środa, 25 marca 2009

#150 - Cycki, Mechaniczny Penis i Woda Sodowa

Tym razem miała być Jasonowa recenzja, ale nie będzie. Ciężko ostatnio pisze mi się jakiekolwiek wynaturzenia na kształt recenzji właśnie, a jeszcze gorzej idzie mi wychodzenie poza schemat "krótki wstęp - parę słów o samym komiksie - parę o scenarzyście - następnie rysowniku - koniec". Więc nadszedł w końcu czas na wpis, który chodził mi po głowie od dobrych kilku miesięcy.

Dzisiaj będzie o przypadkach cenzury w komiksach. Tych z głównego nurtu, od Marvela i DC, bo mniejsze wydawnictwa mogą pozwolić sobie na zdecydowanie więcej i często też z tego prawa korzystają. Na pomysł ten wpadłem jakiś czas temu, kiedy tydzień po tygodniu szefostwo DC musiało wycofywać swoje komiksy ze sklepów, bo trzeba było coś zmienić czy zamazać, a przypomniałem sobie o nim niedawno, kiedy plansze z "X-Men Noir" wyglądały nieco inaczej od wersji przedstawionej jako preview. I właśnie od tego przypadku pozwolę sobie zacząć tę wyliczankę.

Zapowiedź czwartego, ostatniego numeru elseworlda poświęconego losom mutantów z połowy ubiegłego wieku zawierała trzy kadry, które okazały się zbyt kontrowersyjne i w ostatecznej, papierowej wersji zostały nieco zmodyfikowane. Sebastian Shaw i jego harem zostali bonusowo obdarowani okryciem wierzchnim - czy to materiałem, którym kobiety mogły zakryć swe nagie ciała, czy to dwoma kreskami na tyłku Shawa, które przeobraziły się w jego bieliznę. Zmodyfikowany został nieco również witraż z którego usunięto przytulającą się do krocza modlącego się jegomościa niewiastę. O ile ten drugi przypadek można zrozumieć, o tyle materializujące się majtki i ręczniki są zwykłą nadgorliwością ze strony edytorów Marvela. Nie pierwszą zresztą i nie ostatnią - dosyć zabawny los spotkał wielkiego robota z szóstego numeru maxi-serii "The Twelve", który pozbawiony został swojego wojennego wyposażenia - karabin maszynowy, który znajdował się pomiędzy jego nogami, za bardzo się kojarzył i w ostatecznej wersji mech został wykastrowany.


Teraz mały skok w bok w stronę DC i wspomniane już wyżej przypadki ze stajni Batmana i Supermana. Na początku września 2008 właściciele sklepów komiksowych zostali poinformowani przez największego dystrybutora komiksów - Diamond, że jeśli mają już w swoich magazynach egzemplarze 10 numeru "All Star Batman and Robin" muszą je natychmiast zniszczyć a prawidłowa wersja komiksu zostanie im dostarczona przy kolejnej dostawie. Powodem tych drastycznych kroków było złe nałożenie farby mającej zakryć przekleństwa w soczystych dialogach Millera włożonych w usta (na Boga!) młodziutkiej Batgirl i oprychów. Spod czarnych prostokątów, prześwitywały słowa takie jak: cunt, fuck czy assholes, których obecność w meijnstrimie jest przecież niedopuszczalna. Dodatkowo okazało się, że wprowadzono pewne zmiany w grafice jeszcze przed publikacją komiksu - na szkicach Jima Lee Batgirl ściska w dłoniach klejnoty łobuziaków, co z ostatecznej wersji zostało zwyczajnie wymazane. Jeszcze kurz nie opadł po tej wpadce, a tydzień później przydarzyła się kolejna, tym razem z udziałem harcerza Clarka Kenta. "Action Comics" #869 musiał być ponownie wydrukowany, ponieważ ktoś dopatrzył się na okładce (w kilka miesięcy po opublikowania jej w zapowiedziach), że Clark i jego ziemski ojciec bez skrępowania popijają sobie piwo z butelki. Ten niecny wybryk bardzo szybko (i dosyć niechlujnie) został wymazany, a w poprawnej politycznie wersji urocza dwójka popija spokojnie wodę sodową. Honor Supermana uratowany! Zmiany, w porównaniu z zapowiedzią komiksu, spotkały również okładkę do 40 numeru serii "Batman/Superman" w której ostatecznie prawa ręka Batmana została zdjęta z ponętnego biustu uzbrojonej heroiny. Czyżby kolejna poszlaka sugerująca jakoby panicz Bruce był bardziej zainteresowany płcią brzydką?


Niekwestionowanym królem tego typu ciekawostek jest Frank Cho, na którego cenzorzy są już chyba szczególnie wyczuleni. Niepokorny artysta znany z zamiłowania do obfitych biustów i budzących respekt tyłków swoich bohaterek, nie raz i nie dwa razy dawał im sposobność ingerencji w swoje prace. Sporo roboty mieli oni przy serii "Shanna: The She-Devil" (zarówno napisanej jak i narysowanej przez pana Cho), której bohaterką jest niezwykle skąpo ubrana wojowniczka. W tym przypadku, podobnie jak w "X-Men Noir", trzeba było dorysowywać ręczniki czy fruwające kawałki szkła, aby zakryć to co Shanna ma najlepszego. Wyleciał niestety kadr z sutkiem bohaterki (można zapalić e-świeczkę ku pamięci) widoczny na pierwszej z prezentowanych stron. Cho dał się we znaki również przy okazji dwóch projektów Hero Initiative, w których 100 artystów rysowało 100 okładek ze Spider-Manem i Hulkiem. W pajęczym przypadku golutka Mary Jane musiała odziać się w ręcznik, aby zostać wydrukowana przez Marvela w albumiku zbierającym wszystkie okładki. W przypadku Hulka już nie było tak różowo, ponieważ grafika Cho, prezentująca podekscytowanego zielonego olbrzyma i jego rozbierającą się kuzynkę She-Hulk była nie do zaakceptowania, co jest raczej do zrozumienia ze względu na ich rodzinne relacje. Podobne kontrowersje wzbudziła wariantowa okładka artysty do trzeciego numeru Loebtimates, na której zaprezentowane jest zbliżenie Logana i Scarlet Witch. Ostatecznie grafika ta nie została wykorzystana, nawet pomimo autocenzury ze strony Cho (przy której pomagał Brandon Peterson) i mogę się jedynie domyślać, że największe kontrowersje wzbudzała nie tyle nagość, co domniemane powiązania rodzinne owej dwójki (spojler: w 3ciej serii "Ultimates" zasugerowano, że to Wolverine może być ojcem Scarlet Witch, a nie Magneto).


Wracając jeszcze do wojowniczej Shanny - autor przyznaje, że najbardziej obawiał się, że cenzorskie nożyce zaatakują głównie sceny gdzie ukazana jest przemoc, a nie te z nagim ciałem bohaterki. Stało się jednak odwrotnie, co Cho skwitował następującymi słowami: "Wydaje mi się, że wiele to mówi o tym kraju". Nie chcę się zagłębiać w kwestie "dlaczego pokazuje się krew, wnętrzności i fruwające kończyny, a cenzuruje się nagość i sex", bo o tej fałszywej moralności powiedziano i napisano już wiele. Możliwe, że jest to kwestia podejścia edytorów Marvela i DC, którzy może wychodzą z założenia, że większość czytelników sama na własnej skórze doświadczy miłosnych uniesień, a już niekoniecznie każdy będzie miał przyjemność wydłubać oko i odrąbać komukolwiek którąkolwiek z kończyn?

Czasem jednak zachowania (a raczej ich brak) komiksowych stróżów moralności mogą zadziwić. Dla przeciwwagi kilka przykładów w drugą stronę - jakiś czas temu dosyć głośno było (pisano o tym swego czasu nawet na serwisie Komikslandii, który co chwila zapowiadał upadek Mandry, a teraz sam odszedł w niepamięć) o okładce Alexa Rossa do "Justice Society of America" #7 na której swoje mięśnie pręży Citizen Steel. Sokole oko dostrzeże jednak, że w spodniach herosa pręży się też inny muskuł. Dla wielu szokiem było, że herosi również posiadają penisy, jednak DC ani myślało ugrzeczniać okładki i zostało tak jak to było w zapowiedziach. Zadziwiający pod tym względem był również cover autorstwa Sana Takedy do trzynastego numeru "Heroes for Hire" z Marvela, na którym biedne i związane bohaterki muszą stawić czoła złowieszczym mackom. W jednej chwili przed oczami przemykają podobne obrazy z hentaiowych stajni, na których bezbronne przedstawicielki rasy ludzkiej nie mają jak się oprzeć wszechobecnym, kosmicznym odnóżom penetrującym każdy możliwy otwór w ich ciałach. Ku uciesze gawiedzi, obrazkowi towarzyszył brak reakcji ze strony cenzorów. Gdzie tu logika? Pewnie na wagarach razem z konsekwencją. Na deser ponownie okładka, tym razem do "Catwoman" #40, której losy były odwrotne do wyżej wymienionych przykładów w postaci "Action Comics" czy "Batman/Superman". Prezentowana przy zapowiedziach grafika, po trafieniu na papier znacznie wyraźniej zaprezentowała walory bohaterki przy pomocy sporego dekoltu. Czyżby nieoczekiwana zmiana polityki wydawnictwa?

Życzyłbym sobie więcej takich przypadków. A przysłowie o nadgorliwości sobie daruję.

14 komentarzy:

Daniel Chmielewski pisze...

Super artykuł! O więcej takich perełek proszę. Choć ta okładka z Catwoman mogła zostać po staremu, ten biust wygląda jak kiepski montaż fana, w przeciwieństwie do twarzy, która mimo realizmu ma ewidentnie komiksowy charakter.

robwajler pisze...

O, bardzo, bardzo fajny artykuł.

Anonimowy pisze...

Gdzie jest kadr z sutkiem!!!

Łukasz Mazur pisze...

!! Zjebałem i zapomniałem !!

Kiamil dzięki wielkie, wieczorem zaptejtuję o grafiki z Shanny! Uratowałeś sutka!

Anonimowy pisze...

Wielki Szacun!

O ile dobrze pamietam to była jeszcze zabawna sprawa z cycuszkami Power Girl na coverze Justice League of America. Zeszyt był bodajże związany z crossoverem Meltzera i Johnsa do JLofA/JSA.

MJ pisze...

Również dołączam sie do peanów - świetny artykuł (felieton?). Przyklaskuje pomysłowi urozmaicania blogaska w ten sposób - załata to dziurę powstałą pomiędzy reckami komiksów (skonikąd świetnymi), a Trans-Atlantykami.

Łukasz Mazur pisze...

Ok, naprawione! Plansze z Shanny, w tym znikający sutek, są już do wglądu.

@Chudy - z tego co kojarzę to chodziło chyba o wielkość biustu Power Girl, który ostatecznie został zmniejszony na okładce komiksu.

@m010ch - również życzyłbym sobie więcej tego typu wpisów ;)

DeBe pisze...

Świetne. Nieźle się uśmiałem w paru momentach

Leks pisze...

Swojego czasu ostro oberwało też Authority

Anonimowy pisze...

Arcz - dokładnie o to chodziło.

Aha, o ile dobrze kojarzę Cho wspominał, że pracuje nad wersje nieocenzurowaną Shanny dla MAX-a. Będzie to uczta dla oczu :D

tO mY: pisze...

@Daniel- święta racja z okładką Catwoman. Ogólnie cenzura włazi tam gdzie nie powinna, a wyłazi gdzie zostać powinna.

Anonimowy pisze...

Super, dawno tak fajnego tekstu na komiksowe tematy nie czytałem, na dodatek dowiedziałem się mnóstwa ciekawych rzeczy.

Anonimowy pisze...

"Powodem tych drastycznych kroków było złe nałożenie farby mającej zakryć przekleństwa w soczystych dialogach Morrisona "

A nie Millera czasem ? Świetny artykuł

Łukasz Mazur pisze...

Dzięki! Naprawione!