czwartek, 6 marca 2008

# 10 - Savage Dragon (1)


Na początek wzruszająca historia. Kiedyś będąc małym srajdkiem kupującym wszystko z TM Semica, nabyłem magazyn komiksowy Super BOOM. Fajne to było, bo nie dość, że w środku komiksy, to i trochę o nich samych, trochę o tym co sie na rynku w USA dzieje, kto kogo zabił, a kto zmartwychwstał - można było liznąć szczyptę tego co sie dzieje za oceanem. Wtedy taki komiks z USA to było coś. Nie było Rafała i Multiversum, nie było Witka i komiksy.com. Był Witold Idczak (jest do dziś zresztą) i jego katalog komiksów wysyłany pocztą. Był klimat. Mama dzwoniła do Łodzi, zamawiała to i owo, a za dni kilka mogłem się już delektować nowymi Spawnami i innymi komiksami z których nic nie rozumiałem. Najważniejsze było to że miały fajne rysunki, kolory i miłe w dotyku strony. Ameryka zawitała do mojego skromnego życia.

Wracając do Super Boom - w owym numerze była niecała strona poświęcona nowemu wydawnictwu i tym co było pod jego skrzydłami. Był też malutki, czarno biały reprint okładki do The Savage Dragon #4. I tak to się zaczęło.
Image stworzyli wielcy wtedy komiksowi twórcy, żeby bez większego nadzoru mogli realizować swoje autorskie serie. Takim człowiekiem był na przykład Erik Larsen, który po paru latach w Marvelu, postanowił stworzyć coś swojego od początku do końca. A że kandydata miał od lat hen hen dawnych, to głowić zbytnio sie nie musiał - Savage Dragon. Heros którego wymyślił mając lat -naście.

Pierwsza była mini-seria. Trzy numery. Później wydana jeszcze raz, ze zmienionymi bodajże kolorami i rozszerzona do numerów pięciu. Któregoś dnia, gdzieś w Chicago, nie wiadomo skąd pośród płomieni policja znajduje osobnika, który nic nie pamięta. Nie wie kim jest, skąd przybył, ani tego co sie działo we wszystkich latach jego życia. Czysta karta. Duży, zielony, z płetwą na głowie. Po krótkim czasie zostaje przyjęty do policji szikagowskiej, jako osobnik zdolny przeciwstawić się narastającemu złu w postaci gangu super łotrów zwanych Viciuos Circle. Tak to się zaczyna.

Cała seria liczy na razie 130kilka numerów + parę mini serii. Za scenar i rysunki od początku do końca odpowiada Erik Larsen (mowa o głównej serii). Kolorami i liternictwem na przestrzeni tych kilkunastu lat zajmowały sie różne osoby, ale warto zaznaczyć, że przez parę numerów Erik odpowiadał dosłownie za całość. Scenariusz, szkic, tusz, kolory, liternictwo. Wszystko było w jego rękach. Szacun? Szacun. Ale jakby nie patrzeć to wzięcie całego komiksu na własne barki + obecne szefowanie wydawnictwu nie wyszło serii na dobre. Nieustanne opóźnienia, przekładanie numeru z miesiąca na miesiąc to normalna rzecz w obecnej historii Dragona.

Teraz trochę pozytywniej. Seria Savage Dragon to akcja, romans i humor pierwszej klasy. Można parę razy parsknąć śmiechem i opluć z radości komiks / monitor (zależy co kto gdzie czyta) - i tak niemal co numer. Co więcej - Larsen nie przywiązuje sie specjalnie do postaci z pierwszego rzędu czy też dalszych planów i nie jest dla niego problemem skrócenie jakiegoś bohatera o głowę. Hmm, może źle sie wyraziłem. Nie tyle co "nie przywiązuje się" co nie boi się szokujących rozwiązań. Akcja też nie stoi w miejscu - tak jak na początku Dragon jest oficerem policji, tak już po kilkunastu numerach musi zmieniać robotę. Szefuje oddziałowi specjalnemu o nazwie Special Operations Strikeforce, następnie jest bezrobotnym, kandyduje na prezydenta itp itd. Ciągłe zmiany. Oczywiście kilkukrotnie ratuje też świat przed zagładą.

Tyle tytułem wstępu. Co jakiś czas będę tu się rozpisywał o tej serii. Bo pisać jest o czym.

PS. Oficjalna strona: www.savagedragon.com

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

no ja yebie znowu nie ma nic o mnie :)
superboom ? ech malutki, oczy Ci sie swiecily jak Ci pokazalem ten numer ze Smokiem, ktorego nie posiadasz :) jak mogles sie go pozbyc ?!? (zwal na matke:) No dobra bylo troszke o mnie: Chi cago :)


to pisal Chi

Człowiek Potas pisze...

Savage Dragon wymiata. to ulubiona seria Bizona i Sopo. ja swego czasu też miałem niemałego pierdolca. przeszło mi po kilku próbach kupienia jakichkolwiek z nim zeszytów na konwentach w Polsce. jeszcze nie wyrobiłem w sobie kupwania rzeczy w zagranicznych portalach czy sklepach...

Anonimowy pisze...

Karolku - jest coś takiego ostatniego jak "Savage Dragon Archives" - grubaski po kilkaset stron z czarnobiałymi reprintami kolejnych zeszytów (jak w marvelowskich Essentialach). Jak sobie nie wyrobiłeś zwyczaju to Ci mogę odsprzedać moje, a sam se zamówię jeszcze raz. Be my guest!