sobota, 16 lutego 2008

# 4 - Zeszyty (1)

Pora na troche nowości, głównie z Marvela.
Na pierwszy ogień idzie numer drugi Ultimates 3. O ile po pierwszym miałem jeszcze nadzieję na 'lepsze jutro' to po dwójce (i po preview #3) wiem, że może być już tylko gorzej. Po klimacie z dwóch poprzednich serii nie zostało nic. Zamiast świetnych dialogów i wciągającej historii, możemy sie raczyć bzdurnym superhero z połowy lat 90tych. Do dupy. I nawet jako takie rysunki nie ratują sytuacji.
Następny w kolejce jest Marvel Zombies 2 #4 - kontynuacja hitu nad hitami z zeszłego roku. Oczywistym jest, że druga seria nie ma elementu zaskoczenia jak to było w przypadku poprzedniczki, więc pozostaje zrobić jak najlepszą historię. Czy wyszło? Nie wiem. Ciężko mi idzie przypomnieć sobie co działo się w poprzednich numerach, więc chyba nie do końca. Jest jakiś konflikt, jest podział, ale czyta się to i zapomina. Może ostatni numer serii będzie czymś lepszym, a cliffhanger z #4 mam nadzieje jest tego miłą zapowiedzią.
X-Men #207 - czyli finał Messiah Complex. Rysuje Bachalo, a więc tutaj nie można mieć większych zastrzeżeń. A jeśli chodzi o to co się w środku dzieje to akcja, akcja i jeszcze akcja. Jest sporo krwi, jest trochę flaków, źli zostają pokonani, więc można iść do domu. Dziecko o które było tyle wrzawy hyc z Cablem do przyszłości, a Charles X. dostaje na deser kulkę w łeb. THE END. Cały cross czytałem mocno wybiórczo bo tylko to co się działo na kartach New X-Men i ten numer, więc nie mnie oceniać czy historia dobra czy zła. Zakończyła się ciekawie, zobaczymy czy reperkusje tego wydarzenia będą miały wpływ na świat mutantów jakiś rok do półtora, czy też rzeczywiście mamy nowy status X-Men (tzn. że jako grupa nie istnieją), który będzie obowiązywał przez najbliższe lata. Hmm. I kiedy wskrzeszą łysego?
Captain America: The Chosen #6 - finał znaczy się. Przy poprzednich numerach mieliśmy chorego, umierającego Capa, komunikującego się telepatycznie z żołnierzem (walczącym bodajże w Iraku). I tak przez 5 numerów. Dobrze przynajmniej że warstwa graficzna jest na bardzo przyzwoitym poziomie. W finale mamy rozwiązanie wszystkich wątków, dowiadujemy sie dlaczego Cap jest w takim stanie w jakim jest i o co mu tak naprawdę chodzi. A domyśleć się tego nie było trudno, widząc w zapowiedziach jeden z wariantów okładek do #6. Tak, tak "wszyscy możemy być Kapitanami Amerykami". Jakie to cudowne i podnoszące na duchu, dające siłę i nadzieję. Ciekawe czy żołnierze USA zostaną zaopatrzeni w wydanie zbiorcze tej historii? Ale kończąc z tym wątkiem to mamy drugą śmierć Kapitana w ciągu ostatnich miesięcy. Ogólnie rzecz biorąc - niezłe.


Więc mini seria się zakończyła, ale run Brubakera trwa nadal. I w Captain America #34 mamy nowego Kapitana! Oczywistą oczywistością było to, że zostanie nim Winter Soldier / Bucky. A cały numer to jego pierwsza akcja w nowym kostiumie oraz kryzys gospodarczy USA - tak to sobie Red Skull zaplanowal. Bardzo dobry odcinek, zresztą podobnie jak wcześniejsze 33 numery. Rzadko kiedy zdarza się taka seria, po którą można sięgnąć bez obaw o jej poziom.
The New Avengers Annual #2 - czyli NA vs The Hood i jego gang. Znowu komiks pełen akcji. Jest dobrze, lecz po Nowych Mścicielach spodziewam sie tego, żeby było bardzo dobrze. Po wielkiej bijatyce Dr. Strange rezygnuje z bycia Avengerem, tym samym cała reszta musi sobie szukać nowego lokum. Jessica Jones zabiera dzieciaka i idzie się zarejestrować, mając dość tego co działo się ostatnimi czasy. A pokonany Hood patrząc w księżyć planuje kolejny atak na Mścicieli. Bendis bardziej mi pasuje w tych numerach, w których jest mniej akcji, a więcej dialogów. Tak więc czekam na NA#38, które zapowiada się jak jedna wielka rozmowa. A później będzie Sekretna Inwazja.

A na koniec coś nie z Marvela, czyli bohater poprzednich dwóch notek - Goon. Tutaj w numerze 20. A w nim: Franky szukający kobiety dla siebie oraz powrót Księżycowego Świetlika i jego dwóch asystentek (znanych chociażby z wydanego u nas Zbira /tom 2/). I tyle. Znacznie lepiej czyta się przygody głównego bohatera w wydaniach zbiorczych, niż w takich 20-sto planszówkach. A graficznie jak zwykle na wysokim poziomie.

Z USA mówił do Państwa Mariusz Max Kolonko.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

to nie Mariusz Max Kolonko
to Małjusz Mex Kolonkoł
z USA w końcu jest