środa, 10 czerwca 2015

#1874 - Southern Bastards #2: Gridiron

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Jakiś czas temu określiłem „Southern Bastards” jedną z najlepszych premier Image Comics 2014 roku. Dziś idę nieco dalej, ponieważ jeśli twórcy nie zejdą z prezentowanego w drugim tomie poziomu, ich komiks z pewnością zajmie wysokie miejsce w moim top 5 za 2015 rok. Jason Aaron i Jason Latour odwalają kawał tak porządnej roboty, że trudno jej nie docenić.



Po dość zaskakującej końcówce pierwszego tomu, życie w Craw Country wraca do względnego porządku. Czytaj: pełną kontrolę nad wszystkimi jego aspektami sprawuje trener lokalnej drużyny futbolowej, Euless Boss. Ale kim tak w zasadzie jest człowiek, który raz na zawsze uciszył Earla Tubba? Drugi tom „Southern Bastards” skupia się na tej postaci i pokazuje nam drogę, jaką młody chłopak przebył od najgorszego gracza w historii Craw Country do mężczyzny, przed którym drżą wszyscy mieszkańcy.

Niech Was nie zmyli ten pobieżny opis, bo nie jest to kolejna, zwykła historia w stylu „od zera do bohatera” dotycząca złoczyńcy. Jak zwykle w przypadku ogranych motywów istotne jest to w jaki sposób zostały one rozegrane. Pierwszy tom nieco po macoszemu potraktował głównego antagonistę, drugi z kolei skupia się na nim całkowicie, prezentując jego może niezbyt oryginalny, ale szalenie wciągający origin. Jason Aaron pisząc jego losy zaskakuje, ponieważ przedstawia przyszłego trenera, jako osobę, z którą ciężko w jakiś sposób nie sympatyzować. Młody Boss to w gruncie rzeczy chłopak niewinny, pełny nadziei i marzeń, z których raz za razem jest coraz brutalniej obdzierany, aż w końcu dociera do tego etapu w swoim życiu, gdy pewne wydarzenia zmieniają go nie do poznania. Scenarzysta przekonująco przedstawił jego metamorfozę i pomimo przewidywalnego finału tej opowieści potrafił zaskoczyć swojego czytelnika.


Poza tym „Gridiron” posiada wszystkie zalety, którymi wyróżniał się jego poprzednik. Urzeka klimatem oraz sposobem narracji. „Południowość” komiksu, jego odrębność, choćby językowa bardzo mi się podoba. Jeśli wierzyć opiniom wyszukanym na zagranicznych portalach, dwaj południowcy zrobili południowy komiks z krwi i kości. Wady? Tak, drugi tom „Southern Bastards” nie jest pozbawiony wad, ponieważ ja – maruda nad marudami – znalazłem takową. I to aż jedną! Jedynym minusem dzisiaj recenzowanego komiksu jest to, że zbyt szybko się kończy i znowu trzeba czekać parę miesięcy na kontynuację…

Po lekturze pierwszego tomu nie byłem zwolennikiem grafiki Jasona Latoura i teraz nic w tej kwestii się nie zmieniło. Niektóre kadry odrzucają mnie swoją brzydotą i choć rozumiem, że Latour trzyma się pewnej konwencji, to uważam, że momentami przesadza. Kompletnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że rysunki idealnie komponują się z przedstawianą historią i stanowią mocny punkt „Southern Bastards”. Według mnie w niczym nie przeszkadzają, by w pełni cieszyć się z lektury, co jest jakąś zaletą. Dla mnie seria Aarona od samego początku stoi przede wszystkim kapitalną historią, którą rysunkami zepsuć mógłby chyba tylko Rob Liefeld. Jednocześnie warto powiedzieć dobre słowo o znakomitych okładach. Najlepsza spośród nich jest akurat ta, która zdobi front wydania zbiorczego.


Drugi tom jest podobnej objętości, co premierowa odsłona serii, bo zawiera tylko cztery zeszyty. Początkowo cena miała wynosić 12.99$ i pewnie strasznie bym na nią narzekał, ale ostatecznie na okładce wydrukowano 9.99$. W albumie znalazło się miejsce dla kilku dodatków, na które składają się okładki poszczególnych zeszytów oraz jedna wariantowa, a także licząca pięć stron galeria szkiców Jasona Latoura oraz innych rysowników. Po cichu liczyłem, że znajdzie się miejsce na kolejny południowy przepis kulinarny, lecz niestety tym razem musiałem obejść się smakiem.

Ostatecznie „Gridiron” jest dla mnie historią lepszą, niż pierwszy tom „Southern Bastards”. Wygląda na to, że twórcy konsekwentnie będą stawiać na czterozeszytowe story-arki i nie mam nic przeciwko temu, o ile utrzymana zostanie dotychczasowa cena. Nie dajcie się odstraszyć popisami Jasona Aarona w Marvelu, bo jego autorskie projekty to zupełnie inna para kaloszy. Komiks polecam wszystkim, nawet pomimo rysunków, które są zupełnie nie z mojej bajki. Końcowa ocena to piątka, blogowy znak jakości i mnóstwo ochów i achów.

Brak komentarzy: