Od lat powtarza się, że komiks to nie tylko miałka rozrywka dla dzieci i literatura o charakterze eskapistycznym, podkreślając artystyczne walory opowieści obrazkowych. Ale pamiętać trzeba, że u podstaw współczesnych, wyrafinowanych „graphic novels” przeznaczonych dla wyrobionego czytelnika legła właśnie obrazkowa pulpa. Publikowana na łamach gazet, przeznaczona dla masowego czytelnika, schlebiająca niskim gustom, kiczowata i zabawna.
Co ciekawe, o ile amerykańskie „sunday stripes” czytały głównie dzieciaki, o tyle polskie „filmy obrazkowe” z podobnego okresu adresowane były często (częściej?) dla dorosłych. Nie tylko dlatego, że obecne w nich był sceny dość śmiałe obyczajowo, ale przede wszystkim poruszały tematy obyczajowo-społeczne, a nierzadko były mocno zaangażowane politycznie. Prasa dwudziestolecia międzywojennego roiła się od komiksów i protokomiksów. Do dziś właściwie żadne z tych pozycji nie doczekały się wznowień przybliżających czytelnikom korzenie polskiego komiksu, ale przecież także rysunku satyrycznego i szeroko pojętej grafiki, pokazując pewne źródła i ciągłość rodzimych tradycji prasowej karykatury. Nowopowstałe Wydawnictwo Komiksowe postawiło sobie ambitne zadanie przybliżenia najwybitniejszych pozycji tamtego okresu i wraz z najwybitniejszym znawcą tej materii, Adamem Ruskiem, wystartowało z cyklem Dawny Komiks Polski. Na jego łamach mają być prezentowane najciekawsze osiągnięcia międzywojennych „filmów obrazkowych”. Na pierwszy ogień poszła Warszawa roku 2025 i Pan Hilary i jego przygody.
Pierwszy odcinek tej pierwszej serii ukazał się 27 listopada 1924 roku na łamach „Szczutka”, lwowskiego tygodnika satyryczno-politycznego. Paradoksalnie, przedstawia satyryczny obraz nie Lwowa, lecz właśnie tytułowego miasta, w którym to autorzy komiksu – Aleksander Świdwiński i Benedykt Hertz – mieszkali. Osadzona w ówczesnych realiach, pełna aluzji i postaci znanych powszechnie większości warszawiaków opowieść obrazkowa dziś bez odpowiednich komentarzy i wyjaśnień jest wręcz nieczytelna (Rusek na szczęście służy przypisem). Środowiskowa satyra pozbawiona niemal w całości mocniejszych akcentów politycznych broni się jednak uniwersalnym humorem, opartym na prostych, ale nie prostackich, konceptach. Aby przetrwać reformę monetarną rządu Władysława Grabskiego główny bohater imieniem Piotr i jego bezimienna małżonka zapadają w stuletni sen. W roku 2025 budzą się w Warszawie, której zupełnie nie poznają, a nieporozumień i śmiechu z nich wynikających jest tyle, co komentarzy do ówczesnego życia stolicy.
Natomiast Pan Hilary i jego przygody to opowieść o z wolna wymierającym, ale w okresie dwudziestolecia wciąż jeszcze liczącym się społecznie bogatym ziemiaństwie. Komiks autorstwa Kamila Mackiewicza i Antoniego Bogusławskiego to rzecz utrzymana w gawędziarskim nieco stylu, a sam pan Hilary z fizjonomii przypomina Zagłobę z Trylogii. To typowy szlachciura o sarmackim rodowodzie, przepuszczający resztki swojego majątku na hulanki, niepotrafiący gospodarzyć, naiwny, głupi i arogancki. Jego wyprawa do Warszawy w celu uzyskania „dolarowej pożyczki” zamienia się w serię zabawnych wypadków, podlaną absurdalnym sosem. Pan Hilary i jego przygody ukazywał się na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” od połowy lipca 1929 do połowy kwietnia roku następnego. Podobnie jak Warszawa, także ten „film obrazkowy” jest znakomitym obrazem zarówno epoki, jak i literatury groszowej tamtego okresu.
Pod względem wizualnym Pan Hilary prezentuje się znacznie okazalej. Dopracowana, szczegółowa, ale karykaturalna kreska Mackiewicza w niczym nie odbiegała od światowego poziomu tego typu produkcji. Myślę, że do dziś wielu polskich twórców może wiele nauczyć się od wiekowego rysownika. Co innego Świdwiński – jego rysunki są bardzo proste, niedokładne, niekiedy trudno się zorientować, co przedstawiają. Warsztatowo może nie jest tak mocny, jak Mackiewicz, ale w jego kadrach widać więcej improwizacji, luzu i jakieś dezynwoltury.
Przypuszczam, że prezentowane w cyklu Dawny Komiks Polski pozycje nie staną się rynkowymi przebojami. Nieatrakcyjne pod względem graficznym, posługujące się archaiczną narracją raczej nie trafią do masowego odbiorcy (o ile w ogóle o takim można mówić w przypadku środowiska komiksowego) ani do przypadkowych odbiorców, którzy aby sięgnąć po komiks, muszą go zobaczyć w kiosku albo w telewizyjnej reklamie. To rzecz raczej dla koneserów, fanów i kolekcjonerów.
