Parafrazując Grincha - wstępu nie będzie, bo jedziemy dzisiaj z kontynuacją "dekonstrukcji" Żbika. Tak więc zapraszam na dwa kolejne podrozdziały mojej pracy magisterskiej.
Enjoy....
Enjoy....
3. Nadzwyczajne umiejętności
Najbardziej charakterystyczną cechą każdego komiksowego bohatera są jego specjalne zdolności. Zazwyczaj są to nadludzkie moce, jak chociażby umiejętność latania, wielka siła oraz laserowy wzrok w przypadku Supermana; albo zdolność chodzenia po ścianach i szósty zmysł ostrzegający przed niebezpieczeństwem u Spider-Mana. Nawet kiedy postać nie posiada żadnych nadludzkich mocy, twórcy uzbrajają takiego bohatera w nadzwyczajną wiedzę, siłę ducha i krzepę przewyższającą najlepszych sportowców. Tak właśnie zrobili chociażby Bob Kane i Bill Finger, kiedy w 1939 roku stworzyli postać Batmana – zamaskowanego detektywa, walczącego z kryminalistami. Choć bohater ten nie posiada żadnych mocy, dzięki swojemu intelektowi, sile fizycznej i z pomocą wysoko rozwiniętej technologii pokonuje niekiedy całe gangi.
Twórcy kapitana Żbika uczynili podobnie jak Bob Kane i Bill Finger w przypadku Batmana. Ze względu na realistyczną konwencje komiksu nie mogli obdarzyć Jana żadnymi nadludzkimi umiejętnościami. Uczynili za to z niego milicyjnego "człowieka renesansu" – osobę o szerokim wachlarzu umiejętności i talentów. Kreacja taka pokrywała się ze schematem literackiego milicjanta.
W momentach zagrożenia Żbik niejednokrotnie zmuszony był używać siły. Swoich przeciwników zazwyczaj pokonywał bez większego problemu. Znał świetnie judo – była to jego ulubiona sztuka walki, którą opanował tak perfekcyjnie, że nauczał innych. Zdarzyło się tak w zeszycie "Wyzwanie dla silniejszego", gdzie przez pewien czas był instruktorem w szkole, w której dzieci były okradane i bite przez gitowców. Był tak świetnym trenerem, że już po paru lekcjach uczniowie sami poradzili sobie ze starszymi chuliganami. Równie doskonale znał karate – techniki Jana były tak doskonałe, iż jednym ciosem potrafił znokautować przeciwnika. W "Złotym Mauritiusie" po powaleniu przestępcy, jeden z milicjantów skomplementował Żbika słowami: „Ależ pan ma cios, kapitanie! Jak żyję nie widziałem takiej akcji” ("Złoty Mauritius", s. 33). Tajemnicą dla niego nie było również jiu – jitsu.
Oprócz mistrzowskiego opanowania sztuk walk kapitan potrafił świetnie strzelać nie tylko z broni palnej, lecz również z łuku – doświadczenia nabrał, jak sam przyznał w komiksie "Spotkanie w Kukerite", w latach dziecięcych podczas zabaw w Indian. Umiał także doskonale pływać i nurkować z akwalungiem. Bez problemu sporządzał portrety, co ułatwiło mu złapanie cyrkowych złodziei w numerze "Salto śmierci". Listę jego zdolności można zamknąć umiejętnościami tanecznymi – w ciągu piętnastu lat czytelnicy niejednokrotnie mogli zobaczyć, jakim świetnym tancerzem był Żbik.
Także współczesna technika nie sprawiała Janowi żadnych problemów. Bardzo często, by złapać przestępców, korzystał z najnowszego sprzętu i nauk kryminalistycznych. Już od najmłodszych lat umiał obsługiwać radiostację. Był świetnym kierowcą, co nie raz udowodnił ścigając kryminalistów. Jednak bardziej godna podziwu była umiejętność pilotowania samolotu. W zeszycie "Wzywam 021" Żbik podszył się pod pilota awionetki, którą chcieli uciec złodzieje, i w trakcie lotu obezwładnił ich. W "Gotyckiej komnacie" natomiast samemu rozbroił miny z czasów drugiej wojny światowej.
W prowadzeniu śledztw pomagała kapitanowi także umiejętność charakteryzacji i odrobina talentu aktorskiego. Dzięki temu dwukrotnie rozpracował on organizację przestępczą i zdobył obciążające dowody. W jednym z przypadków – w pięcioczęściowej historii rozpoczynającej się od "Zapalniczki z pozytywką" – Jan, podszywając się za przypadkowo wplątanego w aferę inżyniera Czerskiego, rozbił międzynarodową grupę przemytników.
Kończąc wyliczanie nadzwyczajnych umiejętności Żbika, należy wspomnieć o tym, iż był on bardzo uzdolnionym poliglotą. Biegle posługiwał się językiem angielskim, niemieckim, rumuńskim, bułgarskim i węgierskim. W czasach dzieciństwa kapitan był krótkofalowcem i tak doskonale nauczył się wtedy również alfabetu morse’a, że po latach bez problemu w dźwiękach stepujących tancerzy odczytał zaszyfrowaną – właśnie morsem – wiadomość.
4. Charakter bez skazy
Zwieńczeniem wizerunku doskonałego milicjanta, obok wszystkich wymienionych powyżej umiejętności, był charakter kapitana Żbika. To właśnie wysoko rozwinięta moralność, poczucie odpowiedzialności za skrzywdzone osoby oraz silna osobowość były powodem, dla którego główne postaci powieści milicyjnych nazywane były bohaterami.
Twórcy "kolorowych zeszytów" obdarzyli Jana tak doskonałym charakterem, iż był on nie tylko wzorem milicjanta, lecz również i człowieka. Żbik niejednokrotnie wspominał czytelnikom o swoim głębokim szacunku dla starszych osób, jednocześnie namawiając młodzież do podobnej postawy. W "Skoku przez trzy granice" pisał:
Ludziom starszym należy okazywać szacunek i pomoc na każdym kroku. Gdy widzicie, że stary człowiek bezradnie stoi na brzegu chodnika bojąc się przejść przez ruchliwą ulicę – przeprowadźcie go, gdy wsiada do tramwaju – ustąpcie mu natychmiast miejsce. ("Skok przez trzy granice", s. 2)
Kapitan był również człowiekiem bardzo wyrozumiałym – oczywiście nie dla recydywistów. Zdarzało się jednak, że osoby przypadkowo wplątane w przestępstwo unikały odpowiedzialności za zatajenie faktów lub inne drobne przestępstwa pośrednio lub bezpośrednio związane z działalnością kryminalistów. Stało się tak między innymi w numerze "Niewygodny świadek", w którym Bronisław Skiba, by ochronić swoją narzeczoną Zosię, zataił jej powiązania z przemytnikami lekarstw. Po rozwiązaniu całej sprawy Żbik udzielił mężczyźnie tylko słownej reprymendy i nie spotkały go żadne konsekwencje za utrudnianie śledztwa. Równie wyrozumiale zachował się Żbik w stosunku do Ewy Gajdy, jednej z bohaterek historii "Wodorosty i pasożyty". Choć prowadziła ona samochód pod wpływem alkoholu, nie spotkała ją za to żadna kara, ponieważ przestępcy chcieli się nią posłużyć w kradzieży gospodarczej.
Inną, równie ważną cechą Żbika, była jego umiejętność wzbudzania sympatii i szacunku. Bez problemu stawał się ulubieńcem całej drużyny harcerskiej w "Tajemniczym nurku", jak również gnębionych uczniów warszawskiej szkoły w "Wyzwaniu dla silniejszego". Jednak, co ważniejsze, Żbik był osobą cieszącą się szacunkiem także w środowisku przestępczym. Regularnie odwiedzał lokale, w których zbierał się półświatek. W zeszycie "Błękitna serpentyna" w znalezieniu przestępcy pomógł kapitanowi "król" koników dolarowych, z którym spotkał się w restauracji „Roxana”.
Żbik był również człowiekiem bardzo stanowczym. Wyraźnie i zdecydowanie mówił o postawach i rzeczach, które nie podobały mu się w społeczeństwie. Nie lubił wulgaryzmów – uważał je za "plagę społeczną" i zdarzały się przypadki, kiedy zdecydowanie reagował, gdy spotykał przeklinających ludzi. Podobnie negatywnie wyrażał się o wandalizmie. Złe zdanie miał również o alkoholu. W numerze "Gotycka komnata" kapitan pisał: "…alkohol to wróg człowieka, prowadzi on do wielu krzywd i nieszczęść osobistych i rodzinnych." ("Gotycka komnata", s. 2)
Jednak to, co czyniło ze Żbika milicjanta doskonałego, to po pierwsze całkowite oddanie pracy. Prowadził śledztwa na terenie całego kraju, a zdarzały się przypadki, kiedy opuszczał ojczyznę, by rozwiązać sprawę rozpoczętą w Polsce. W "Granatowej cortinie" odwołał swój urlop z powodu nagłej sprawy. Nie miało znaczenia, że do śledztwa został wyznaczony jego podwładny. Kapitan, jak na wzór przystało, został w Warszawie, by chociaż telefonicznie móc pomagać kapitanowi Michałowi. Innym razem, w zeszycie "Studnia", Jan przybywszy do Łodzi, by znaleźć sprawców tajemniczej kradzieży, umówił się z dawno niewidzianym przyjacielem. Spotkał się z nim jednak dopiero po zakończeniu dochodzenia, gdyż jak sam powiedział: "Dopiero dziś będę miał okazję połazić po mieście." ("Studnia", s. 33)
Po drugie, jak przystało na człowieka, który na co dzień stykał się z niebezpieczeństwem, Jan Żbik był człowiekiem bardzo opanowanym. Zazwyczaj, kiedy dochodziło do zagrożenia, kapitan używał jakiegoś rzutu judo albo ciosu karate. Bardzo rzadko stosował środek ostateczny – czyli broń palną. Przez piętnaście lat Żbik miał pistolet w dłoni tylko dziewięć razy. Raz zabrał go przestępcy, pięć razy trzymał podczas aresztowania, a tylko trzy razy zrobił z niego użytek, oczywiście nikogo przy tym nie zabijając (Por., A. Florek, Tajemnice „Kapitana Żbika”, maszynopis.).
Po trzecie kapitan był bardzo wyczulony na krzywdę innych. Nigdy nie odmawiał ludziom w potrzebie, nawet kiedy miał na głowie inne, bardzo ważne śledztwo, jak chociażby w przypadku historii z zeszytu "Gdzie jest jasnowłosa?". Ze względu na list od kilkuletniego Marka kapitan opóźnił wykonanie odgórnych rozkazów i pojechał do Leśnych Łazów, gdzie według listu znajdowało się porwane dziecko. Innym razem, w komiksie "Zerwana sieć", kiedy Darek – uczeń technikum rybackiego – poprosił listownie Jana o pomoc w rozwiązaniu zagadki znikających ryb z gospodarstwa jego ojca, ten bez zwłoki przyjechał z Warszawy na Mazury, by pomóc. Oczywiście nikt w to nie wątpił, gdyż jak mówił chłopak: "Kapitan Żbik zawsze pomaga w trudnych sprawach" ("Zerwana sieć", s. 20).
1 komentarz:
Niewiarygodne, że "człowiekowi renesansu" w szeregach MO - pozwolono tak długo żyć.
Może Kpt. Żbik, jako doskonały funkcjonariusz,zweryfikowany przez wszelkiej maści lustratorów- reaktywuje swoją działalność w Policji?
Ciekawy temat!
Prześlij komentarz