piątek, 19 stycznia 2018

#2355 - Largo Winch. Tom 5

Piąty zbiorczy tom serii "Largo Winch", obejmujący albumy trzynaście i czternaście, zaczyna się nadzwyczaj poważnie. Całkiem na serio właściciel olbrzymiego Koncernu W wypowiada się w telewizji na temat globalizacji. Mówi z sensem, tak definiując proces: 



(…) to mechanizm zbliżania, w którym sfera ekonomiczna bierze górę nad sferą kulturalną i społeczną, jak to jest w przypadku Unii Europejskiej. Zasada sama w sobie jest dobra, ponieważ jest to czynnik pokojowy. Problemem są zaburzenia, jakie ta kapitalistyczna planetaryzacja na pewno za sobą pociągnie. I już chwilę później ma okazję doznać makabrycznych skutków zaburzeń, gdy do studia wkracza Dennis Tarrant i na oczach widzów popełnia samobójstwo.
Scenarzysta, wielki Jean van Hamme, zaczyna z wysokiego C – dramatyczne wydarzenie ma miejsce już na czwartej planszy, a potem sprawy się jeszcze bardziej komplikują. Gdyż były kierownik małego zakładu produkującego sprzęt narciarski w miasteczku Deer Point w Montanie obwinił pana Winch o to, że w wyniku finansowych spekulacji Koncernu W rodzinna firma została zamknięta, a ponad trzystu pracowników zostało wyrzuconych na bruk. Media od razu zakładają miliarderowi w dżinsach pętlę na szyję, ale i przyjaciele – w ramach protestu wobec bezdusznego postępowania – odwracają się do niego plecami.

To nie koniec kłopotów naszego bohatera. Chcąc wyjaśnić sprawę i ustalić, czy czasem nie doszło do fałszowania danych, pakuje się w jeszcze większą kabałę. Przy okazji na scenę wkraczają nowi, wyraziści aktorzy, m.in. Silky Song, która przejmuje rolę osobistego pilota i bodyguarda. A gdzie podział się Freddy Kaplan? Nie mam zamiaru zdradzać meandrów fabuły i przybliżać kolejnych, zaskakujących wątków. Należy oddać pisarzowi sprawiedliwość, że narracja prowadzana jest w sposób zaskakujący i podczas lektury nie ma miejsca na nudę. Intryga jest bardzo skomplikowana, a rama konstrukcyjna oparta została o mechanizmy funkcjonowania giełdy amerykańskiej.

Recenzując poprzednie odsłony cyklu podkreślałem, że silne wrażenie wywiera na mnie precyzyjna kreska Philippe’a Francqa. Nie inaczej jest tym razem. Każdy kadr – niezależnie od tego czy ukazuje górskie krajobrazy, czy wielkomiejskie ulice, czy wnętrza domów, czy biur – jest niebywale dopieszczony. Realizm przedstawiania dotyczy także mimiki bohaterów i noszonych przez nich strojów.

Początkowo cykl miał charakter opowieści awanturniczej, ale od czwórki van Hamme wyraźnie przesuwa akcenty w stronę thrillera finansowo-konspiracyjnego. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim czytelnikom ewolucja serii przypadła do gustu. W moim wypadku nic się nie zmieniło, byłem fanem przygód pana Wincha i nadal jestem.

Brak komentarzy: