środa, 12 stycznia 2011

#667 - 2010 na pięć głosów

Powoli, powolutku zaczynają pojawiać się podsumowania ostatnich dwunastu komiksowych miesięcy - pora więc i na nas. Na początek tradycyjnie (chociaż może nie do końca) każdy z naszej redakcyjnej czwórki - wspomaganej przez Michała Ochnika - przedstawi swoje dwa typy do najciekawszych komiksów (bądź też zjawisk) 2010 roku. Zapraszamy do lektury!Michał Ochnik:
O "ARQ 2" mógłbym napisać, że to świetna, klimatyczna opowieść, w której nie można być pewnym niczego. Mógłbym napisać, że Andreas po raz kolejny udowadnia, jak znakomitym jest twórcą, prezentując nam dzieło pod każdym względem przemyślane i dopracowane. Mógłbym też nadmienić, że oprawa graficzna urzeka nawet tych, którzy na europejski komiks środka są wyjątkowo odporni (a wiem, o czym mówię, bo sam się do takich zaliczam). Ale nie wiem, jaki jest sens - podczas lektury drugiego tomu "ARQ" wcale nie myśli się o tych rzeczach, a po prostu płynie się z nurtem opowieści.

Na "Mroczną Wieżę" stawiam z kilku powodów. Po pierwsze - znakomita, klimatyczna opowieść doprawiona wspaniałymi ilustracjami. Po drugie - świetne polskie wydanie w naprawdę bardzo niskiej cenie. Coś takiego nie zdarza się zbyt często, zwłaszcza, jeśli weźmiemy poprawkę na fakt, że dla wydawcy był to debiut w tym segmencie. Po trzecie - ciekawy eksperyment, który za jakiś czas pokaże nam, czy komiks wsparty nazwiskiem kultowego pisarza będzie w stanie przyciągnąć czytelników niezainteresowanych dotąd komiksem. Jeśli rzecz przyniesie pozytywne rezultaty, może będzie to jakiś sposób na rozszerzenie targetu? Choć sam jestem sceptycznie nastawiony, to wciąż zwlekam z zakupem zbiorczych wydań komiksowej adaptacji "Gry Endera" w nadziei, że zachęcony ewentualnym sukcesem Albatrosa Prószyński (lub ktokolwiek inny) wyda u nas to cudeńko.

Kuba Oleksak:
Przede wszystkim "Niedoskonałości" - Adrian Tomine w swoich komiksach poszukuje nowej dykcji, aby móc wyrazić napięcia relacji międzyludzkich i sięga w tym celu po znany nie tylko z amerykańskiej literatury dyskurs etniczny i postkolonialny. Ale tak naprawdę nie to jest według mnie w jego komiksie najważniejsze i najciekawsze. Bo nie da się "Niedoskonałości" sprowadzić tylko do historii amerykańskiego Azjaty (azjatyckiego Amerykanina?) mającego problemy ze zdefiniowaniem swojej tożsamości w ponowoczesnym chaosie, a kto tak odczytuje "Shortcomings", strasznie zubaża swoją lekturę. Autor niezwykle dyskretnie, jakby poza fabułą, ustawia postrzeganie rzeczywistości swojemu czytelnikowi. Przynajmniej ja, po odłożeniu komiksu na półkę, nie mogłem się uwolnić od zaproponowanego przez Tomina sposobu patrzenia na świat.

Natomiast "Osiedle Swoboda" to jede z najważniejszych i najciekawszych polskich komiksów ostatnich dwudziestu lat. Seria Śledzia, jak i "Produkt", na łamach którego była publikowana, odmieniły całkowicie oblicze rodzimego komiksu, którego najnowszą historię da się podzielić na tą przed i po "Produkcie". Przy okazji "OS" udało jej się trafić pod strzechy i stać się komiksem popularnym i rozpoznawalnym także poza gettem. A po dziesięciu latach od swojej premiery pierwszego odcinka wciąż sprawia znakomite wrażenie!

Robert Wyrzykowski:
Wymienię dwa tytuły, które być może nie do końca mieszczą się na moim prywatnym podium najlepszych komiksów roku 2010 - ale bez wątpienia są to publikacje ciekawe, w swoim czasie dużo się o nich mówiło, natomiast mam wrażenie, że po kilku miesiącach uległy zapomnieniu i teraz mało kto o nich pamięta. Warto je zatem odkurzyć, bo prawdopodobnie nikt poza mną ich nie wspomni w tego typu zestawieniach.

Najsympatyczniejszą inicjatywą roku było zdecydowanie "Komiksowe becikowe" - wyprawka, jaką dla przyszłych ojców Karola Kalinowskiego i Piotra Nowackiego przygotowali koledzy i koleżanki z komiksowego poletka. Każdy z zaproszonych twórców wniósł w poczet antologii okolicznościowy szort na temat dzieci, dochód ze sprzedaży został przekazany młodym rodzicom. Tajne preparacje odbywały się jeszcze w 2009 r., ale oficjalna premiera miała miejsce jednak w styczniu 2010 - zatem, kwalifikuje się do zestawienia za ten rok! "Becikowe" to fajna i ciepła inicjatywa i jedna z lepszych komiksowych antologii "na temat". Rok 2010 w ogóle obrodził w komiksowe maluchy, 2011 zapowiada się pod tym względem jeszcze lepiej.

Drugim ciekawym tytułem jest "Komiksowy przewodnik po Warszawie". Pisałem o nim na łamach Kolorowych parę miesięcy temu, zatem nie będę się teraz powtarzał. Darmowa publikacja, czołówka młodych polskich twórców, niebanalne podejście do tematu, ciekawy pomysł na promocję miasta. Niektóre fabułki lepsze, inne słabują. Ale ja tutaj podsumowuję projekt jako całość, a projekt mi się podobał. Oby więcej takich przewodników, Warszawy i nie tylko.

Z rzeczy innych, które zrobiły na mnie wrażenie - "Mój syn" Schrauwena, "Skład główny" Loisela i Tippiego. "Księga Genesis" Crumba. Warte odnotowania są "Sceny z życia murarza" Jerzego Szyłaka, o których chciałbym w najbliższym czasie napisać parę słów. Z webkomiksów najbardziej oczarowała mnie "Czwórka na pokładzie", natomiast i tak najważniejszą dla mnie premierą tego roku był "Kapitan Sheer". Z wiadomych względów.
Łukasz Mazur:
Jeśli chodzi o twórczość rodzimą, to najwięcej dobrego zrobiło mi "Zapętlenie" (a raczej prolog i fragment epilogu) Daniela Chmielewskiego. Kilkudziesięciostronicowy albumik - niedostępny w normalnym obiegu - został wydany przy okazji wernisażu związanego z obroną dyplomu na warszawskiej ASP. Pierwszy tom zaplanowany jest na październik przyszłego roku i - po lekturze prologu - znajduje się w ścisłej czołówce komiksów, na które czekam z zapartym tchem. Daniel, jak to Daniel, nie stawia na czytelnika masowego, a wymagającego, dla którego lektura komiksu będzie czymś więcej niż bezmyślnym przerzucaniem kartek. Już w samym prologu bardzo zgrabnie miesza style, techniki, porusza tematy, których na próżno szukać w innych tego typu pozycjach. Już teraz polecam. Na dodatek album(ik) ten posiada niesamowitą okładkę od której ciężko przejść obojętnie, bez dokładnego się jej przyjrzenia.

Z pozycji zagranicznych nie mógłbym nie wymienić "Samotności rajdowca" Nicolasa Mahlera. Kultura Gniewu wydała ten mały, acz bardzo sympatyczny albumik w kwietniu tego roku i mam wrażenie, że przeszedł on nieco niezauważenie. Autor znany u nas wcześniej z "Pragnienia" i występów w "Ziniolu" przy pomocy swojej charakterystycznej kreski i poczucia humoru przedstawia historię tytułowego rajdowca, który najlepsze lata kariery ma już dawno za sobą i który wszelkie troski i smuty (a trochę ich ma) zapija w ulubionym barze wraz ze swoimi najbliższymi (też pokonanymi przez los) kumplami. Najprościej ujmując (i nieco banalnie, przyznaję), "Samotność rajdowca" to po prostu gorzki komiks o życiu, z którym warto się zapoznać. Podobnie jak z samą twórczością Mahlera, którego kolejne pozycje z chęcią zobaczyłbym na swoim regale.

Janusz Topolnicki:
Komiksowy top ubiegłego roku pytacie? Moja "odpowiedź" będzie oczywiście wymijająca, dlatego nie wskażę dwóch najlepszych albumów anno domini 2010, ale za to napiszę słów kilka o dwóch najlepszych moim zdaniem inicjatywach, które ubiegłego roku w naszym komiksowie mozolnie "robiły swoje"....

Zacznę od zeszytówek - zjawiska przez jednych ukochanego, a przez drugich notorycznie obśmiewanego. Choć ich "sens" istnienia na polskim rynku jest co najmniej zagadkowy, to na pewno spora część komiksiarzy lubi ich widok na kioskowych półkach. Bo choć nie zawsze trafiają w nasze gusta, to ich szeroka dostępność jest szansą (nikłą bo nikłą, ale zawsze) na powiększenie naszego elitarnego ilościowo grona. I za tę wytrwałą walkę z naszą smutną rzeczywistością należą się brawa dla ich wydawców. Egmontowi za kolejny rok ze "Star Wars Komiks" i oby udaną próbę z "Fantasy Komiks" oraz "Komiksowe Hity", a także (rzutem na taśmę) Jakubowi Kiyucowi za, wydaje się, karkołomny pomysł z "Konstruktem".

Drugą inicjatywą, za którą jestem wydawcom szczerze wdzięczny, są zbiorcze wydania komiksowej klasyki. Z odrobiną "zadęcia" można o nich śmiało powiedzieć, iż na półce prawdziwego konesera historii obrazkowych powinny zagościć już dawno, dawno temu. I dlatego w tym miejscu brawa należą się Egmontowi za kolejną próbę wydania całości "Tintina" - oby tym razem (mimo kryzysu) udaną, bo są oni tak blisko mety. Taurus Media za absolutne mistrzostwo komiksowego noir w postaci "Torpedo". Wszystko wskazuje na to, że w tym roku będziemy mogli skompletować tę historię, a dodatkowym powodem do radości jest planowane wydanie, w następnej kolejności, "Krakena" (w takim samym formacie) z rysunkami rewelacyjnego Jordi Berneta. Największy jednak ukłon i słowa uznania należą się wydawnictwu Nasza Księgarnia, która nie zajmując się w ogóle komiksami, wzięła wszystkich z zaskoczenia, i powoli acz skrupulatnie wydaje absolutnego klasyka - zbiorcze "Fistaszki".

Za obie inicjatywy wydawcom szczerze dziękuję. Choć te tytuły czasem gdzieś umykały pośród innych, głośniejszych premier, to dzięki nim nasz mały rynek komiksowy wiele zyskał/zyskuje. Dlatego dziękując za ich starania, życzę powodzenia w 2011 roku!

Brak komentarzy: