Dwa tygodnie temu odbyła się premierowa edycja "SzlamFestu" - pierwszego takiego festiwal kultury popularnej i śmieciowej w naszym kraju. I okazała się olbrzymim sukcesem - ci, którzy zdecydowali wybrać się do Gdańska wracali z niego nie tyle zadowolenia, ale wręcz zachwyceni. Formuła zaproponowana przez organizatorów - komiks, gry retro, złe filmy, koncerty i wrestling w odpowiedniej dawce w jednym miejscu - okazała się sukcesem. "SzlamFest" się udał. Nie wszystko wyszło idealnie, doskonale o tym wiemy, poprawimy się. Mamy teraz więcej czasu - komentuje specjalnie dla Kolorowych Łukasz Kowalczuk, jeden z pomysłodawców i organizatorów imprezy. Odbyły się wszystkie punkty programu. Autorzy dotarli, zostali
profesjonalnie przepytania przez Tomka Pstrągowskiego. Ja poprowadziłem
spotkanie z wrestlerami, które zgromadziło całkiem sporą publiczność, a
o szlamowych grach opowiedzieli przedstawiciele Save the Floppy i
Retrokompu (odpowiedzialni za część retro-grową). Osobny akapit należy się ekipie Kombat Pro Wrestling, której zapaśniczy show okazał się prawdziwym przebojem wieczoru.
Przyznaję, że choć wrestlingiem interesuję się od lat, to na żywo był to również mój pierwszy raz. Ekipa KPW pojawiała się już na trójmiejskich nerdo-spędach (zgadnijcie kto namawiał na to organizatora Balticonu), ale nie w takich miejscach (klub z barem), nie o takiej porze (sobota wieczór) i nie z taką publiką. Amok, trzeba było zobaczyć reakcję komiksiarzy - dodaje Kowalczuk. A co nie do końca się udało? Frekwencyjnie było dobrze, ale mogło być o wiele lepiej. Zapłaciliśmy frycowe jak każda debiutująca impreza, a na dodatek w Gdańsku tego samego dnia otwierała się nerdo-geekowa knajpa. Mało było przypadkowych ludzi, ale na pewno nie chcemy organizować hermetycznego festiwalu. Jednocześnie wiemy, że żeby przyciągnąć więcej ludzi wcale nie musimy
ściągać do Gdańska typa, który był dekoracją w "Gwiezdnych Wojnach" albo giga-gwiazdy komiksowej, której psychofani pozabijają się w kolejce po autografy. Co dalej? Jeśli ktoś pytał mnie w piątek o drugą edycję, to słyszał że "nigdy więcej". W sobotnie południe było to "raczej nie", wieczorem rozmawiałem już z pozostałymi organizatorami na temat 2018 roku. Od niedzieli rozpoczęliśmy planowanie. Zapraszam więc na SzlamFest 2. Dokładna data pojawi się niedługo.
Poznaliśmy tegorocznym zdobywców Złotych Kurczaków. Bez zbędnych ceregieli przedstawmy więc tegorocznych triumfatorów - nagroda dla zina roku powędrowała na ręce redakcji "Warchlaków". Scenarzystą roku został Jan Mazur, autor "Żywej biblioteki", a rysownikiem - Zavka ("Głodny Jaś i żarłoczna Małgosia"). Z kolei Łukasz Mazur triumfował w kategoriach komiks roku i okładka roku ze swoim "Domkiem w środku lasu żywych trupów". We Wrocławiu pierwszy raz przyznano również Białego Kurczaka za całokształt działalności. Pierwszą statuetkę otrzymał Krzysztof "Prosiak" Owedyk.
Jiro Taniguchi nie żyje. Jeden z najwybitniejszych współczesnych japońskich twórców komiksowych i klasyk gekigi zmarł w wieku 69 lat dnia 11 lutego. Smutna wieść o śmierci urodzonego w 14 sierpnia 1947 roku mangaki została podana przez wydawnictwo Casterman. Francuski edytor powołał się informację otrzymaną od rodziny Taniguchiego. Przyczyna zgonu nie została podana. Pogrzeb miał odbyć w prywatnym gronie. Debiutujący w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku artysta złotymi zgłoskami zapisał się w historii komiksu. Został odznaczony Orderem Sztuki i Literatury we Francji, zdobył Japan Media Arts Festival, otrzymał Osamu Tezuka Culture Award, ma na swoim koncie nominację do nagród Eisnera, Harvey`a czy festiwalu w Angouleme. W Polsce dzięki wydawnictwu Hanami wydano wiele tytułów jego autorstwa ze znakomitą "Odległą dzielnicą" na czele. Szkoda, że nigdy nie poznamy ciągu dalszego "Mojego roku"...
Wystartował konkurs na krótką formę komiksową przy Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Stowarzyszenie Twórców "Contur" i Łódzkie Centrum Komiksu informują, że w tym roku termin nadsyłania prac upływa 31 lipca. Tematyka prac jest dowolna, a pula nagród sięga 20.000 złotych, z czego 7.000 przyznawane jest za zdobycie Grand Prix. Konkurs organizowany jest od 1991 roku i wciąż pozostaje najbardziej prestiżowym wydarzeniem tego typu. Pośród zwycięzców znajdują się tacy twórcy, jak Krzysztof Gawronkiewicz, Michał Rzecznik, Przemysław Truściński czy Bartosz Sztybor. W ramach konkursu przyznawane są nagroda Grand Prix, trzy nagrody i trzy
wyróżnienia. Wszyscy laureaci otrzymują nagrody pieniężne i rzeczowe, a
zwycięzca dodatkowo statuetkę Komiksusa. Prace konkursowe prezentowane
są na wystawie, a najlepsze trafiają do katalogu. Po więcej szczegółów odsyłam tutaj.
Nowy, 37. album z serii "Asteriks", ukaże się jesienią tego roku!
Premiera wersji oryginalnej zapowiadana jest na 19 października, polska –
na 25 października. Album ukaże się dwa lata po wydaniu tomu Papirus Cezara. Autorem
scenariusza, podobnie jak w przypadku 36. części (a także 35.) jest
Jean-Yves Ferri, a rysunków - Didier Conrad. W najnowszym tomie dzielni
Galowie opuszczają swoją wioskę i zabierają czytelników na pełną przygód
wyprawę. Dokąd dokładnie? To na razie jeszcze tajemnica... Poza nowym albumem w Polsce ukaże się w tym roku również nowe wydanie
komiksu René Goscinnego i Alberta Uderzo 12 prac Asteriksa
przygotowywane przez Egmont na maj. Zgodnie z tradycją serii, francuski wydawca opublikował już planszę zapowiadającą album.
Książki z cyklu DC Icons w Polsce - nakładem wydawnictwa Mag na naszym rynku będą ukazywać się młodzieżowe powieści z superbohaterami uniwersum DC w rolach głównych. Pierwszą publikacją z serii będzie "Wonder Woman: Warbringer" autorstwa Leigh Bardugo, autorki znanej z między innymi "Trylogii Griszy" czy "Szóstki wron". Światowa premiera książki zaplanowana została na 29 sierpnia 2017 rok - data polskie publikacji nie jest jeszcze znana, ale póki co mówi się o drugim półroczu 2017. Wiadomo również, że w cyklu ukażą się inne książki poświęcone ikonicznym bohaterom DC - Marie Lu na wziąć na warsztat Batmana, Matt de la Pena Supermana, a Sara J. Mass - Catwoman.
Z planety małp do Gotham - Matt Reeves nowym reżyserem "Batmana". Jeszcze nieoficjalnie, ale podobno obie strony są już po słowie i do dogrania pozostały jedynie kwestie formalne. Warner potrzebował nie więcej, niż dwóch tygodni na znalezienie następcy Bena Afflecka. Według niektórych źródeł studio prowadziło z nim rozmowy jeszcze przed tym, jak oficjalnie ogłoszono decyzję odtwórcy tytułowej roli o rezygnacji z reżyserowania produkcji. Jeśli wierzyć kuluarowym doniesieniem filmowiec znany z pracy nad filmami z serii "Planeta małp", czy obrazami "Pozwól mi wejść" oraz "Projekt: Monster" rywalizował z takimi twórcami, jak George Miller cz Denis Villeneuve. Pewnie gdybym był złośliwy to napisałbym, że w ciągu kilku następnych tygodni zaczną pojawiać się wieści o różnicach artystycznych dzielących decydentów Warnera i Reeves`a, ale... nie napiszę. Pośród mnóstwa negatywnych wiadomości dochodzących z obozu nowego "Batmana" nazwisko (wciąż potencjalnego!) reżysera wydaje się być jakimś światełkiem nadziei...
Chciałbym napisać, że wraz z pojawieniem się Reevesa na pokładzie nowej bat-produkcji ciemne chmury się rozwiały, ale niestety tak się nie stało. Według reporterów "Forbes`a" skrypt filmu czekają poważne przeróbki a być może konieczne stanie się napisanie zupełnie nowego. Jestem skłonny uwierzyć w to, że konieczność wprowadzenie poprawek do tekstu napisane przez Afflecka, Geofa Johnsa z pomocą Chrisa Terrio ("Operacja: Argo") może być związana z zatrudnieniem nowego reżysera, ale z drugiej strony sam Affleck już wcześniej kręcił nosem, że scenariusz nie jest tak dobry, jak być powinien. Co ciekawe reporter "Variety" Justin Kroll, który jako pierwszy informował, że Affleck nie wyreżyseruje "The Batman" zapewnia, że ze skryptem wszystko jest w najlepszym porządku, a ostatnio został pozytywnie zaopiniowany przez Toby`ego Emmericha, jedną z szych WB. Z kolei "Collider" powołując się na trzy, niezależne hollywoodzkie źródła pisze o tym, że Batfleck poważnie zastanawia się nad sensem grania Mrocznego Rycerza. Mówi się o tym, że aktor sprawdza swoje możliwości wycofania się z produkcji i utracił wiarę w całe przedsięwzięcie. Sam John Campea z "Collidera" podkreśla, że warto zachować dystans wobec tych rewelacji, więc powodów do paniki raczej nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz