytuacji „rodem z komiksów Daniela Clowes`a”, co jest chyba świadczy o niezwykłej umiejętności portretowania ludzi. Twoje postacie są tak ikoniczne, że wypełniają przestrzeń między kreskami prawdziwym życiem. Masz takie charakterystyczne, clowesowskie postacie jak kobieta w średnim wieku czy student sztuk pięknych. Ludzie mówią, że spotykają „satanistów” jedzących obiad w barze, znanych z Ghost World. Jak prawdziwi się stają dla Ciebie, kiedy pracujesz i żyjesz z nimi przez te lata? Wyobrażasz sobie ich życie pozakomiksowe?
Tak, wszystkie moje postacie wiodą swoje życie, po tym jak skończyłem opowiadać ich historie. Mam notatki, co działo się później z każdym z nich. Enid i Rebecca tylko okazjonalnie ze sobą rozmawiają, ale raczej z grzeczności niż z prawdziwej potrzeby. Może wysyłają sobie kartki na swoje urodziny. David Boring umarł z głodu, po tym jak został kanibalem.
Opowiedz o tym, jak pracujesz nad komiksem. Rysujesz codziennie? Kiedy zaczynasz pracę, zaczynasz od tekstu czy od słowa? Co jest surowcem fabuły? Zawsze wiesz, co się stanie, czy jest tak, że w trakcie tworzenia opowieści, może ona skręcić w niespodziewanym i nieplanowanym kierunku?
Zwykle zaczyna się od postaci i sytuacji, ale, tak jak mówię, czasami wizualizuje sobie styl albo jakiś konkretny obiekt. Podczas pracy nad historią te elementy mogą się oczywiście zmienić. „Ghost World”, jak sobie przypominam, miało być osadzone w przyszłości a „The Death-Ray” miał się koncentrować na starości, a nie na latach młodzieńczych swojego bohatera.
Marshall McLuhan, autor wydanej w 1967 roku książki „The Medium Is the Massage” piszę o różnicach pomiędzy, jak sam je nazywa, mediami gorącymi i mediami zimnymi. Media gorące, jak filmy i radio są pełne treści, która nic nie wymaga od pasywnego odbiorcy, natomiast zimne, jak na przykład formy ikoniczne wymagają już aktywnej partycypacji widza. Przykładem takich mediów może być telewizja czy komiks właśnie. Zgadzasz się z przyporządkowaniem McLuhana?
Jasne, że komiksy wymagają od czytelnika większego zaangażowania do filmów czy telewizji. Ciągle uczę się nowych rzeczy, które mogę zrobić tylko z komiksem, bo w kombinacji z innym medium byłoby to niemożliwe. Często wymaga to sporego wysiłku, gdyż w komiksie trzeba skompresować mnóstwo treści i informacji, które potem czytelnik musi odczytywać. Cała sztuka polega na tym, żeby komiks pełen finezyjnych i skomplikowanych zabiegów formalnych był czytelny.
Jakie komiksy czytałeś w swojej młodości? Myślisz, że świadomie, bądź też nie, wywarły one wpływ na Twoją twórczość? Co jeszcze na nią wypływa – w komiksie, czy w sztuce, literaturze, kulturze popularnej?
Zawsze inspirowała mnie praca współczesnych twórców – Chestera Browna, Julie Douchet, Chrisa Ware`a, braci Hernandez, Ricka Altergotta i innych, a także klasycznych mistrzów od McKaya do Crumba. Zwykle szukam rzeczy, które istnieją, ale nikt ich jeszcze nie nazwał, nie skonkretyzował. I to zwykle jest impulsem do stworzenia takiej rzeczy samodzielnie.
Patrząc na niezwykłą popularność i szacunek, jaki darzony jest „Tintin” w Europie, nie ma właściwie podobnego zjawiska w komiksie amerykańskim. Jak myślisz, dlaczego tak jest? Jaki komiks w kulturze amerykańskiej mógłby osiągnąć podobny, kultowy status, jakim cieszy się „Tintin” właśnie. Niekoniecznie komiks…
Prawdopodobnie „Fistaszki”, które przypominają „Tintina” przynajmniej, jeśli chodzi o stopień popularności i poważanie, jakim cieszy się wśród twórców i czytelników. Ale właściwie to nie wiem, bo miłość europejskich czytelników do „Tintina” zawsze mnie oszałamiała. Bardzo lubię tę pozycję i podziwiam pracę Herge`a, ale nigdy, nie czytając, „Tintina” jako nastolatek i będąc Amerykaninem, nie podzielałem sentymentu do tego komiksu.
Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że pewien podział w amerykańskim komiksie lokuje się gdzieś pomiędzy codziennymi, gazetowymi stripami a, powiedzmy, komiksami z „New Yorkera” i pozycjami spod znaku indie i graphic novels.
Nic nie wiem o takiej tendencji – myślę, że z artystami z kręgu „New Yorkera” mam wiele wspólnego, natomiast rysunek satyryczny czy paski komiksowe to dla mnie zupełnie inna planeta – w ogóle nie mam z tym światem styczności.
Czym dla Ciebie różni się tworzenie komiksów od nadzorowania pracy nad filmem i jak to wyglądało w przypadku adaptowania Twoich komiksów, to znaczy „Ghost World” i „Art School Confidential”? Wydaje mi się, że może jest to podobne z tłumaczeniem języków obcych. Jakie elementy komiksu nie da się przełożyć na język filmu i vice versa? Kiedy pracowałeś z Terrym Zwigoffem, w jaki sposób byłeś zaangażowany w pracę z samymi autorami na planie? Jak to jest dla autora i pisarza odpuszczać pewne kwestie podczas pracy nad filmem?
Terry wpuszczał mnie na plan i zachęcał do wyrażania swojej opinii, ale tak naprawdę bardzo rzadko mnie słuchał. Kiedy film był już w fazie montażowej, robiłem już tylko małe sugestie. Film to medium reżyserskie, a plan filmowy to bardzo skomplikowana, wojskowa struktura – musiałem po prostu znać swoje miejsce w tym bałaganie, albo zwyczajnie bym się w nim pogubił.
Herge przechodził okres rozpaczy i lęku, podczas którego dręczyły go powracające koszmary wypełnione bielą – jakiż charakterystyczny sen dla twórcy komiksów! Być może wpłynęły one na jego twórczość – „Tintin w Tybecie” ze swoimi surowymi, górskimi krajobrazami, pełnymi bieli i skromną liczbą bohaterów był swego rodzaju ucieczką. Czy Ty masz takie momenty, kiedy tracisz wiarę w swoją pracę? Jak sobie z nimi radzisz? Co uważasz za swoje największe artystyczne osiągnięcie?
Tracę wiarę we wszystko inne, ale bardzo rzadko w sens mojej pracy. Kiedy zaczyna mnie nudzi, robię wszystko aby uczynić ją znowu interesującą. Staram się nie brać rysowania śmiertelnie poważnie, ale nigdy nie pozostawiam spraw samych sobie, żeby jakoś się ułożyły. Nie oszukuje, kiedy tworzę.
W jaki sposób polityka wywiera, lub nie wywiera, wpływ na Twoją pracę? Czy w ostatnich latach ten wpływ rośnie, czy raczej maleje?
Myślę, że politycy mają wpływ na moją prace teraz, może większy niż wtedy, kiedy byłem młodszy i bardziej dziecinny, ale mam nadzieję, że nie będę się w przyszłości dokładniej i głębiej zajmował problemami tego typu. Bardziej interesuje mnie pokazanie tego, co myślę, co mnie nurtuje, niż ogłaszanie mojego punktu widzenia na świat.
Nad czym teraz pracujesz?
Zajmuje się kilkoma krótkimi historiami na raz. Nie jestem jeszcze pewien, co z nimi zrobić.
Daniel Clowes: Do każdej z opowieści staram się dobrać osobną strategię opowiadania. Często mam jakiś obraz w głowie, zanim jeszcze pojawi się w niej opowieść. Nie jestem za bardzo zainteresowany forsowaniem jakieś specyficznej estetyki, stosowaniem jakichś wizualnych trików. Bardziej zajmuje mnie kreowanie ciekawych bohaterów, które korespondują z moimi wewnętrznymi problemami.
