Wiadomość o tym jak świetną imprezą okazał się Bałtycki Festiwal Komiksu poszła w świat zaraz po zakończeniu imprezy za sprawą Daniela Chmielewskiego, Karola Kalinowskiego, Olgi Wróbel, Tomka Pstrągowskiego, Piotrka Nowackiego i innych. Od siebie dodam, że wszystko co możecie tam przeczytać i zobaczyć to prawda. Nikt z organizatorów nie płacił, nie błagał i nie wymagał, żeby pisać o beefce jako najlepszym, najsympatyczniejszym i najbardziej przyjaznym festiwalu komiksowym w naszym kraju. Tak po prostu było. Więc jeśli w ostatni weekend kogoś nie było w Gdańsku, to polecam już teraz zakreślić sobie w kalendarzu na czerwono końcówkę czerwca 2010 i zacząć odliczać dni do kolejnej odsłony GDAK'a. Bo tym, którzy byli nie trzeba o tym mówić i przypominać.
Festiwal rozpoczął się już w piątek, wernisażem "Komiks japoński - bogactwo stylów, bogactwo treści", ale że nie byłem, to nic ponad to od siebie nie napiszę. Od uczestników wiem tyle, że było miło, sympatycznie z dużą ilością sushi (więc tzw. warszafffka byłaby wniebowzięta - przepraszam, za ten wtręt, ale fenomenu sushi nie potrafię zrozumieć). Dla mnie impreza zaczęła się więc w sobotę o 10.00, kiedy to nastąpiło uroczyste rozpoczęcie imprezy na którym głos zabierali organizatorzy BFK, przedstawiciele Komisji Europejskiej i władz Gdańska. Lekki zgrzyt związany był z osobą tłumaczki, która moim zdaniem nie wywiązała się ze swojego zadania i miała problemy z tłumaczeniem nazw organizacji czy nawet samego festiwalu. Ale nic to. Zaraz po tym nastąpiło spotkanie "Mówić i pisać o komiksie – blogerzy kontra serwisy komiksowe" prowadzone przez Radosława Bolałka, w którym udział wziął Daniel Chmielewski (Pub pod Picadorem), Łukasz Babiel (Motyw Drogi), Marcin Andrys (Paradoks), Jakub Syty (KaZet) i Dariusz Cybulski (Aleja Komiksu). Każdy z uczestników miał okazję zaprezentować swoje zdanie na temat plusów i minusów czy to blogowania, czy pisania dla serwisu, jak i przewagi jednego medium nad drugim. Brakowało mi większej ilości czasu na dynamiczniejszą dyskusję pomiędzy samymi uczestnikami - widać było duże chęci Łukasza (który z mikrofonem i przed publiką czuje się jak ryba w wodzie) do rozkręcenia takowej, ale ograniczony czas i taka a nie inna forma spotkania (odpowiedzi "po sznureczku") uniemożliwiły mu to. A szkoda. Wydawało mi się również, że przedstawiciele serwisów przyjęli w pewnym momencie pozycję obronną i niejako ubolewali nad tym, że forma stron, które reprezentują uniemożliwia im rozwinięcie skrzydeł. Ale o tym postaram się jeszcze napisać na Kolorowych w późniejszym terminie. Kolejnym punktem programu było spotkanie z wydawcami, którzy stawili się w liczbie czterech - Radosław Bolałek z Hanami, Szymon Holcman z Kultury Gniewu, Andrzej Rabenda z Postu i Andrzej Kownacki z JPF. Każdy z nich opowiedział nieco o planach wydawniczych, ale były to w większości informacje o których wcześniej się gdzieś już słyszało/czytało. Niemniej poniżej wyciąg tego co uznałem za najciekawsze:
Po krótkiej przerwie rozpoczęło się spotkanie z jedną z zagranicznych gwiazd festiwalu, wspomnianym już Davidem Lloydem. Sala momentalnie się zapełniła, a artysta odpowiedzialny za grafikę w "V jak Vendetta" rozpoczął dwugodzinną prezentację na temat swojej twórczości. Głównym jej punktem były historie związane z dziełem stworzonym wraz z Alanem Moorem, ale zanim to nastąpiło Pan Lloyd opowiedział nieco o swoich artystycznych początkach, pierwszych komiksach, publikacjach i inspiracjach oraz o ostatnio wydanym "Kickbacku" jego autorstwa (dostępnym na festiwalu). Słuchało się tego całkiem miło, chociaż po godzinie było już nieco nużąco. Mały minus dla tłumaczki (już innej niż ta od rozpoczęcia festiwalu), która nie była zaznajomiona z nazwiskami komiksowych twórców czy tytułami komiksów, przez co musiała liczyć na pomoc innych osób, bardziej obeznanych w komiksowej materii.
Na tym spotkaniu zakończyła się moja sobotnia obecność na kolejnych punktach programu (z małym wyjątkiem przy rozdaniu GDAK'ów - ku zaskoczeniu wszystkich "Kwaziu" nie zdobył żadnej nagrody), a zaczęła część typowo towarzyska. Miło było zobaczyć parę znanych twarzy, a parę kolejnych poznać osobiście, uścisnąć grabę i zamienić kilka słów. Dzięki wielkie! Zupełnym zaskoczeniem dla wszystkich było zaproszenie przez organizatorów na imprezowy bankiet, który miał miejsce na Gdańskiej starówce i obfitował w tradycyjną kuchnię tego regionu (menu dostępne na blogu KRL'a). Każdy najadł się do syta (Jaszczu zachęcał do tak zwanego "robienia bazy"), po czym impreza przeniosła się do Irish Pubu, w którym odbyło się Interparty z Bitwami Komiksowymi. Szczegółowej relacji polecam szukać na innych blogach, na których dostępna jest również i fotorelacja z dziwnych rzeczy, które wyczyniali komiksiarze. Ramię w ramię bawili się organizatorzy, wydawcy, twórcy zarówno polscy jak i zagraniczni oraz sami czytelnicy - integracja po całości, bez podziału na lepszych i gorszych. Wspomniane Bitwy Komiksowe wygrał Piotr Nowacki, który zostawił w tyle takie persony jak Karol Kalinowski (który popełnił najlepszą bitewną pracę do tematu "Toksyczna miłość"), Janusz Wyrzykowski, Olga Wróbel, zwycięzca pierwszej edycji Daniel Chmielewski czy też David Lloyd lub Guy Delisle. W moim przypadku wieczór skończył się długą pogawędką o Marvelu, nocnym zwiedzaniu Gdańska, poznawaniu jego historii i wizycie w Szafie. Brzozo - wielkie dzięki!
Niedziela, ostatni dzień BFKi, rozpoczął się od prezentacji Chmielewskiego Daniela na temat kompozycji w komiksie, która ze względu na ogrom materiału przygotowanego przez twórcę "Zostawiając Powidok.." nieco się przedłużyła. Tak swoją drogą to z chęcią zobaczyłbym przynajmniej jej część w kolejnym numerze Ziniola - podobnie jak to było w przypadku Danielowego artykułu na temat perspektywy w drugim numerze tego kwartalnika kultury komiksowej. Zaraz po tej prelekcji sceną (chociaż sceny to w zasadzie nie było) zawładnęli (w porządku alfabetycznym): Piotr Nowacki, Tomasz Pastuszka i Bartosz Sztybor, którzy przedstawili światu projekt "Karton", którego można się spodziewać w okolicach październikowej MFKi. Trio przedstawiło ideę nowego magazynu, oraz serie, które stanowić będą jego treść - oczywiście z dużym humorem, jak np. Sztybor Bartosz prezentujący jak poprawnie wdepnąć w trupa, żeby wydobyła się z niego szukana onomatopeja. Szczegóły tego nowego kwartalnika przedstawi niebawem Łukasz na Motywie Drogi.
Przez całą imprezę zaniedbałem wizytowanie sali numer dwa, w której odbywały się głównie warsztaty z młodymi twórcami komiksów, ale przynajmniej w drobnej części nadrobiłem to w ostatnich godzinach festiwalu. Daniel Chmielewski - jak sam przyznaje u siebie na blogu - przygotował wymagające zadanie dla uczestników jego warsztatów i patrząc po nich widziałem, że byli szczerze zaangażowani zarówno w proces twórczy jak i wysłuchiwanie uwag od swojego mistrza, który czy to młodym czy tym nieco starszym starał się przekazać możliwie jak najwięcej. Pełna profka. Chwilę później Asu dosyć szybko zaprezentował proces powstawania komiksu i zaraz po tym sala numer dwa opustoszała. Zostało może pięć, może nieco więcej osób, które czekały na Tomasza Pstrągowskiego i jego kilka słów na temat autobiografizmu w komiksie. Powiem szczerze, że żałuję bardzo, iż Pstraghi nie miał szans zaprezentować się przed szerszą publiką na większej sali - było zabawnie, z polotem i bez szczypty nudy, a sam prowadzący okazał się gościem, który potrafi przykuć uwagę słuchających. Tekst na którym opierała się ta prezentacja jest dostępny w szóstym numerze Splotu, ale jego sucha lektura, bez uwag i żartów Tomka nie daje takiej satysfakcji (wiem, że to nie będzie śmieszne w żadnym stopniu, bo było tak tylko w tym jednym jedynym momencie, ale "to nie jest graphic novel, to jest stary żyd" jest dla mnie cytatem BFKi). Po tej prelekcji pojawiły się plotki, jakoby Tomasz Pstrągowski miał poprowadzić przyszłoroczne ESKA Music Awards, ale póki co jest to wiadomość nieoficjalna.
Oprócz dwóch sal w których odbywały się spotkania, była również i trzecia przeznaczona dla najmłodszych uczestników imprezy, oraz czwarta - na piętrze - przeznaczona na giełdę. Pojawiła się Komikslandia i niektórzy wydawcy, ale z tego co widziałem wielkich tłumów nie było. Podobnie jak na samej imprezie - chociaż nie można powiedzieć, żeby sale w większości świeciły pustkami. Jestem jednak pewien, że po tylu rewelacyjnych opiniach na temat tegorocznej BFKi, kolejną edycję odwiedzi znacznie więcej osób - niektóre już to deklarują chociażby w komentarzach podlinkowanych na początku blogowych wspomnień. I warto! Po stokroć warto! Organizatorzy zadbali o to, żeby wszyscy czuli się równi sobie, bez względu na to co wspólnego mają z komiksami. Zadbali też o to, żeby nikt głodny i o suchym pysku nie chodził - chociaż nie ma co ukrywać, żeby było to głównym celem tego typu imprez, ale sam fakt, sama inicjatywa, pamięć i troska o tych co często telepali się kilkaset kilometrów zasługuje na pochwały. Jedyne czego mi brakowało, to jakiejś salki przeznaczonej na to, żeby móc na spokojnie usiąść i pogadać, bo inaczej trzeba było wychodzić na zewnątrz i tam szukać jakiegoś spokojniejszego miejsca. Ale to tyle z minusów.
Podsumowując - najlepsza komiksowa impreza na jakiej byłem! Chociaż mam szczerą nadzieję, że za rok będę mówił podobnie, ale już odnośnie kolejnej edycji Bałtyckiego Festiwalu. W najbliższych dniach można się spodziewać u nas kilku wpisów postBFKowych, w tym mam nadzieję podsumowującego imprezę wywiadu z Radkiem Bolałkiem, z którym rozmawialiśmy już przy okazji promocji beefki.
Na koniec chciałbym przypomnieć, że bez takich osób i instytucji jak właśnie Radek i spółka, jak Komisja Europejska, jak Pracownia Komiksowa, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku czy władze miasta i sponsorzy nie byłoby tej imprezy i tylu pozytywnych wspomnień! Wypadałoby o tym pamiętać.
