wtorek, 8 listopada 2011

#896 - Fantasy Komiks #12/#13

W sierpniu i październiku ukazały się dwa numery „Fantasy Komiks”, odpowiednio 12 i 13. I od pierwszych stron witają nas „Rozbitkowie z Ithaq”, najdłużej publikowanej serii na łamach cyklicznej antologii fantasy. Powinien już się przyzwyczaić do ciągłego wikłania fabuły, ale za każdym kolejnym tomem zadziwia mnie, jak Arleston nie gubi się w tej plątaninie wątków, intryg, tajemnic i niedopowiedzeń, a przy tym udaje mu się podtrzymać czytelnicze zainteresowanie.

W pracy nad oprawą graficzną „Zwierciadła kłamstw” Adrienowi Flochowi pomagał Sebastian Lamirand, odpowiedzialny za efekty specjalne i jak, zwykle, pod względem wizualnym komiks prezentuje się dobrze. Fabuła? Do finału pozostał przynajmniej jeszcze jeden album i trudno coś więcej powiedzieć. O innym, kontynuowanym tytule, czyli „Sloce” ponad to, że popadła w przeciętność, nie da się zbyt wiele powiedzieć. Jedyną nową serią, która pojawiła się na łamach 12 i 13 numeru „Fantasy Komiks” jest „W poszukiwaniu Graala”. Jej autorzy Francois Debois i Stephane Bileau próbują wycisnąć coś z wyeksploatowanych do granic możliwości legend arturiańskich. Niestety, ich wersja tytułowych poszukiwań mitycznego Graala przypomina dość słabo napisanego action-rpg`a, a ich inwencja ograniczyła się do kilku zagrywek przynoszących na myśl „Avatara”.

W serii dzieje się dużo, dzieje się szybko, a fabuła jest rozplanowana na wiele, wiele albumów, poprzedzielanych tanimi cliffhangerami (śmierć Artura – naprawdę?). Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Bileau, który brawurowo zilustrował wyciągnięcie Excalibura z kamienia i potyczkę z Marmiadoizem (tom pierwszy) oraz wyprawę do grobowca Balora, będącą pierwszym questem w poszukiwaniu Skarbów Danannów (tom drugi). Dynamiczna, spektakularna, zdradzająca powinowactwo z mangą, kreska może się podobać. Jedyne, co może wyróżnić „W poszukiwaniu Graala” wśród innych, czerpiących z podobnej tematyki opowieści jest postać Merlina, która została dość ciekawie przez Deboisego pomyślana. Odbiega dość mocno od utrwalonego w popkulturze stereotypu podstarzałego czarodzieja w szpiczastej czapce.

Niemal całkowitym przeciwieństwem „W poszukiwaniu Graala” jest „Zmierzch bogów”, w którym Nicolas Jarry bardzo skrupulatnie przestudiował germańskie mity i teraz, bez zbytniego pośpiechu buduje opowieść o naprawdę epickim rozmachu. O ile się nie mylę główny bohater opowieści pod koniec drugiego tomu zdążył się dopiero narodzić. Seria jest również rysowana w zupełnie innym stylu – kreska Dijefa jest bardzo przejrzysta choć - jak pisałem w recenzji „FK” #10/11 - bardzo sztywna, pozbawiona polotu. Dokończenie pierwszego tomu „Szafranowej Nocy” nie zachwyca, ale wprowadza nieco różnorodności do magazynu, będąc propozycją dla nieco młodszego czytelnika.

Właśnie ów brak różnorodności w ostatnich numerach „Fantasy Komiks” bardzo mi przeszkadzał. Większość bieżących serii wydaje się być bita na jedno kopyta – „Sloka”, „W poszukiwani Graala” i „Zmierzch bogów” to opowieści o wybrańcach, którym los przeznaczył wielkie czyny, a w pewnym stopniu pod tę charakterystykę podpada też „Szafranowa Noc”. Jedyne co się zmienia to sceneria (od fantastycznych marchii z Troy, przez mityczną Brytanię, aż po Midgard, znany z germańskich mitów) i bo już estetyka bywa w poszczególnych seriach jest do siebie bardzo zbliżona. Kreskę Ceylesa ze „Sloki” łatwo pomylić z rysunkami Adriena Flocha znanymi z „Rozbitków”.

Co ciekawe, w 12. i 13. tomie próżno szukać grafiki kojarzącej się z europejską szkołą mainstreamowego realizmu, której reprezentantami mogą być przykład Grzegorz Rosiński czy Piotr Kowalski. Wspomniani Ceyles czy Floch, podobnie zresztą jak Eric Herenguel, skłaniają się bardziej ku przerysowaniu, ku szeroko pojętemu cartoonowi, w jego kontynentalnym wydaniu, a Bileau, jak już wspomniałem, wyraźnie skręca w kierunku mangi. Oczywiście trudno po regularnej lekturze "FK" wyrokować czy taki trend jest obecny na całym rynku frankofońskim.

2 komentarze:

amsterdream pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
amsterdream pisze...

Ja już przestałem kupować ten magazyn. Nowe serie są fatalne, jedynie stare sprawdzone "Ythaq" trzyma poziom, ale żal mi prawie 30zł na jeden komiks w pomniejszonym formacie. Ciekawe ile FK jeszcze pociągnie.