środa, 8 lutego 2017

#2301 - Outcast: Opętanie #1: Otacza go ciemność

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, który o komiksach pisze łamach bloga poświęconego Image Comics, na który serdecznie zapraszam.

Skoro "Żywe Trupy" są zdecydowanie najlepiej sprzedającym się komiksem w ofercie wydawnictwa Taurus Media, to kwestią czasu będzie sięgnięcie przez nie po kolejną pozycję autorstwa Roberta Kirkmana. "Outcast: Opętanie" wydawało się wręcz naturalnym wyborem, nie tylko ze względu na nazwisko twórcy, ale także z powodu wersji telewizyjnej, która mocno promowana jest także w Polsce.


Tymczasem niespodzianka – tytuł ten zapowiedziało wydawnictwo Mucha Comics i w połowie grudnia bieżącego roku opublikowało premierową odsłonę. Czy warto sięgnąć po kolejny horror autora trupiej telenoweli?

Kyle Barnes nigdy nie miał łatwego życia. Gdy był dzieckiem, jego matkę opętał demon, zaś później to samo stało się z kolejnymi jego bliskimi. Wykończony psychicznie wraca do miasteczka Rome, gdzie przekonuje się, że być może wszystko to, co go spotykało nie było dziełem przypadku. Wszystko przez pomoc miejscowemu wielebnemu w wypędzeniu demona z ciała młodego chłopca, który wyraźnie go rozpoznaje i nazywa wypędzonym.

Jeśli śledzicie na bieżąco podcast "Kadr Ci w oko!" to moją opinię na temat "Outcast: Opętanie" już znacie. Nie uważam, aby był to komiks zły, ale pierwszemu tomowi jest dość daleko do bycia historią mocno zapadającą w pamięci. Znając inne dzieła Roberta Kirkmana można było spodziewać się pewnych określonych rzeczy po tym komiksie. I po części one się pojawiły. "Outcast: Opętanie" jest kolejnym dziełem tego autora, który w znacznym stopniu stawia na warstwę obyczajową i mocno skupia się na bardziej ludzkiej stronie problemów poszczególnych bohaterów. Tak jak w kolejnych "Żywych Trupach" bardzo często zombiaki stanowią jedynie tło dla opowiadanych zdarzeń, tak i tutaj czuć wyraźnie, że Kirkman znacznie bardziej stawia na ukazanie dramatu Kyle’a Barnesa, niż jego zmagania z ludźmi opętanymi przez demony. Jak zwykle udaje mu się stworzyć wyraziste oraz bardzo ludzkie charaktery, których zmagania z codziennością bardzo często przypominają to, z czym i my nieraz mamy do czynienia. Sam Kirkman kilkukrotnie zapowiadał, że na łamach "Outcast: Opętanie" przedstawi nieco innego spojrzenie na tematykę egzorcyzmów i w gruncie rzeczy swojej obietnicy dotrzymał. Nie umiem bowiem doszukać się w pamięci innego, nazwijmy to umownie, horroru obyczajowego. Natomiast jest jednak rzecz, która zdecydowanie odróżnia omawiany dzisiaj komiks od wcześniejszych dzieł Kirkmana.


Mianowicie "Outcast: Opętanie" nie angażuje w takim stopniu i nie przykuwa czytelnika tako mocno jak "Żywe Trupy" czy "Invincible". Pierwszemu tomowi ewidentnie brakuje tego pierwiastka, przysłowiowego kopa, dzięki któremu po zakończeniu lektury człowiek praktycznie z automatu chce sięgnąć po kolejną odsłonę. Wydany przez Mucha Comics tom buduje odpowiednią atmosferę, nakreśla wyraziście postacie i zawiązuje dość dużą ilość wątków, lecz po przeczytaniu komiksu tak naprawdę trudno o wykrzesanie z siebie jakichkolwiek emocji. Odkładamy tom na półkę i przechodzimy do dalszych zajęć. Pod tym kątem, "Outcast: Opętanie" zdecydowanie nie dorównuje starszym tytułom Kirkmana, które nawet po dwudziestu czterech tomach potrafią bardzo mocno zaangażować. Owszem, słyszałem już niejednokrotnie głosy mówiące o tym, że dalsze tomy dzisiaj recenzowanego komiksu zdecydowanie rozkręcają akcję, ale trzeba też się zastanowić ile osób nieco zawiedzionych premierową odsłoną sięgnie po następne?

Graficznie komiks jest bardzo ciekawy. Paul Azateca nie jest może rysownikiem z najwyższej, światowej półki, lecz zdecydowanie ma pojęcie o swoim fachu i potrafi z niego korzystać. Na łamach komiksu kilkukrotnie daje o tym znać, chociażby za pomocą rzucających się w oczy, małych kadrów obrazujących czyjąś reakcję na nową wiedzę czy ujawnione rewelacje. Ten prosty zabieg nie tylko bardzo mocno potęguje klimat komiksu, ale także pozwala nam dostrzec kolejną niewątpliwą zaletę warstwy graficznej. Azateca bowiem rewelacyjnie radzi sobie z mimiką rysowanych postaci – wystarczy jeden rzut oka, by dostrzec jakie emocje targają danym bohaterem w określonej chwili.


Równie dobrą robotę wykonała Elizabeth Breitweiser, ale nie jest to coś, co by mnie zaskoczyło. Już od jakiegoś czasu jestem zdania, że jest to jedna ze zdecydowanie najlepszych kolorystów na rynku i nie tylko może śmiało konkurować ze znaną i lubianą Jordie Bellaire, ale momentami zdecydowanie ją przewyższa. Już sama okładka komiksu pokazuje szeroki wachlarz jej umiejętności, zaś środek komiksu tylko tę opinię podtrzymuje. Na łamach pierwszego tomu "Outcast: Opętanie" znalazło się miejsce dla kilku scen, które zapadają w pamięć nie dzięki Kirkmanowi czy Azatecie, a właśnie przez niesamowity talent Breitweiser.

Wydanie Muchy to standardowa robota tego wydawnictwa. Otrzymujemy zatem tom przełożony jeden do jednego w stosunku do oryginału i wzbogacony o twardą, solidną okładkę. W komiksie nie znajdziecie żadnych dodatków, zaś cena okładkowa nie różni się niczym od innych komiksów tej samej objętości i wynosi 59 złotych.

Premierowa odsłona "Outcast: Opętanie" to w mojej ocenie komiks solidny pod kątem fabularnym, bardzo przyjemny graficznie i niestety nic ponadto. Brakuje w nim tego pierwiastka, który sprawiłby, że pokochacie tę pozycję bezwarunkowo i będziecie domagać się więcej. Dlatego też obawiam się, że w zalewie naprawdę zacnych komiksów, ten tytuł może nieco przejść bez większego echa.ale tak prawdę mówiąc, nie zasłużył zbytnio, by mówić o nim znacznie więcej. Solidny, lecz nie rewelacyjny, stąd też moja ocena wynosi 4-/6

Brak komentarzy: