poniedziałek, 15 marca 2010

#401 - Komiksowa dekada za Oceanem, cz.4: 2008-09

To już przedostatnie wydanie cyklu podsumowującego ostatnią komiksową dekadę za Oceanem (a właściwie "dekadę", bo pierwsze dziesięciolecie nowego tysiąclecia dobiegnie końca dopiero z kresem bieżącego roku). W przyszłym tygodniu wraz z redaktorami CBR przyjrzę się najciekawszym tendencjom, wybiorę najważniejszych twórców, serie, albumy i postacie.


1. Zmiany Diamonda

W styczniu ubiegłego roku sieć bezpośredniej dystrybucji Diamond Comic Distributors, będąca rynkowym monopolistą, jeśli chodzi o wydania zeszytowe, zmieniła zasady współpracy ze swoimi kontrahentami. Jakie miało to znaczenie dla rynku? Mocno odczuły to typowe sklepy komiksowe, odwiedzane w każdą środę przez Sheldona Coopera i jego kolegów. Teraz, po podniesieniu "minimum orders" o wiele trudniej jest się przebić twórcom niezależnym, którzy ze swoimi pracami starają się dotrzeć do czytelników przez Amazona i dystrybutorów książkowych oraz… za pomocą sieci. Nie jestem pewien czy Diamond nie strzelił sobie w stopę tym posunięciem i nie przyspieszył momentu, w którym każdy będzie sobie mógł ściągnąć cyfrową wersję najnowszego numeru swojej ulubionej serii. Rzecz jasna jest to kwestia z pewnością lat, a może nawet dziesięcioleci, więc wieszczenie rychłego upadku monopolisty wydaje się naiwne. Przynajmniej w chwili obecnej. Ale podoba mi się wizja Kiela Phegleya – zeszytówki będzie się czytało z ekranu komputera, trade'y i omnibusy będzie można kupić w największych księgarniach internetowych, a niezależnych prosto od wydawców, na przykład od ręki na konwentach typu MoCCA czy SPX.

2. Kinowe rządy "Mrocznego Rycerza"

Hype nakręcony wokół "Mrocznego Rycerza", drugiej części filmowego "Batmana" w reżyserii Christophera Nolana, zapowiadał spory sukces, ale nikt nie spodziewał się, że będzie on aż tak wielki. Zaliczając najlepsze otwarcie, okazał się również najbardziej kasowym filmem z komiksowym rodowodem, a drugim w ogóle, w całej historii kinematografii. Oczywiście, po premierze "Avatara" te dane mogą być już nieaktualne, ale wciąż budzące szacunek. I nie sposób zapomnieć o znakomitej roli Heatha Ledgera, nagrodzonej (słusznie, czy niesłusznie) Oscarem, którego Joker dla wielu był najlepszym wcieleniem tej postaci w ogóle.

Bardzo trafnie o "Mrocznym Rycerzu" wypowiada się George Tramountanas, mówić, że to film oparty na motywach komiksu dla dzieci, ale zrobiony przez dorosłych i dla dorosłych. Batman w XXI wieku ucieka od banalnych schematów obecnych w kiczowatych opowieściach obrazkowych, podejmując jednak ich klasyczne motywy, takie jak walka dobra ze złem, odwieczny wybór pomiędzy ratowaniem ukochanej, a powstrzymanie super-łotra, proces transformacji zwykłej jednostki, w złowieszczego villaina. Całość podana jest w efektownej, sensacyjnej otoczce, strawnej dla przeciętnego, współczesnego widza, który niekoniecznie musi tolerować trykoty.

Co ciekawe, wśród redaktorów CBR wydzieliła się frakcja, która wyżej od dzieła Nolana ceni sobie "Iron-Mana", który jest bardziej "komiksowy" i przez to lepiej trafia w ich gusta. Mnie również z początku drażniło to, że w nowym Batmanie jest tak mało Batmana i dopiero po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do nowej poetyki i czekam cierpliwie na finał trylogii.

3. Koniec świata, czyli premiera "Strażników"

Dla przeciętnych czytelników komiksów i potencjalnych widzów "Strażnicy" to kolejna z adaptacji do zaliczenia w multipleksie. O tyle ciekawa, że dotyczy tym razem prawdopodobnie najważniejszej powieści graficznej o super-bohaterach w historii, która uchodziła za nieprzekładalną na język filmu. Dla mnie, była to sprawa znacznie cięższego gatunku, wpisująca się w schemat uciskania genialnego artysty przez żądną zysków korporację. Odsuwając wszystkie fanaberie i arogancję (moim zdaniem słuszną) Alana Moore'a, kręcenie filmu na podstawie komiksu jego autorstwa wbrew jego woli uważam za czystej wody draństwo. Żeby jeszcze z tego konfliktu wyszedł jakiś naprawdę dobry film, a nie nużące i rozciągnięte do granic możliwości, patetyczne ścierwo, można by się Moore'owi zaśmiać w twarz, ale tak można jedynie rumienić się z zażenowania.

Utwór Zacka Snydera można zobaczyć bądź go sobie odpuścić. Dla mnie decyzja o obejrzeniu "Strażników" wiązała się z dylematem. Czy wziąć przykład z nieprzejednanego do samego końca Rorschacha, zawsze postępującego w zgodzie ze sobą i swoim zasadami, który przez swoją maskę potrafił dostrzec jedynie dwa kolory – czerń i biel, czy raczej zachować się jak Ozymandiasz, najmądrzejszy ponoć człowiek na świecie, dostrzegający wszystkie odcienie szarości. Stanąć po stronie twórcy, którego cenię, czy wytwórni/wydawnictwa?

4. Epickie wydarzenia po raz pierwszy ("Secret Invasion")

To miał być wielki crossover, dorównujący jakości niezrównanej "Wojnie Domowej". Znakomicie i sensownie przygotowany, oparty na banalnym, ale świetnym pomyśle, w który zaangażowano najlepszych twórców zatrudnionych w Marvelu (Brian M. Bendis i Leinil Francis Yu). Historią, którą mozolnie przygotowywano od wielu lat. Słowem – to nie mogło się nie udać, ale jednak – "Sekretna Inwazja" okazała się niewypałem. Cholernie dużo obiecywałem sobie po tym wydarzeniu. Wypadki związane z Illuminati, odkrycie pierwszego Skrulla na łamach "New Avengers", wreszcie pierwsze zeszyty głównej mini-serii i… to właściwie tyle. Potem rozczarowanie goniło rozczarowanie, które nawet niby dramatyczny finał i zapowiedz "Dark Reign" miały zrekompensować. Ale tego niestety nie zrobiły.

"Wyobraźnie sobie, co by było gdyby Skrullowie naprawdę wygrali. Komiksy mogły opowiadać o wspólnym froncie ruchu oporu herosów i łotrów, ścierających się z zmiennokształtnymi kosmitami polującymi na niedobitki kolorowych trykotów" – zdecydowanie Dave Richards ukradł mój pomysł. TO mogłyby być PRAWDZIWE "Mroczne Rządy", a nie te kilka miesięcy sławy Normana Osborna, które właśnie dobiegają końca. Takie rozwiązanie na rok rozwijałoby niesamowite pole do popisu dla szeregu scenarzystów, które nigdy nie zostanie wykorzystane.

5. ... i po raz drugi ("Final Crisis")

Nie wiem czy Ostateczny, Finałowy i Największy z "Kryzysów" w DC był dobry czy zły, bo zwyczajnie go nie czytałem. Faktem jednak pozostaje, że większa część czytelników zrównała go dosłownie z ziemią. "Zatrudnić Granta Morrisona przy "Final Crisis" to tak jakby wynająć Davida Lyncha do nakręcenia "Transformerów" – trudno nie zgodzić się z opinią George'a Tramountanasa, choć nie skreśliłbym z góry pracy szkockiego scenarzysty przy trykociarzach. Inna sprawa, że w sprawach wydawniczych DC dało zwyczajnie ciała. O ile można znieść potworne opóźnienia, mnóstwo tytułów opatrzonych logiem "FC", które nie miały z nim nic wspólnego, zmianę na stanowisku grafika głównej mini-serii (bo to przywary większości crossoverów), ale brak odpowiedniej chronologii poszczególnych serii i zeszytów, złe rozłożenie fabuły między "Batman R.I.P.", "Final Crisis" i "Superman Beyond" to karygodne niedopatrzenia.