Czytam Twoje prace od lat i często znajduje się w sytuacji „rodem z komiksów Daniela Clowes`a”, co jest chyba świadczy o niezwykłej umiejętności portretowania ludzi. Twoje postacie są tak ikoniczne, że wypełniają przestrzeń między kreskami prawdziwym życiem. Masz takie charakterystyczne, clowesowskie postacie jak kobieta w średnim wieku czy student sztuk pięknych. Ludzie mówią, że spotykają „satanistów” jedzących obiad w barze, znanych z Ghost World. Jak prawdziwi się stają dla Ciebie, kiedy pracujesz i żyjesz z nimi przez te lata? Wyobrażasz sobie ich życie pozakomiksowe?
Tak, wszystkie moje postacie wiodą swoje życie, po tym jak skończyłem opowiadać ich historie. Mam notatki, co działo się później z każdym z nich. Enid i Rebecca tylko okazjonalnie ze sobą rozmawiają, ale raczej z grzeczności niż z prawdziwej potrzeby. Może wysyłają sobie kartki na swoje urodziny. David Boring umarł z głodu, po tym jak został kanibalem.
Opowiedz o tym, jak pracujesz nad komiksem. Rysujesz codziennie? Kiedy zaczynasz pracę, zaczynasz od tekstu czy od słowa? Co jest surowcem fabuły? Zawsze wiesz, co się stanie, czy jest tak, że w trakcie tworzenia opowieści, może ona skręcić w niespodziewanym i nieplanowanym kierunku?
Zwykle zaczyna się od postaci i sytuacji, ale, tak jak mówię, czasami wizualizuje sobie styl albo jakiś konkretny obiekt. Podczas pracy nad historią te elementy mogą się oczywiście zmienić. „Ghost World”, jak sobie przypominam, miało być osadzone w przyszłości a „The Death-Ray” miał się koncentrować na starości, a nie na latach młodzieńczych swojego bohatera.
Marshall McLuhan, autor wydanej w 1967 roku książki „The Medium Is the Massage” piszę o różnicach pomiędzy, jak sam je nazywa, mediami gorącymi i mediami zimnymi. Media gorące, jak filmy i radio są pełne treści, która nic nie wymaga od pasywnego odbiorcy, natomiast zimne, jak na przykład formy ikoniczne wymagają już aktywnej partycypacji widza. Przykładem takich mediów może być telewizja czy komiks właśnie. Zgadzasz się z przyporządkowaniem McLuhana?
Jasne, że komiksy wymagają od czytelnika większego zaangażowania do filmów czy telewizji. Ciągle uczę się nowych rzeczy, które mogę zrobić tylko z komiksem, bo w kombinacji z innym medium byłoby to niemożliwe. Często wymaga to sporego wysiłku, gdyż w komiksie trzeba skompresować mnóstwo treści i informacji, które potem czytelnik musi odczytywać. Cała sztuka polega na tym, żeby komiks pełen finezyjnych i skomplikowanych zabiegów formalnych był czytelny.
Jakie komiksy czytałeś w swojej młodości? Myślisz, że świadomie, bądź też nie, wywarły one wpływ na Twoją twórczość? Co jeszcze na nią wypływa – w komiksie, czy w sztuce, literaturze, kulturze popularnej?
Zawsze inspirowała mnie praca współczesnych twórców – Chestera Browna, Julie Douchet, Chrisa Ware`a, braci Hernandez, Ricka Altergotta i innych, a także klasycznych mistrzów od McKaya do Crumba. Zwykle szukam rzeczy, które istnieją, ale nikt ich jeszcze nie nazwał, nie skonkretyzował. I to zwykle jest impulsem do stworzenia takiej rzeczy samodzielnie.