Co ciekawe, o ile amerykańskie „sunday stripes” czytały głównie dzieciaki, o tyle polskie „filmy obrazkowe” z podobnego okresu adresowane były często (częściej?) dla dorosłych. Nie tylko dlatego, że obecne w nich był sceny dość śmiałe obyczajowo, ale przede wszystkim poruszały tematy obyczajowo-społeczne, a nierzadko były mocno zaangażowane politycznie. Prasa dwudziestolecia międzywojennego roiła się od komiksów i protokomiksów. Do dziś właściwie żadne z tych pozycji nie doczekały się wznowień przybliżających czytelnikom korzenie polskiego komiksu, ale przecież także rysunku satyrycznego i szeroko pojętej grafiki, pokazując pewne źródła i ciągłość rodzimych tradycji prasowej karykatury. Nowopowstałe Wydawnictwo Komiksowe postawiło sobie ambitne zadanie przybliżenia najwybitniejszych pozycji tamtego okresu i wraz z najwybitniejszym znawcą tej materii, Adamem Ruskiem, wystartowało z cyklem Dawny Komiks Polski. Na jego łamach mają być prezentowane najciekawsze osiągnięcia międzywojennych „filmów obrazkowych”. Na pierwszy ogień poszła Warszawa roku 2025 i Pan Hilary i jego przygody.
Pierwszy odcinek tej pierwszej serii ukazał się 27 listopada 1924 roku na łamach „Szczutka”, lwowskiego tygodnika satyryczno-politycznego. Paradoksalnie, przedstawia satyryczny obraz nie Lwowa, lecz właśnie tytułowego miasta, w którym to autorzy komiksu – Aleksander Świdwiński i Benedykt Hertz – mieszkali. Osadzona w ówczesnych realiach, pełna aluzji i postaci znanych powszechnie większości warszawiaków opowieść obrazkowa dziś bez odpowiednich komentarzy i wyjaśnień jest wręcz nieczytelna (Rusek na szczęście służy przypisem). Środowiskowa satyra pozbawiona niemal w całości mocniejszych akcentów politycznych broni się jednak uniwersalnym humorem, opartym na prostych, ale nie prostackich, konceptach. Aby przetrwać reformę monetarną rządu Władysława Grabskiego główny bohater imieniem Piotr i jego bezimienna małżonka zapadają w stuletni sen. W roku 2025 budzą się w Warszawie, której zupełnie nie poznają, a nieporozumień i śmiechu z nich wynikających jest tyle, co komentarzy do ówczesnego życia stolicy.
Natomiast Pan Hilary i jego przygody to opowieść o z wolna wymierającym, ale w okresie dwudziestolecia wciąż jeszcze liczącym się społecznie bogatym ziemiaństwie. Komiks autorstwa Kamila Mackiewicza i Antoniego Bogusławskiego to rzecz utrzymana w gawędziarskim nieco stylu, a sam pan Hilary z fizjonomii przypomina Zagłobę z Trylogii. To typowy szlachciura o sarmackim rodowodzie, przepuszczający resztki swojego majątku na hulanki, niepotrafiący gospodarzyć, naiwny, głupi i arogancki. Jego wyprawa do Warszawy w celu uzyskania „dolarowej pożyczki” zamienia się w serię zabawnych wypadków, podlaną absurdalnym sosem. Pan Hilary i jego przygody ukazywał się na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” od połowy lipca 1929 do połowy kwietnia roku następnego. Podobnie jak Warszawa, także ten „film obrazkowy” jest znakomitym obrazem zarówno epoki, jak i literatury groszowej tamtego okresu.
Pod względem wizualnym Pan Hilary prezentuje się znacznie okazalej. Dopracowana, szczegółowa, ale karykaturalna kreska Mackiewicza w niczym nie odbiegała od światowego poziomu tego typu produkcji. Myślę, że do dziś wielu polskich twórców może wiele nauczyć się od wiekowego rysownika. Co innego Świdwiński – jego rysunki są bardzo proste, niedokładne, niekiedy trudno się zorientować, co przedstawiają. Warsztatowo może nie jest tak mocny, jak Mackiewicz, ale w jego kadrach widać więcej improwizacji, luzu i jakieś dezynwoltury.
Przypuszczam, że prezentowane w cyklu Dawny Komiks Polski pozycje nie staną się rynkowymi przebojami. Nieatrakcyjne pod względem graficznym, posługujące się archaiczną narracją raczej nie trafią do masowego odbiorcy (o ile w ogóle o takim można mówić w przypadku środowiska komiksowego) ani do przypadkowych odbiorców, którzy aby sięgnąć po komiks, muszą go zobaczyć w kiosku albo w telewizyjnej reklamie. To rzecz raczej dla koneserów, fanów i kolekcjonerów.
2 komentarze:
To był świetny komix...
też mi się podobał...
Prześlij komentarz