PS. Ze swojej strony jeszcze serdeczne podziękowania dla tych wszystkich, którzy użyczyli mi swoich komórek w ciągu tych dwóch dni! ;)
Hanami - następne tomy "Balsamisty" i "Suppli" (nie licząc nie wydanego jeszcze tomu ósmego) ukażą się dopiero wtedy, gdy na rynku japońskim pojawią się ich kolejne odsłony - związane jest to z tym, że polska edycja idzie łeb w łeb z tą z kraju kwitnącej wiśni. Żeby jednak osłodzić czymś okres oczekiwania na kolejne księgi przygód pierwszego z wymienionych komiksów, wydawnictwo przymierza się do wydania "Beautiful People" Mitsukazu Mihary. Oprócz tego jeszcze więcej Taniguchiego i wspomniany już przy okazji WSK "Japan as Viewed by 17 Creators", który być może zostanie wzbogacony o dwie polskie historie (rozmowy trwają).Oprócz tego poruszona była również kwestia wydania w naszym kraju "Scotta Pilgrima" Bryana Lee O'Malleya (tego od "Zagubionej Duszy") - Szymon Holcman objawił się światu jako absolutny fan tego "komiksu dla mocnych geeków" i potwierdził chęci ze swojej i Kultury strony w kwestii jego wydania w naszym kraju. Problemem jest jednak to, że firma posiadająca prawa do tytułu nie chce ich odsprzedać małemu wydawnictwu, które puści to w niewielkim nakładzie. Ale nadzieja umiera ostatnia (podobno).
Kultura Gniewu - najciekawszą informacją były plany związane z przyszłorocznym dziesięcioleciem wydawnictwa, w związku z którym niektóre komiksy wyjdą w ramach kolekcji "10 lat Kultury Gniewu" i będzie to między innymi kolekcjonerskie wydanie "Zakazanego Owocu" i "Braci Kowalskich" Dariusza Palinowskiego, nowy "Ratman" od Tomasza Niewiadomskiego oraz nowy komiks od Benedykta Szneidera. W październiku można się spodziewać "Łaumy" od KRL'a, której pierwszy rozdział publikowany był swego czasu na blogu Kultury i każdy z 18 odcinków miał oglądalność rzędu minimum 1500. A skoro już jestem przy wykorzystywaniu internetu do promocji to osoby posiadające konto na facebooku mogą teraz dodać do znajomych Kulturę Gniewu, na profilu której ma się dziać dużo, sporo i jeszcze więcej.
Post - trzeci tom "Lupusa" w ciągu najbliższych dwóch tygodni powinien pojawić się na sklepowych półkach, a kolejne przygody Corto Maltese pod koniec lipca. Następnych nowości można się spodziewać na przełomie września i października - a ma być to zbiorczy "Maus" i "Breakdowns" Arta Spiegelmana. Jeśli chodzi o zbiorcze "V jak Vendetta" to termin wydania jest nieznany, podobnie jak oprawa całości - może twarda, może miękka, jeszcze nie ustalono. Swoja drogą czy był lepszy moment na wydanie zbiorcze tego komiksu niż BFK i wizyta Lloyda? Jeśli chodzi o początek 2010 roku to ukazać ma się "Nage Libre" i komiks w stylu dzieł Satrapi opowiadający o Afryce (tytułu nie udało mi się zanotować).
JPF - wydawnictwo stara się cały czas o wydania ekskluzywne i najbliżej temu jest w przypadku "Aż do nieba" (3 tomy w jednym). Jest również szansa na wznowienie "Slumpa". W tym przypadku więcej nie udało mi się zanotować.