"Tak po prawdzie "FC" jest historią o jednym, cholernie złym dniu w DCU, a w pewnym momencie znakomitym miksem klimatów post-apokaliptycznych i klasycznego super-bohaterstwa, poskładaną w bardzo ładnym zbiorczym wydaniu" – krótko i celnie podsumował Tim Callahan.

6. Przeciętna cena komiksowego zeszytu rośnie do 3.99$

Z powodu kryzysu gospodarczego, kurczącego się z roku na rok rynku komiksowego i malejącej sprzedaży, podwyżka ceny pojedynczego zeszytu wydawała się nieunikniona. Czytelnicy, czyli klienci podnieśli wrzask, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo wydawcy po prostu nie mieli wyboru. Koszta rosły, a dochody były coraz mniejsze. Żeby ratować biznes, trzeba było podnieść ceny. I to o niemało, bo o 33%. Mimo tego, sprzedaż utrzymała się na podobnym poziomie. Prawda jest taka, że czytelnicy pozostali przy swoich ulubionych seriach, rezygnując z tych, które kupowali okazyjnie, od czasu do czasu. Podwyżka odbiła się głównie na mniej popularnych tytułach, często doprowadzając do ich zamknięcia.

Oczywiście, ten miecz ma dwa ostrza i na dobrą sprawę jest takim błędnym kołem. Żeby pozostać na rynku i nie tracić czytelników, trzeba podnosić ceny, co z kolei powoduje odpływ czytelników. Nie orientuje się na tyle dobrze w amerykańskim rynku i nie interesują mnie zbytnio wyniki sprzedaży dlatego nie chce wieszczyć żadnych apokaliptycznych wizji upadku amerykańskiego przemysłu komiksowego. Tak jak każdej innej branży, także w tej może zdarzyć się bessa, po której nastąpi hossa. Miejmy nadzieję, że tak będzie i w tym przypadku.

7. Disney kupuje Marvela

Fakt kupienia największego wydawcy kolorowych zeszytów przez potężny konglomerat medialny był szeroko komentowany w sieci, ale tak naprawdę, na dobrą sprawę nikt nie wie co może oznaczać i z czym będzie się on wiązał. Można mnożyć spekulację o próbie uczynienia z Marvela kopalni znakomitych filmowych licencji, na których obecnie zarabia się teraz spore pieniądze. Myślę, że nie ma co panikować i zżymać się, że Myszka Miki szturmem wzięła Dom Pomysłów i zamkną MAX imprint, a w towarzystwie Wolverine'a będzie występował Kaczor Donald.

Sądzę raczej, że jakieś widoczne zmiany w Marvelu zaczną pojawiać się dopiero za kilka dobrych lat. Jak przypuszczam połączenie takich dwóch molochów nie jest sprawą łatwą, a przeciętni czytelnicy nie mają pojęcia o owej strukturze wydawnictwa i wpływie Disneya. Jedyne, co pozostaje to tylko czekać na efekty "transakcji tysiąclecia".

8. Zmiany w strukturze zarządzania DC Comics

Równolegle z przejęciem Marvela przez Disneya spore zmiany dotknęły drugiego giganta komiksowego rynku. DC Comics zostało przemianowane na DC Entertainment, kompetencje Paula Levitza, byłego już szefa wydawnictwa, zostały rozdzielone na kilka innych osób, o czym pisałem w jednym z ostatnich wydań Trans-Atlantyka. Rządy Levitza można uznać raczej za zachowawcze – były scenarzysta wychodził z założenia, że jeśli coś działa dobrze, to nie trzeba tego naprawiać (cytując Kiela Phegley'a). Prawda jest jednak taka, że DC we wszystkich właściwie kategoriach przegrywa z Marvelem, dysponując obiektywnie znacznie większym potencjałem pod właściwie każdym względem.

Wraz ze zmianą kierownictwa DCE uświadomiło sobie, że trzeba coś zrobić z taką sytuacją. Zapowiedzi są z pewnością huczne, a wydawnictwo chce skupić się nie tyle na komiksach, co na filmach animowanych produkowanych prosto na DVD, serialach telewizyjnych i wreszcie filmach kinowych.

18 komentarzy:

Unknown pisze...

Myślę, że DC zamiast próbować konkurować z Marvelem na ich podwórku, powinno robić to, co jak dotąd szło im zdecydowanie lepiej, czyli robić historie dla poważniejszych nieco czytelników.

Nie do końca jestem na bieżąco, ale to co słyszę na temat obecnej fabuły Batmana to straszna bieda jest.

I niech wreszcie dobrego Supermana nakręcą, to akurat by się przydało.
Szczerze mówiąc mi też Iron Man podobał się bardziej niż TDK. Trochę mnie już nudzi ten realizm wciskany na siłę do raczej nierealistycznych historii.

holcman pisze...

Ale co to znaczy, że w nolanowskim "Batmanie jest tak mało Batmana"?

Łukasz Mazur pisze...

I jak mam rozumieć, że DC dysponuje znacznie większym potencjałem od Marvela? Hę?

timof pisze...

tak, że dc nie był bankrutem, jak marvel w momencie sprzedaży;p

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Strażnicy akurat jako film się bronili - chociaż nie dla hardkorowego fana.

Za to Mroczny Rycerz dla hardkorowego fana też się nie bronił nijak.

A Heath Ledger to była najgorsza pomyłka w historii ekranizacji.

Mikołaj Ratka pisze...

Kolejna dyskusja na temat "Mrocznego Rycerza" na Kolorowych, ale skoro to déjà vu, więc sam się powtórzę ;) Ja również wolę "Iron-Mana", bo najnowszy Batman ma najzwyczajniej durnowaty scenariusz.

holcman pisze...

@ godai

pierdolisz

@ skill

Co było durnowatego w scenariuszu "Mrocznego rycerza", a co nie było durne w scenariuszu "Iron Mana"? Konkrety.

Mikołaj Ratka pisze...

@ holcman

A stwierdziłem, że "Iron Man" pozbawiony jest scenariuszowych głupotek? Ma ich mnóstwo, ale zrobiony jest w zupełnie innej konwencji niż "Mroczny Rycerz" i w ramach tej konwencji doskonale się broni - to niezobowiązująca, lekka rozrywka, z dobrymi dialogami, dobrymi scenami akcji i dobrym aktorstwem. I nic więcej.

"Mroczny Rycerz" natomiast sili się być czymś więcej, filmem superhero na poważnie. Mamy tu szereg kwestii poruszonych zupełnie na serio, m.in. egzystencjalne problemy bohaterów czy (nieudolne) moralizatorstwo. Niestety jest w tym filmie cała masa elementów, które nie pozwalają kupić wykreowanej rzeczywistości, elementów które same zaprzeczają wizji świata przedstawionego. Nonsensy w tym filmie przeskakują same siebie i chyba nie muszę ich wymieniać, bo myślę, że doskonale zdajesz sobie z nich sprawę.

holcman pisze...

No właśnie nie zdaję sobie sprawy. Dla mnie to najlepszy film AD 2008. Kupuję wizję Nolana i spółki bez zastrzeżeń (no może z malutkimi).

A "Iron Man" jest dla mnie nieznośnym, nudnym, głupim gniotem i stratą czasu.

Pablo pisze...

@ timof

Marvel w momencie sprzedaży nie był żadnym bankrutem a ich obroty i udziały w rynku były dwukrotnie większe od DC.

timof pisze...

@ pablo

polecam lekturę stron branżowych i książek o komiksowym rynku amerykańskim.

jedyny dział przynoszący zysk (ważne słowo do zapamiętania!) w chwili przejęcia to prawa do filmów, i to bardzo duży zysk. rynek figurek siadł, polityka najpierw hc potem tpb okazała się dziurą bez dna. więc marvel znalazł się w sytuacji, w której od początku lat 90. był parokrotnie. albo ogłaszamy bankructwo po raz kolejny i restrukturyzację interesu, albo hmm... znajdziemy jelenia, który z z kurą znoszącą złote jajka kupi jej wyliniałe piórka.

udało się, po raz kolejny przetrwać, ale podejrzewam, że nie będzie już tak słodko jak kiedyś. że w najbliższych latach, jak coś nie będzie bilansować się w sprzedaży, to po prostu zejdzie z rynku, a nie na siłę będzie utrzymywane, bo wiadomo, że to nie w jakości siła, a w ilości. tak naprawdę co disney zrobi z wielkimi obrotami i udziałami w rynku, aby uzyskać zyski adekwatne do transakcji, to zobaczymy za kilka lat.
pocieszać można się tym, że marvel to marka znacznie bardziej zadomowiona na rynku niż crossgen.

Anonimowy pisze...

Nie wiem skąd to wziąłeś koleś. Marvel dawno wyszedł z dołka i obecnie prowadzi we wszystkich kategoriach.

Anonimowy pisze...

mów do anonimów, a oni dalej swoje modły_!_

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

@holcman: pierdolę, ale generalnie tak napisaną postać, jak postać Heatha Ledgera (nie nazwę tego Jokerem). Ale to na żywo przy piwie i ci ponownie powiem, co spierdolili. A także co mi się w filmie nie podobało.

Chudy pisze...

W sprawie durnowatości TDK:

http://www.youtube.com/watch?v=vbgLapRAloQ

Ja lubię Nolana i uważam nawet, że zrobił lepsze od "Iron Mana" film. Co wcale nie oznacza, że w paru miejscach ten film blednieje i będzie blednieć z czasem. Miejmy nadzieję, że wyciągną błędy w trzeciej części.

Tak czytam te podsumowania i wpadło mi w oko jedno "ale". Kubo, piszeszmi tutaj że "Final Crisis" nie czytałeś, natomiast w "krótkim rejestrze zabójców Batmana" wypowiadasz się tak, jakbyś go czytał. To jak to jest w końcu?

Chudy pisze...

Aha, w 66 numerze Kwartanika Filmowego jest ciekawa analiza "mrocznego Rycerza" z naukowego punktu widzenia, dużo tan antropologii. Autor celnie wytknął błędy Nolana i trochę przekombinowany trend w współczesnym kinie rozrywkowym. Polecam.

tO mY: pisze...

"Co ciekawe, wśród redaktorów CBR wydzieliła się frakcja, która wyżej od dzieła Nolana ceni sobie "Iron-Mana" - mi się oba podobały, ale tylko Iron Mana" sobie kupiłem na DVD. W pudełku z maski żelazka. Batman Nolana bardzo ok. I to obie części- fajnie się składają w inną wizję. Wcześniej tak silną i sprecyzowaną miał tylko Burton. no, z tych, które znam, bo sławny serial znam tylko z wersji kinowej z 1966- gumowy rekin forever :lol:

"Żeby jeszcze z tego konfliktu wyszedł jakiś naprawdę dobry film, a nie nużące i rozciągnięte do granic możliwości, patetyczne ścierwo, można by się Moore'owi zaśmiać w twarz, ale tak można jedynie rumienić się z zażenowania."- nareszcie ktoś dosadnie jak ja myśli i wypowiada się o tym filmie! Dziękuję, Kubo. Bardzo źle to wyszło. Równie mocno zawiódł mnie Wolverine, zwany przez polsatowskich mistrzów tłumaczenia wilkiem, a że Wilq jest tylko jeden, o tym wszyscy wiemy :lol: Ale to inna bajka zupełnie...

Kuba Oleksak pisze...

Chudy - nie, nie czytałem FC, tylko komentarze, previewy i reviewy. Jeśli po moim poprzednim tekście o Morrisonie, w którym temu crossovi poświęciłem ilustrację i jakieś dwie linijki, miałeś takie wrażenie, to przepraszam, może się niedokłądnie wyraziłem.

A "Strażnicy" to kupa przeraźliwa, nieważne czy jest się fanbojem Moore`a czy przeciętnym kinomaniakiem.

Holcman - film Batmanowi skradł Joker :)