Patrząc na niezwykłą popularność i szacunek, jaki darzony jest „Tintin” w Europie, nie ma właściwie podobnego zjawiska w komiksie amerykańskim. Jak myślisz, dlaczego tak jest? Jaki komiks w kulturze amerykańskiej mógłby osiągnąć podobny, kultowy status, jakim cieszy się „Tintin” właśnie. Niekoniecznie komiks…
Prawdopodobnie „Fistaszki”, które przypominają „Tintina” przynajmniej, jeśli chodzi o stopień popularności i poważanie, jakim cieszy się wśród twórców i czytelników. Ale właściwie to nie wiem, bo miłość europejskich czytelników do „Tintina” zawsze mnie oszałamiała. Bardzo lubię tę pozycję i podziwiam pracę Herge`a, ale nigdy, nie czytając, „Tintina” jako nastolatek i będąc Amerykaninem, nie podzielałem sentymentu do tego komiksu.
Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że pewien podział w amerykańskim komiksie lokuje się gdzieś pomiędzy codziennymi, gazetowymi stripami a, powiedzmy, komiksami z „New Yorkera” i pozycjami spod znaku indie i graphic novels.
Nic nie wiem o takiej tendencji – myślę, że z artystami z kręgu „New Yorkera” mam wiele wspólnego, natomiast rysunek satyryczny czy paski komiksowe to dla mnie zupełnie inna planeta – w ogóle nie mam z tym światem styczności.
Czym dla Ciebie różni się tworzenie komiksów od nadzorowania pracy nad filmem i jak to wyglądało w przypadku adaptowania Twoich komiksów, to znaczy „Ghost World” i „Art School Confidential”? Wydaje mi się, że może jest to podobne z tłumaczeniem języków obcych. Jakie elementy komiksu nie da się przełożyć na język filmu i vice versa? Kiedy pracowałeś z Terrym Zwigoffem, w jaki sposób byłeś zaangażowany w pracę z samymi autorami na planie? Jak to jest dla autora i pisarza odpuszczać pewne kwestie podczas pracy nad filmem?
Terry wpuszczał mnie na plan i zachęcał do wyrażania swojej opinii, ale tak naprawdę bardzo rzadko mnie słuchał. Kiedy film był już w fazie montażowej, robiłem już tylko małe sugestie. Film to medium reżyserskie, a plan filmowy to bardzo skomplikowana, wojskowa struktura – musiałem po prostu znać swoje miejsce w tym bałaganie, albo zwyczajnie bym się w nim pogubił.
Herge przechodził okres rozpaczy i lęku, podczas którego dręczyły go powracające koszmary wypełnione bielą – jakiż charakterystyczny sen dla twórcy komiksów! Być może wpłynęły one na jego twórczość – „Tintin w Tybecie” ze swoimi surowymi, górskimi krajobrazami, pełnymi bieli i skromną liczbą bohaterów był swego rodzaju ucieczką. Czy Ty masz takie momenty, kiedy tracisz wiarę w swoją pracę? Jak sobie z nimi radzisz? Co uważasz za swoje największe artystyczne osiągnięcie?
Tracę wiarę we wszystko inne, ale bardzo rzadko w sens mojej pracy. Kiedy zaczyna mnie nudzi, robię wszystko aby uczynić ją znowu interesującą. Staram się nie brać rysowania śmiertelnie poważnie, ale nigdy nie pozostawiam spraw samych sobie, żeby jakoś się ułożyły. Nie oszukuje, kiedy tworzę.
W jaki sposób polityka wywiera, lub nie wywiera, wpływ na Twoją pracę? Czy w ostatnich latach ten wpływ rośnie, czy raczej maleje?
Myślę, że politycy mają wpływ na moją prace teraz, może większy niż wtedy, kiedy byłem młodszy i bardziej dziecinny, ale mam nadzieję, że nie będę się w przyszłości dokładniej i głębiej zajmował problemami tego typu. Bardziej interesuje mnie pokazanie tego, co myślę, co mnie nurtuje, niż ogłaszanie mojego punktu widzenia na świat.
Nad czym teraz pracujesz?
Zajmuje się kilkoma krótkimi historiami na raz. Nie jestem jeszcze pewien, co z nimi zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz