Listopad to miesiąc, który bardzo często jest okazją do wspominek i podróży sentymentalnych. Na Kolorowych również postanowiliśmy odbyć małą wycieczkę do przeszłości i z tej okazji zaczynam czteroodcinkowy cykl o "Kapitanie Żbiku". Dzisiaj i w kolejne czwartki listopada przedstawię rozdział mojej magisterki, którą napisałem i obroniłem (a co!) przed dwoma laty. "Kapitan Jan Żbik - bohater czasu PRL - u" to drugi rozdział pracy. Jej celem było ukazanie jakimi metodami "Kapitan Żbik" propagandowo przedstawiał rzeczywistość postulowaną PRL - u, i jak komiks ten nie wiele się różnił od polskiej powieści milicyjnej.
Korzystając z tego wstępu, muszę jeszcze wszystkim czytającym, przyznać się do pewnej nieścisłości. Ze względu na ograniczoną dostępność "kolorowych zeszytów", nie zawsze opierałem się na pierwszych wydaniach. O ile w przypadku samych historii nie ma to zbyt wielkiego znaczenia, o tyle listy do czytelników i cykle "Kronika MO", "Nauka i technika w służbie MO" oraz "Za ofiarność i odwagę" różniły się w poszczególnych wydaniach, więc jestem świadomy, że mogłem przez to pominąć pewne epizody z życia Żbika.
To tyle tytułem wstępu. Zapraszam na pierwszą część kryminalnych czwartków....
Korzystając z tego wstępu, muszę jeszcze wszystkim czytającym, przyznać się do pewnej nieścisłości. Ze względu na ograniczoną dostępność "kolorowych zeszytów", nie zawsze opierałem się na pierwszych wydaniach. O ile w przypadku samych historii nie ma to zbyt wielkiego znaczenia, o tyle listy do czytelników i cykle "Kronika MO", "Nauka i technika w służbie MO" oraz "Za ofiarność i odwagę" różniły się w poszczególnych wydaniach, więc jestem świadomy, że mogłem przez to pominąć pewne epizody z życia Żbika.
To tyle tytułem wstępu. Zapraszam na pierwszą część kryminalnych czwartków....
Kapitan Jan Żbik – bohater czasów PRL – u
Kapitan Jan Żbik, choć od pierwszego numeru „kolorowych zeszytów” nie był postacią pierwszoplanową, od początku kreowany był na postać godną miana bohatera. Skupiał wokół siebie wszystkie historie opowiedziane w 53 komiksach cyklu. Nawet w pojedynczych przypadkach, kiedy w danym zeszycie odgrywał rolę epizodyczną, tudzież nie pojawiał się w ogóle, dla pozostałych bohaterów był wzorem do naśladowania i siłą motywującą do działania.
Głównym zadaniem "serii z lilijką" było poprawienie wizerunku polskiego milicjanta. W tym celu pracownicy MO ukazywani byli w korzystnym świetle. Byli to przystojni mężczyźni i atrakcyjne kobiety, dla których służba ojczyźnie była nie tylko obowiązkiem, ale również wielkim zaszczytem, a wręcz przyjemnością. Wszystkie najlepsze cechy skupiały się oczywiście w kapitanie Żbiku. To właśnie on miał wzbudzić największą sympatię i stać się wzorem dla rzeszy czytelników.
By osiągnąć ten cel, scenarzyści bardzo starannie kreowali postać Jana, za pomocą schematu stworzonego wcześniej na potrzeby powieści milicyjnych. Tworzyli go nie tylko w komiksowych kadrach, lecz również w listach zamieszczanych w rubryce "Drodzy czytelnicy". Postać, jaka wyłaniała się z "kolorowych zeszytów", była swoistą esencją sprawiedliwości, z jednocześnie "dookreśloną" psychologią w takim stopniu, by czytelnik mógł się z nią choć odrobinę identyfikować. Poniżej przedstawię elementy schematu, według którego tworzono literackiego milicjanta, i szczegółowo opiszę, w jaki sposób cechy te zostały przeszczepione na grunt komiksu.
1. Imię bohatera
Pierwszym znakiem charakteryzującym postać bohatera – milicjanta było jego nazwisko. Chwyt ten bardzo często bywał używany nie tylko w powieściach, lecz również w produkcjach telewizyjnych. Dla przykładu, nazwisko tytułowego bohatera serialu "Kapitan Sowa na tropie" miało odnosić się do cech przypisywanym sowom – mądrości i przenikliwości – a zatem również i postaci telewizyjnej. To właśnie dzięki tym zaletom, postać grana przez Wiesława Gołasa bez problemu rozpracowywała przemytników dzieł sztuki czy też narkotykowych gangsterów.
Nie inaczej było w przypadku głównego bohatera "kolorowych zeszytów". Żbik, jak podają encyklopedie, to drapieżnik żyjący samotnie. Poluje on na otwartych przestrzeniach nie tylko na ptaki czy gryzonie, ale również na większe od siebie sarny lub jelenie. Doskonale wspina się po drzewach i już od najmłodszych lat potrafi używać do ataku swoich zębów i pazurów. Choć oprócz górskich lasów Europy żyje również w Azji Mniejszej i Kaukazie, to bez wątpienia jest bardzo "zadomowiony" w polskiej faunie. Świadczy o tym ilość staropolskich określeń na żbika – zdeb, zdbik, żdbik. Oznacza to, iż Polacy zwierzę to od wieków postrzegali jako swojskie – "rdzennie polskie". Zapewne było to bardzo ważne dla twórców postaci. Niewyobrażalnym przecież byłoby, ażeby polski bohater miał nazwisko niekojarzące się z czymś rodzimym, ojczystym.
A jak przedstawia się pozostała charakterystyka tego zwierzęcia w zestawieniu z naturą komiksowego oficera MO? Kapitan Żbik również był drapieżnikiem, którego ofiarami byli przestępcy. Prowadził samotny tryb życia, ponieważ cały czas ścigał kryminalistów. Nie bał się otwartej konfrontacji z groźnymi przeciwnikami. Był zwinny i silny jak jego koci odpowiednik oraz, jak można było dowiedzieć się z jednego z listów kapitana Żbika, już w latach dziecięcych był równie odważny.
Nazwisko Żbika mogło również kojarzyć się czytelnikom z polskim okrętem podwodnym – ORP "Żbik". Okręt ten brał udział w działaniach wojennych na początku drugiej wojny światowej, a w 1953 roku komunistyczne władze nadały mu tytuł przodującego okrętu Marynarki Wojennej.
Jak widać więc, nazwisko głównego bohatera "kolorowych zeszytów" niosło wiele pozytywnych skojarzeń, odpowiadających naturze kapitana Żbika. Bez wątpienia więc wybór właśnie tego nazwiska nie był przypadkowy.
Również imię Żbika nie było losowo wybrane. Jan praktycznie do połowy XX wieku był jednym z najczęściej nadawanych dzieciom imion w Polsce. Choć było ono greckiego pochodzenia, a na ziemiach polskich zagościło wraz z przyjęciem chrześcijaństwa, dla większości czytelników, podobnie jak nazwisko komiksowego milicjanta, kojarzyło się z tradycyjnie polskim imieniem.
2. Nieposzlakowany życiorys
Kolejnym bardzo ważnym elementem literackiego milicjanta była jego biografia. Przeszłość bohatera musiała być bez zarzutu, by mógł stać się wzorem godnym naśladowania. Oznaczało to, że w przeszłości brał on udział na przykład w Powstaniu Warszawskim lub partyzantce, albo też pomagał w organizacji początków władzy ludowej.
Sprawa wyglądała zupełnie inaczej z młodszymi bohaterami, których wojna ominęła, albo zwyczajnie byli za młodzi, by w jakikolwiek sposób pomóc w walce z okupantem. Takie postaci były zazwyczaj bohaterami typu "self – made – man". Wyglądało to więc w takim przypadku w ten sposób, że młody bohater, który miał ciężkie, powojenne dzieciństwo, dzięki swym licznym talentom i samozaparciu bardzo szybko wspinał się po szczeblach kariery – można powiedzieć wbrew otoczeniu, w jakim wyrósł.
Nieposzlakowana przeszłość kapitana była połączeniem obu, wymienionych powyżej, modeli.
Jan Żbik urodził się w 1937 roku. W momencie zakończenia drugiej wojny światowej miał więc dopiero 8 lat, dlatego też oczywistym było, że nie mógł walczyć z okupantem. Twórcy jednak, by zupełnie nie wykreślać z jego życiorysu narodowowyzwoleńczych epizodów, stworzyli Żbikowi ojca, który brał czynny udział w wojnie. Był on żołnierzem 2 Armii Wojska Polskiego, z którą forsował Nysę, a w kwietniu 1945 roku walczył pod Budziszynem, gdzie stracił rękę. Bitwa ta, pomimo ogromnych strat w ludziach i sprzęcie, oraz oczywistym zwycięstwie niemieckich wojsk, była latami opisywana przez propagandę PRL – u jako krwawa, acz zwycięska. Dzięki temu zabiegowi Żbikowi, który nie walczył z niemieckim okupantem, wpisano w życiorys tradycje narodowo – wyzwoleńcze, tak bardzo potrzebne, by jako oficer MO mógł w pełni zostać bohaterem komunistycznej Polski.
Powojenna rzeczywistość, w jakiej znalazł się młody Żbik, pozwoliła twórcom wykorzystać również motyw "self – made – mana". Po zakończeniu drugiej wojny światowej ojciec Żbika został zdemobilizowany i wraz z żoną oraz młodym Janem – podobnie jak inni byli żołnierze – zamieszkał w wiosce niedaleko Zielonej Góry. Cała rodzina nie miała łatwego życia, a to głównie za sprawą ojca. W pierwszym liście do czytelników kapitan Żbik, wspominając swoje dzieciństwo, pisał, że ojcu ciężko było z kalectwem prowadzić gospodarkę. To oraz trudności związane z odbudową kraju po wojennych zniszczeniach sprawiły, że dzieciństwo Jana nie było łatwe.
Pomimo tych trudności Żbik już od najmłodszych lat wykazywał się nadzwyczajnymi umiejętnościami i cechami charakteru. Był krótkofalowcem, świetnie pływał, a także interesował się modelarstwem lotniczym – jego modele były najlepsze w powiecie. Oczywiście jako przykładny obywatel był również członkiem młodzieżowej organizacji – Związku Młodzieży Polskiej, która, podporządkowana PZPR, miała za zadanie szerzyć komunistyczne ideały wśród najmłodszych.
Punkt zwrotny w życiu Żbika nastąpił, kiedy mając 13 lat, przypadkowo spotkał w lesie obcego mężczyznę. Okazał się on być byłym SS – manem, który poszukiwał, ukrytych w czasie wojny, ważnych dokumentów. Gdyby nie pomoc wioskowego milicjanta, Wacka, mężczyzna ten, dla zatuszowania jakichkolwiek swoich śladów, zabiłby młodego Jana.
W całym tym zdarzeniu najważniejsze były dwie rzeczy. Po pierwsze, olbrzymia odwaga przyszłego oficera MO. Sam Żbik po latach tak opisał swoją reakcję na niebezpieczeństwo:
Zrozumiałem w ułamku sekundy, że grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo. Jeśli rzucę się do ucieczki, zastrzeli mnie zanim zdążę dobiec do najbliższego drzewa… Muszę zrobić coś, czego się nie spodziewa. Skoczyłem do przodu jak prawdziwy żbik i całym sobą wyrżnąłem go w brzuch. To było prawdziwe zaskoczenie… wytrącona z ręki broń wypadła na ziemię. Ale w następnej chwili mężczyzna odzyskał równowagę, chwycił mnie mocno za kark i wykręcił ramię do tyłu. Poczułem ostry ból. Zrobiło mi się ciemno w oczach. Próbowałem jeszcze przez chwilę walczyć – ojciec uczył mnie zawsze, że trzeba walczyć aż do końca… ("Zapalniczka z pozytywką", s. 2)
Już w tak młodym wieku Jan nie tylko stawił czoła przeciwnikowi o wiele silniejszemu od siebie, ale również w momencie, kiedy wszystko wskazywało, że przegrał i czeka go śmierć, nie poddał się i walczył do samego końca. Zachował się, jak przystało na prawdziwego bohatera.
Po drugie, to właśnie po tym wydarzeniu Żbik odkrył swoje powołanie:
…wtedy postanowiłem, że zostanę milicjantem. Będę zawsze tam, gdzie będę potrzebny innym, nie spóźnię się nigdy ani o sekundę, bo w życiu ludzkim decydują niekiedy właśnie sekundy. ("Zapalniczka z pozytywką", s. 2)
Choć, jak sam wspominał w liście do czytelników, nie było mu łatwo osiągnąć zamierzonego celu, to nie poddawał się i po zdaniu egzaminów maturalnych zgłosił się do pracy w Milicji Obywatelskiej. Skierowano go do szkoły milicyjnej, gdzie uczył się matematyki, chemii, fizyki, biologii i medycyny. Poznał również karate i judo, uprawiał także sporty motorowodne.
W 1960 roku, mając 23 lata, jego pracowitość i wytrwałość została nagrodzono dyplomem Szkoły Oficerskiej MO w Szczytnie. Jeszcze w tym samym roku został skierowany na służbę do niewielkiego miasteczka w Zielonogórskim.
Po kilku tygodniach Żbik otrzymał swoją pierwszą samodzielną sprawę – miał znaleźć sprawców kilku napadów na miejscowe sklepy. Zadanie, choć nie było łatwe, nie sprawiło Janowi zbyt wielu trudności i niebawem aresztował on sprawców kradzieży. Sukces ten nie tylko udowodnił jego kompetencję, ale ujawnił cechę tak popularną wśród bohaterów – umiejętność zjednywania sobie ludzi. To właśnie wtedy nieufność mieszkańców wobec "obcego" przerodziła się w akceptację, a wręcz pewną popularność, w szczególności wśród młodzieży. Żbik oczywiście odwzajemniał przyjaźń chłopców – organizował spotkania, na których dyskutował z uczniami szkół podstawowych i zawodowych. Fascynacja młodym milicjantem zaowocowała powstaniem DeŻetu – Drużyny Żbika, która miała za zadanie pomagać lokalnej milicji. Wraz z nimi Żbikowi udało się udaremnić napad na pocztę oraz ująć kłusownika, który przez wiele miesięcy wymykał się lokalnej straży leśnej.
Choć brakuje szczegółów o kolejnych latach jego kariery, musiała być ona pełna sukcesów, ponieważ w siedem lat po uzyskaniu dyplomu szkoły milicyjnej Żbik pracował już w Komendzie Głównej MO, w stopniu kapitana. Właśnie wtedy czytelnicy po raz pierwszy go poznali – w pierwszym zeszycie "Ryzyka".
Twórcy kapitana Żbika już od najmłodszych lat nie pozwolili swojej postaci na życie beztroskie i łatwe. Jako dziecko zmagał się nie tylko z ciężką powojenną rzeczywistością, lecz również z kłopotami w domu, w którym kaleki ojciec prowadził gospodarstwo. Na początku swojej kariery zawodowej musiał natomiast uporać się z nieprzychylnością mieszkańców miasteczka, w którym służył. Jan wszystkie te przeciwności losu pokonywał dzięki swym umiejętnościom, cechom charakteru oraz samozaparciu, i przekuwał w sukces godny miana "self – made – mana".
Twórcy "kolorowych zeszytów" bardzo starannie wykreowali życiorys kapitana Żbika. Dzięki wojennej przeszłości jego ojca umiejętnie wpletli motyw narodowowyzwoleńczy w biografie młodego, niezrujnowanego moralnie, bohatera. Jego wiek pozwolił również na ukazanie Jana jako silnej osobowości, pokonującej wszelkie trudności w drodze do wyznaczonego celu, co wpisywało się w model bohatera typu "self – made – man". Poprzez połączenie tych dwóch sposobów kreowania nieposzlakowanej przeszłości życiorys Żbika nie pozostawiał żadnych niedomówień, ukazując jednocześnie jego zalety.
4 komentarze:
Dobry pomysł. Czekam na następne Kryminalne Czwartki ze Żbikiem. Obawiam się jednak, sądząc po objętości pierwszego odcinka, że głębszej analizy najlepszych odcinków oraz porównania dokonań różnych rysowników serii raczej nie będzie(?).
We wstępie napisałem jakie było założenie pracy (pytanie badawcze), więc rozwieję od razu wszelkie wątpliwości i potwierdzę, że porównania dokonań rysowników nie będzie....
Można by znaleźć kontekst dla takich porównań, bo akcja serii rozgrywa się na przestrzeni wielu lat i różni autorzy chyba trochę inaczej tą rzeczywistość oraz bohatera przedstawiali, dlatego się nad tym zastanawiałem, choć (słusznie) powątpiewałem. Tak czy siak, dla mnie jest to ciekawy materiał.
Kontekst zapewne by się znalazł, ale różnice zazwyczaj były nieznaczne (oczywiście mówię tu cały czas o "rzeczywistości postulowanej"), gdyż nad wszystkim i tak sprawował pieczę Krupka i cały "aparat".
Przypominam jednak, że to tylko jeden rozdział całej pracy - o wielu rzeczach wspomniałem w pozostałej części magisterki....
Prześlij komentarz