Na tym spotkaniu zakończyła się moja sobotnia obecność na kolejnych punktach programu (z małym wyjątkiem przy rozdaniu GDAK'ów - ku zaskoczeniu wszystkich "Kwaziu" nie zdobył żadnej nagrody), a zaczęła część typowo towarzyska. Miło było zobaczyć parę znanych twarzy, a parę kolejnych poznać osobiście, uścisnąć grabę i zamienić kilka słów. Dzięki wielkie! Zupełnym zaskoczeniem dla wszystkich było zaproszenie przez organizatorów na imprezowy bankiet, który miał miejsce na Gdańskiej starówce i obfitował w tradycyjną kuchnię tego regionu (menu dostępne na blogu KRL'a). Każdy najadł się do syta (Jaszczu zachęcał do tak zwanego "robienia bazy"), po czym impreza przeniosła się do Irish Pubu, w którym odbyło się Interparty z Bitwami Komiksowymi. Szczegółowej relacji polecam szukać na innych blogach, na których dostępna jest również i fotorelacja z dziwnych rzeczy, które wyczyniali komiksiarze. Ramię w ramię bawili się organizatorzy, wydawcy, twórcy zarówno polscy jak i zagraniczni oraz sami czytelnicy - integracja po całości, bez podziału na lepszych i gorszych. Wspomniane Bitwy Komiksowe wygrał Piotr Nowacki, który zostawił w tyle takie persony jak Karol Kalinowski (który popełnił najlepszą bitewną pracę do tematu "Toksyczna miłość"), Janusz Wyrzykowski, Olga Wróbel, zwycięzca pierwszej edycji Daniel Chmielewski czy też David Lloyd lub Guy Delisle. W moim przypadku wieczór skończył się długą pogawędką o Marvelu, nocnym zwiedzaniu Gdańska, poznawaniu jego historii i wizycie w Szafie. Brzozo - wielkie dzięki!
Przez całą imprezę zaniedbałem wizytowanie sali numer dwa, w której odbywały się głównie warsztaty z młodymi twórcami komiksów, ale przynajmniej w drobnej części nadrobiłem to w ostatnich godzinach festiwalu. Daniel Chmielewski - jak sam przyznaje u siebie na blogu - przygotował wymagające zadanie dla uczestników jego warsztatów i patrząc po nich widziałem, że byli szczerze zaangażowani zarówno w proces twórczy jak i wysłuchiwanie uwag od swojego mistrza, który czy to młodym czy tym nieco starszym starał się przekazać możliwie jak najwięcej. Pełna profka. Chwilę później Asu dosyć szybko zaprezentował proces powstawania komiksu i zaraz po tym sala numer dwa opustoszała. Zostało może pięć, może nieco więcej osób, które czekały na Tomasza Pstrągowskiego i jego kilka słów na temat autobiografizmu w komiksie. Powiem szczerze, że żałuję bardzo, iż Pstraghi nie miał szans zaprezentować się przed szerszą publiką na większej sali - było zabawnie, z polotem i bez szczypty nudy, a sam prowadzący okazał się gościem, który potrafi przykuć uwagę słuchających. Tekst na którym opierała się ta prezentacja jest dostępny w szóstym numerze Splotu, ale jego sucha lektura, bez uwag i żartów Tomka nie daje takiej satysfakcji (wiem, że to nie będzie śmieszne w żadnym stopniu, bo było tak tylko w tym jednym jedynym momencie, ale "to nie jest graphic novel, to jest stary żyd" jest dla mnie cytatem BFKi). Po tej prelekcji pojawiły się plotki, jakoby Tomasz Pstrągowski miał poprowadzić przyszłoroczne ESKA Music Awards, ale póki co jest to wiadomość nieoficjalna.
Oprócz dwóch sal w których odbywały się spotkania, była również i trzecia przeznaczona dla najmłodszych uczestników imprezy, oraz czwarta - na piętrze - przeznaczona na giełdę. Pojawiła się Komikslandia i niektórzy wydawcy, ale z tego co widziałem wielkich tłumów nie było. Podobnie jak na samej imprezie - chociaż nie można powiedzieć, żeby sale w większości świeciły pustkami. Jestem jednak pewien, że po tylu rewelacyjnych opiniach na temat tegorocznej BFKi, kolejną edycję odwiedzi znacznie więcej osób - niektóre już to deklarują chociażby w komentarzach podlinkowanych na początku blogowych wspomnień. I warto! Po stokroć warto! Organizatorzy zadbali o to, żeby wszyscy czuli się równi sobie, bez względu na to co wspólnego mają z komiksami. Zadbali też o to, żeby nikt głodny i o suchym pysku nie chodził - chociaż nie ma co ukrywać, żeby było to głównym celem tego typu imprez, ale sam fakt, sama inicjatywa, pamięć i troska o tych co często telepali się kilkaset kilometrów zasługuje na pochwały. Jedyne czego mi brakowało, to jakiejś salki przeznaczonej na to, żeby móc na spokojnie usiąść i pogadać, bo inaczej trzeba było wychodzić na zewnątrz i tam szukać jakiegoś spokojniejszego miejsca. Ale to tyle z minusów.
