W wywiadzie noszącym tytuł „Miejski artysta ludowy”, Maciej Sieńczyk zagadnięty przez Sebastiana Frąckiewicza o fakt, że tematem wielu jego komiksów jest samo opowiadanie historii, odpowiada: „To jest konwencja z Kabaretu Starszych Panów czy Alicji w Krainie Czarów, która mi bardzo odpowiada. Ktoś spotyka kogoś, jakiegoś oryginała, który opowiada historię, czasem w formie wiersza lub piosenki. Bohaterowie moich komiksów wysłuchują go z kamiennym wyrazem twarzy, choć każdy z nas byłby znudzony, zażenowany bądź zdegustowany podobnymi niedorzecznościami. Jest w tym element swoistej egzotyki i urok słuchania baśni, ale baśni siermiężnej i nudnej. Wydaje mi się to zabawne”.
Nie inaczej jest w „Przygodach na bezludnej wyspie” – najnowszym albumie komiksowym Sieńczyka, który kilka miesięcy temu opublikowało wydawnictwo Pawła Dunina-Wąsowicza. Właściwie można powiedzieć, że opowiadanie historii jest głównym i podstawowym tematem tej książki. Akcja, jeśli jakaś jest, dzieje się w tle i stanowi jedynie pretekst do snucia opowieści.
Początkowa plansza jest niczym z wierszyka Janiny Porazińskiej: „Z popielnika na Wojtusia / iskiereczka mruga: / Chodź, opowiem ci bajeczkę, /bajka będzie długa” – mężczyzna w marynarce w paski i białej koszuli siedzi w fotelu, zasypia podczas przeglądania swoich „pamiątek” (Być może bohater, tak jak i autor, jest „opętańczym zbieraczem”, „wiecznym kolekcjonerem”? A może odwrotnie? Może autor przekazał bohaterowi swoje przywary?). Nagle budzi go stukanie do drzwi, otwiera, nikogo nie ma, na wycieraczce leży zeszyt zatytułowany „Przygody na bezludnej wyspie”. Brulion jest zniszczony, nie ma nazwiska autora. Bohater zaczyna czytać…
Wbrew pozorom przygody opisane przez anonimowego autora nie są współczesną wersją „Przypadków Robinsona Cruzoe” czy „Wyspy skarbów”. Co prawda jest statek (wspaniały, ogromny transatlantyk), jest wyprawa na południe (do Afryki, choć mapa nie jest dokładna), jest lądowanie na wyspie (ludnej i zabudowanej), jest cudowne ocalenie i powrót do domu rodzinnego (powrotu syna rodzice nie doczekali; na ostatniej planszy bohater stoi na cmentarzu, trzyma białego kota na rękach). Te wszystkie wydarzenia mają miejsce. Czytelnik dowiaduje się o nich, ma możliwość śledzenia ich, jednakże następują one jakby z boku, poza głównym nurtem historii.
Więc na czym zasadza się akcja „Przygód na bezludnej wyspie”? Na czym polegają tytułowe „przygody”?
Na swoistym horror vacui, który w wykonaniu Sieńczyka sprowadza się do przymusu opowiadania. Ktoś spotyka kogoś i od razy zaczyna snuć opowieść, wewnątrz gawędy również się opowiada, a w ramach rewanżu ktoś inny opowiada swoją historię. Jakby opowiadanie było pierwotną potrzebą człowieka. Bohaterowie przez cały album nic innego nie robią, tylko dzielą się (obdarowują się) anegdotami, gawędami, przypowieściami. W opowieściach nie chodzi o zaskakującą, głęboką pointę, ponieważ często jej nie ma. Chodzi o sam akt opowiadania, ale i słuchania. Usiądźmy i posłuchajmy, bo warto!
Nie inaczej jest w „Przygodach na bezludnej wyspie” – najnowszym albumie komiksowym Sieńczyka, który kilka miesięcy temu opublikowało wydawnictwo Pawła Dunina-Wąsowicza. Właściwie można powiedzieć, że opowiadanie historii jest głównym i podstawowym tematem tej książki. Akcja, jeśli jakaś jest, dzieje się w tle i stanowi jedynie pretekst do snucia opowieści.
Początkowa plansza jest niczym z wierszyka Janiny Porazińskiej: „Z popielnika na Wojtusia / iskiereczka mruga: / Chodź, opowiem ci bajeczkę, /bajka będzie długa” – mężczyzna w marynarce w paski i białej koszuli siedzi w fotelu, zasypia podczas przeglądania swoich „pamiątek” (Być może bohater, tak jak i autor, jest „opętańczym zbieraczem”, „wiecznym kolekcjonerem”? A może odwrotnie? Może autor przekazał bohaterowi swoje przywary?). Nagle budzi go stukanie do drzwi, otwiera, nikogo nie ma, na wycieraczce leży zeszyt zatytułowany „Przygody na bezludnej wyspie”. Brulion jest zniszczony, nie ma nazwiska autora. Bohater zaczyna czytać…
Wbrew pozorom przygody opisane przez anonimowego autora nie są współczesną wersją „Przypadków Robinsona Cruzoe” czy „Wyspy skarbów”. Co prawda jest statek (wspaniały, ogromny transatlantyk), jest wyprawa na południe (do Afryki, choć mapa nie jest dokładna), jest lądowanie na wyspie (ludnej i zabudowanej), jest cudowne ocalenie i powrót do domu rodzinnego (powrotu syna rodzice nie doczekali; na ostatniej planszy bohater stoi na cmentarzu, trzyma białego kota na rękach). Te wszystkie wydarzenia mają miejsce. Czytelnik dowiaduje się o nich, ma możliwość śledzenia ich, jednakże następują one jakby z boku, poza głównym nurtem historii.
Więc na czym zasadza się akcja „Przygód na bezludnej wyspie”? Na czym polegają tytułowe „przygody”?
Na swoistym horror vacui, który w wykonaniu Sieńczyka sprowadza się do przymusu opowiadania. Ktoś spotyka kogoś i od razy zaczyna snuć opowieść, wewnątrz gawędy również się opowiada, a w ramach rewanżu ktoś inny opowiada swoją historię. Jakby opowiadanie było pierwotną potrzebą człowieka. Bohaterowie przez cały album nic innego nie robią, tylko dzielą się (obdarowują się) anegdotami, gawędami, przypowieściami. W opowieściach nie chodzi o zaskakującą, głęboką pointę, ponieważ często jej nie ma. Chodzi o sam akt opowiadania, ale i słuchania. Usiądźmy i posłuchajmy, bo warto!
3 komentarze:
Good way of describing, and nice post to obtain data on the topic
of my presentation subject, which i am going
to convey in school.
Here is my site - Fish Oil
Hello, i think that i saw you visited my web site thus i came
to return the favor.I'm trying to find things to improve my web site!I suppose its ok to use a few of your ideas!!
Feel free to visit my webpage : How to Talk to Girls
e cigarette, smokeless cigarettes, smokeless cigarettes, e cigarette, smokeless cigarettes, electronic cigarette brands
Prześlij komentarz