Thomas Ott należy do grupy artystów komiksowych, których w Polsce nie trzeba specjalnie przedstawiać. A to sprawą za Kultury Gniewu, która dba, aby jego albumy ukazywały się w naszym kraju dość regularnie. Na przestrzeni niespełna dziesięciu lat mieliśmy okazję zapoznać się z pięcioma pozycjami autorstwa tego znakomitego twórcy. Większość z nich to już białe kruki, dostępne jedynie na wtórnym rynku za niemałe pieniądze.
Dlatego tym bardziej należy się spieszyć i korzystać z faktu, że "R.I.P." dopiero co się ukazał i bez problemu można go kupić w rozsądnej cenie. Jestem przekonany, że zniknie z półek księgarskich równie szybko, co poprzednie komiksy Otta. A nie wypada nie znać dokonań szwajcarskiego (multi)twórcy, bo trudno znaleźć drugiego tak osobnego i interesującego artystę w świecie komiksu. Określenie "biały kruk", użyte przeze mnie w poprzednim akapicie, ze względu na używaną technikę i eksplorowaną tematykę przez Otta, jest niczym strzał kulą w płot. Nie mógłbym użyć mniej trafnego epitetu. Niewielu jest artystów używających scratchboardingu, a Ott jest w tej dziedzinie mistrzem nad mitrze. Na kartonie, grubo pokrytym tuszem, małym nożykiem wydrapuje białe linie, które – w magiczny sposób – układają się w elementy scenografii i rysy postaci.
Wielokrotnie oglądałem jego prace i za każdym razem nie mogę się nadziwić efektom końcowym. Jak mu się udaje uzyskać głębię przestrzeni? Jak mu się udaje ożywiać swoich bohaterów, nadawać im, wyciągnąć z cienia aż tak wyraziste rysy twarzy i zbudować całą mimikę. To z jaką lekkością buduje przestrzeń, w jaki sposób szafuje perspektywą oraz kątem ujęcia "kamery" zakrawa o mistrzostwo świata – na przestrzeni jednej planszy każdy z paneli to efektowny (i efekciarski, ale w pozytywnym rozumieniu tego słowa) popis. Zadziwia mnie, wręcz powala, precyzja każdego szczegółu (proszę spojrzeć na ostatni kadr na stronie 129 – szafka w łazience, a na niej dwie szczoteczki do zębów w szklance, jakieś pudełka i flakony oraz elektryczna golarka podłączona do prądu, spiralny kabel - to jakieś szaleństwo!).
W tomie "R.I.P. Best of 1985-2004" znalazły się opowieści za zbiorów "Tales of Error", Greetings from Hellville" oraz "Dead End", a także historie z różnych antologii i magazynów. Łącznie jest ich dokładnie dwadzieścia, a część z nich była prezentowana wcześniej w wydanym w roku 2006 albumie "Exit". Z wyjątkiem jednej historii wszystkie powstały do autorskich scenariuszy, natomiast za skrypt "Narzeczonej królików" odpowiada David B.
Nie dziwię się, że w kończących album wypisie autorskich inspiracji, które liczą sobie dwie strony, nazwisko Edwarda Gorey`a pojawia się na samym początku. Siła komiksowych opowieści, wymyślonych przez Thomasa Otta, skupia się głównie na purnonsensowej poincie, która podkreśla makabryczny i czarny humor autora. Niektóre z konkluzji dotykających ludzkiej głupoty przywodzą mi na myśl "żarty" Janka Kozy. Jednak Ott to klasa sama w sobie. Koniecznie należy znać.
Dlatego tym bardziej należy się spieszyć i korzystać z faktu, że "R.I.P." dopiero co się ukazał i bez problemu można go kupić w rozsądnej cenie. Jestem przekonany, że zniknie z półek księgarskich równie szybko, co poprzednie komiksy Otta. A nie wypada nie znać dokonań szwajcarskiego (multi)twórcy, bo trudno znaleźć drugiego tak osobnego i interesującego artystę w świecie komiksu. Określenie "biały kruk", użyte przeze mnie w poprzednim akapicie, ze względu na używaną technikę i eksplorowaną tematykę przez Otta, jest niczym strzał kulą w płot. Nie mógłbym użyć mniej trafnego epitetu. Niewielu jest artystów używających scratchboardingu, a Ott jest w tej dziedzinie mistrzem nad mitrze. Na kartonie, grubo pokrytym tuszem, małym nożykiem wydrapuje białe linie, które – w magiczny sposób – układają się w elementy scenografii i rysy postaci.
Wielokrotnie oglądałem jego prace i za każdym razem nie mogę się nadziwić efektom końcowym. Jak mu się udaje uzyskać głębię przestrzeni? Jak mu się udaje ożywiać swoich bohaterów, nadawać im, wyciągnąć z cienia aż tak wyraziste rysy twarzy i zbudować całą mimikę. To z jaką lekkością buduje przestrzeń, w jaki sposób szafuje perspektywą oraz kątem ujęcia "kamery" zakrawa o mistrzostwo świata – na przestrzeni jednej planszy każdy z paneli to efektowny (i efekciarski, ale w pozytywnym rozumieniu tego słowa) popis. Zadziwia mnie, wręcz powala, precyzja każdego szczegółu (proszę spojrzeć na ostatni kadr na stronie 129 – szafka w łazience, a na niej dwie szczoteczki do zębów w szklance, jakieś pudełka i flakony oraz elektryczna golarka podłączona do prądu, spiralny kabel - to jakieś szaleństwo!).
W tomie "R.I.P. Best of 1985-2004" znalazły się opowieści za zbiorów "Tales of Error", Greetings from Hellville" oraz "Dead End", a także historie z różnych antologii i magazynów. Łącznie jest ich dokładnie dwadzieścia, a część z nich była prezentowana wcześniej w wydanym w roku 2006 albumie "Exit". Z wyjątkiem jednej historii wszystkie powstały do autorskich scenariuszy, natomiast za skrypt "Narzeczonej królików" odpowiada David B.
Nie dziwię się, że w kończących album wypisie autorskich inspiracji, które liczą sobie dwie strony, nazwisko Edwarda Gorey`a pojawia się na samym początku. Siła komiksowych opowieści, wymyślonych przez Thomasa Otta, skupia się głównie na purnonsensowej poincie, która podkreśla makabryczny i czarny humor autora. Niektóre z konkluzji dotykających ludzkiej głupoty przywodzą mi na myśl "żarty" Janka Kozy. Jednak Ott to klasa sama w sobie. Koniecznie należy znać.
1 komentarz:
Witam. Niestety nie mogłem znaleźć waszego maila dlatego muszę napisać to w komentarzu. Zapraszam do odwidzenia mojego blogu Planeta-komiksu i nawiązania współpracy poprzez wymianę linkami. Więcej szczegołów podczas kontaktu w mailu podanym na mojej stronie z prawej strony ;)
Prześlij komentarz