Podsumowując - najlepsza komiksowa impreza na jakiej byłem! Chociaż mam szczerą nadzieję, że za rok będę mówił podobnie, ale już odnośnie kolejnej edycji Bałtyckiego Festiwalu. W najbliższych dniach można się spodziewać u nas kilku wpisów postBFKowych, w tym mam nadzieję podsumowującego imprezę wywiadu z Radkiem Bolałkiem, z którym rozmawialiśmy już przy okazji promocji beefki.
Na koniec chciałbym przypomnieć, że bez takich osób i instytucji jak właśnie Radek i spółka, jak Komisja Europejska, jak Pracownia Komiksowa, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku czy władze miasta i sponsorzy nie byłoby tej imprezy i tylu pozytywnych wspomnień! Wypadałoby o tym pamiętać.
Idealny początek ostatnich trzymiesięcznych wakacji w życiu.
PS. Ze swojej strony jeszcze serdeczne podziękowania dla tych wszystkich, którzy użyczyli mi swoich komórek w ciągu tych dwóch dni! ;)
12 komentarzy:
Nie ma za co. ;] Przyznam, się szczerze że nocnej wycieczki na tzw. stocznię i nad pomik pocztowców nie pamietam zbyt dobrze. Wogóle targałem Cie po tej starówce niesamowicie. A w drodze powrotnej zasnąłem i minałem swój przystanek.
JPF nie mówił nic na temat 16 tomu Full Metal Alchemist, który miał się początkowo ukazać 20 maja, a nadal go nie ma?
pozdro
@Brzozo - nie wyglądałeś na tak bardzo, bardzo, bardzo zmęczonego ;]
@Grzybu - nie kojarzę, żeby była mowa o FMA.
przyznam się że starałem sie obliczyc ile wypiłem, i jak z Tobą zacząłem gadać miałem już pięc piw strzelone. hah.
Ale ostatnio dosyć często oscylowałem około 10 piw, więc może dlatego tak dobrze wyglądałem.
sushi - to nie jest kwestia "warszafffffki" tylko kubków smakowych.
Komiks, który Andrzej Rabenda określił mianem "Satrapi w Afryce" to "Aya". Ukazały się 4 tomy.
Może, może. Ale przyznasz, że w ostatnich miesiącach jest na to szał - próbowałeś tego? tamtego? byłeś tam? Kubki smakowe swoją drogą, ale moda też ma tu coś do gadania. Takie mam wrażenie przynajmniej.
Oj arczu przesadzasz. sushi cieszyło się popularnością z jednej prostej przyczyny. Było za free. I nic tu nie było do warszafki ;)
nigdy nie wierzyłem w jakieśtam mody i inne sraty pierdaty ;) więc możesz mi uwierzyć :)
Dobrze. Wierzę ;)
Dzięki, dzięki. Doceniam. Dowcipny byłem bo byłem na kacu. Na co dzień jestem ponurakiem. No tak, dostałem recenzeckie - przez cała imprezę nie wiedziałem co z nimi zrobić. Ale nie uważam tego za zakup BFK-owy.
"Aya" to niezła wiadomość. I tak jak już Ci arczu pisałem - co to za relacjia z konwentu bez dupy Sztybora czy radosnego podniecenia KRLa!
A co do sushi - ja w "krakuffku" jadam czasem, ale głównie ze względu na moją kobiete, która w tych slicznie wygladajaych, małych zawiniątkach wyjątkowo gustuje.
A Kultura nic nie wspominała o zagraniczniakach w swoich planach?
Hmm.. nie przypominam sobie.
Chyba najpierw poleci to co jest w zapowiedziach na stronie KG. Ale kiedy - czy podczas wakacji, czy we wrześniu, czy dopiero na MFK to nie mam pojęcia.
Prześlij komentarz