Jeden z najbardziej znanych polskich komiksowych herosów, Jeż Jerzy, doczekał się kolejnego, dziewiątego już z kolei tomu swoich przygód, czy raczej "przygód". Jedenastego, jeśli liczyć "True Story" (wydawnictwo Urocza) i "Dla dzieci" (Piąte piętro). Mijający rok Jurek na pewno zaliczy do udanych. Zgarnął nagrodę publiczności dla najlepszego polskiego komiksu na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi (za reedycję "In vitro"), a prace nad animowaną adaptacją, w której przemówi głosem Borysa Szyca, idą pełną parą. Do tych osiągnięć będzie mógł dopisać jeszcze na swoim koncie kolejny dobry, albumowy występ.
Szkoda tylko, że jego komiksowy żywot do najłatwiejszych nie należy. W "Musi umrzeć" Jerzy na własnej skórze (kolcach?) odczuje na sobie skutki globalnego kryzysu, zostanie bohaterem kolejnej afery politycznej, padnie ofiarą reformy polskiego szkolnictwa i znów będzie musiał zmierzyć się z legendarnym rosyjskim płatnym mordercą, Pietią "Blizną" Pawłowem. Słowem – nie ma lekko.
Jurka znam od zawsze. Pamiętam jeszcze jak z magazynu "Ślizg" wycinałem jednopanelowe komiksy z zadziornym jeżem z deską w roli głównej i wklejałem je do specjalnego zeszytu, dokładnie tak, jak robili to komiksiarze starsi stażem z paskami z Kajtkiem i Kokiem przed laty. Być może kolczasty skater stał się dla mnie i mojego pokolenia tym, czym bohaterowie Janusza Christy byli dla poprzednich generacji? Tego nie wiem, ale wiem, że Jerzego trudno nie lubić. Pomimo jego rozlicznych wad, zamiłowania do mocnych trunków i kobiecych wdzięków, które bywa zgubne w skutkach, wydaje się najnormalniejszy wśród innych bohaterów komiksu. I najbardziej ludzki pomimo tego, że jest, no cóż… jeżem. W porównaniu z radykalnymi wyznawcami narodowej ideologii, chirurgiem plastycznym zadzierającym z mafią czy unoszącym się honorem płatnym zabójcą ze wschodu, Jurek jawi się, jako wzór rozsądku i roztropności. To równy koleś, który zawsze znajdzie wyjście nawet z pozornie beznadziejnej sytuacji.
Kolejne albumy zbierające krótsze i dłuższe historie z bohaterem wymyślonym przez Rafała Skarżyckiego i Tomasza Lwa Leśniaka trzymały równy poziom. Mnie akurat poprzedni tom ("Człowiek z Blizną") podszedł trochę mniej, natomiast "Musi umrzeć" spełnia wszystkie moje oczekiwania. Jak zwykle w przypadku Jerzego spodziewałem się nasyconych celnymi obserwacjami polskiej rzeczywistości humorystycznych historyjek i dostałem je. Szczególnie pozytywnie na tle innych wypada tytułowe "Musi umrzeć" ze znakomitym wątkiem drugoplanowym studenckiego zegarka i fantastyczną krotochwilą o zaginionej ciężarówce z wódką, w pełni pokazującą spryt głównego bohatera. Pod względem oprawy graficznej album stoi na wysokim poziomie. Leśniak to właściwie klasa sama w sobie. A właściwie ekstraklasa, jeśli chodzi o cartoon – pewne, żywe, lekkie rysunki doskonale pasują do konwencji o jeżdżącym na desce jeżu, którego miasto jest naturalnym środowiskiem życia.
Album pojawił się w dwóch wersjach – zwykłej i ekskluzywnej. Tym razem dopłaciłem kilka złotych i skusiłem się na wersję kolekcjonerską, w twardej oprawie, z dodatkowymi materiałami. W nich autorzy odsłaniają tajniki ich komiksowej kuchni, pokazują nieco szkiców i prezentują jeżowe improwizacje w wykonaniu Roberta Adlera, Janusza Ordona, Ani Błaszczyk, Marcina Strzałkowskiego i Karola KRLa Kalinowskiego. Bonusowa historia wypada bardzo pocieszne na tle innych, prezentowanych w "Musi umrzeć" i pokazuje "co by było gdyby" Jurek zmarł naprawdę. Bo w sumie to nie ginie. Mam nadzieję, że zdradzając nieco z fabuły, nikomu nie popsułem zabawy…
Szkoda tylko, że jego komiksowy żywot do najłatwiejszych nie należy. W "Musi umrzeć" Jerzy na własnej skórze (kolcach?) odczuje na sobie skutki globalnego kryzysu, zostanie bohaterem kolejnej afery politycznej, padnie ofiarą reformy polskiego szkolnictwa i znów będzie musiał zmierzyć się z legendarnym rosyjskim płatnym mordercą, Pietią "Blizną" Pawłowem. Słowem – nie ma lekko.
Jurka znam od zawsze. Pamiętam jeszcze jak z magazynu "Ślizg" wycinałem jednopanelowe komiksy z zadziornym jeżem z deską w roli głównej i wklejałem je do specjalnego zeszytu, dokładnie tak, jak robili to komiksiarze starsi stażem z paskami z Kajtkiem i Kokiem przed laty. Być może kolczasty skater stał się dla mnie i mojego pokolenia tym, czym bohaterowie Janusza Christy byli dla poprzednich generacji? Tego nie wiem, ale wiem, że Jerzego trudno nie lubić. Pomimo jego rozlicznych wad, zamiłowania do mocnych trunków i kobiecych wdzięków, które bywa zgubne w skutkach, wydaje się najnormalniejszy wśród innych bohaterów komiksu. I najbardziej ludzki pomimo tego, że jest, no cóż… jeżem. W porównaniu z radykalnymi wyznawcami narodowej ideologii, chirurgiem plastycznym zadzierającym z mafią czy unoszącym się honorem płatnym zabójcą ze wschodu, Jurek jawi się, jako wzór rozsądku i roztropności. To równy koleś, który zawsze znajdzie wyjście nawet z pozornie beznadziejnej sytuacji.
Kolejne albumy zbierające krótsze i dłuższe historie z bohaterem wymyślonym przez Rafała Skarżyckiego i Tomasza Lwa Leśniaka trzymały równy poziom. Mnie akurat poprzedni tom ("Człowiek z Blizną") podszedł trochę mniej, natomiast "Musi umrzeć" spełnia wszystkie moje oczekiwania. Jak zwykle w przypadku Jerzego spodziewałem się nasyconych celnymi obserwacjami polskiej rzeczywistości humorystycznych historyjek i dostałem je. Szczególnie pozytywnie na tle innych wypada tytułowe "Musi umrzeć" ze znakomitym wątkiem drugoplanowym studenckiego zegarka i fantastyczną krotochwilą o zaginionej ciężarówce z wódką, w pełni pokazującą spryt głównego bohatera. Pod względem oprawy graficznej album stoi na wysokim poziomie. Leśniak to właściwie klasa sama w sobie. A właściwie ekstraklasa, jeśli chodzi o cartoon – pewne, żywe, lekkie rysunki doskonale pasują do konwencji o jeżdżącym na desce jeżu, którego miasto jest naturalnym środowiskiem życia.
Album pojawił się w dwóch wersjach – zwykłej i ekskluzywnej. Tym razem dopłaciłem kilka złotych i skusiłem się na wersję kolekcjonerską, w twardej oprawie, z dodatkowymi materiałami. W nich autorzy odsłaniają tajniki ich komiksowej kuchni, pokazują nieco szkiców i prezentują jeżowe improwizacje w wykonaniu Roberta Adlera, Janusza Ordona, Ani Błaszczyk, Marcina Strzałkowskiego i Karola KRLa Kalinowskiego. Bonusowa historia wypada bardzo pocieszne na tle innych, prezentowanych w "Musi umrzeć" i pokazuje "co by było gdyby" Jurek zmarł naprawdę. Bo w sumie to nie ginie. Mam nadzieję, że zdradzając nieco z fabuły, nikomu nie popsułem zabawy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz