Paski autorstwa Billa Wattersona pod szyldem „Calvin i Hobbes” ukazywały się na łamach codziennej prasy przez nieco ponad dekadę, od 18 listopada 1985 do 31 grudnia 1995 roku. W sumie ukazało się dokładnie 3150 odcinków. U szczytu swojej popularności sześcioletni rozrabiaka i jego pluszowy tygrys (który do końca nie jest wcale taki pluszowy, jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka) pojawiali się na szpaltach ponad 2400 tytułów prasowych, rozsianych po 50 krajach całego świata.
A jeśli już jesteśmy przy liczbach – zbiorcze wydania przygód chłopca i jego pasiastego przyjaciela sprzedały się w łącznym nakładzie prawie 50 milionów sztuk. Wraz z kultowymi "Fistaszkami", cieszącymi się do dziś wielką popularnością "Garfieldem" i "Dilbertem" oraz klasykami docenianymi nie tylko za ich humorystyczne walory, czyli "Krazy Katem" i "Little Nemo in Slumberland”, dzieło Wattersona należy do najważniejszych humorystycznych stripów Ameryki.
Nie tylko dlatego, że to ten komiks, który dosłownie bawi do łez – i to na wszystkie możliwe sposoby. Subtelnym konceptem, fantastyczną puentą, slapsticowym gagiem, znakomitym dialogiem, nieco rzadziej grą słowną. Perypetie mającego tysiące pomysłów na minutę Calvina i jego pluszowej zabawki, która gdy tylko nikt nie patrzy ożywa i staje się prawdziwym tygrysem, czytaj – idealnym kompanem psot i zabaw (nawet jeśli niekiedy budzą się w nim jego zwierzęca instynkty, a do osobników płci przeciwnej nie czuje oczywistej niechęci) to rozrywka dla zarówno, małych jak i nieco większych czytelników.
Imiona dwóch głównych bohaterów nie są przypadkowe. Warto czytać „Dziwadła z obcej planety” pamiętając o tym, że rezolutny sześciolatek został nazwany po Janie Kalwinie, jednym z najważniejszych reformackich teologów, który zagłębiając się w myśl augustiańską rozmyślał nad doktryną predestynacji. Natomiast jego zwierzak nosi imię po Thomasie Hobbesie, specjalizującym się w filozofii politycznej autorze klasycznego „Lewiatana”. To ten sam, który uważa, że aby uniknąć życia w stanie natury społeczeństwie musi na mocy społecznej umowy oddać władze w ręce jakiegoś suwerena. Watterson przemyca w kwestiach swoich bohaterów wiele uwag na temat sztuki, kultury popularnej, komentarze o charakterze społecznym z lekką nutką filozofowania. Wszystkie te wtręty są na miejscu, wypadają niezwykle naturalnie i pozbawione są jakiejkolwiek postmodernistycznej sztuczności czy wyraźnych szwów double coding.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze doprawdy znakomity przekład autorstwa Piotra W. Cholewy. Tłumacz, znany choćby z serii „Świat Dysku” czy prozy takich klasyków, jak Orson Scott Card, William Gibson, Roger Zelazny czy Ursula Le Guin ze swojej roboty wywiązał się w sposób absolutnie znakomity. Mimo, że zdarzają mu się jakiejś (naprawdę nieliczne!) błędy, potrafił doskonale uchwycić ducha oryginału i wyrazić go w zgrabnych, polskich frazach.
Prawdą jest, że uciekam, jak tylko mogę od recenzowania tego komiksu, bo „C&H” jestem po prostu bezgranicznie zachwycony. Nie ma żadnych szans, aby spod mojego pióra wyszło coś choćby zbliżonego do obiektywnej opinii, bowiem jestem w tym komiksie zakochany. I w żadne sposób nie potrafię ująć swojego zachwyty w jakieś słowne karby. Na szczęście planuje reedycje kolejnych tomów tej serii, więc będę miał jeszcze możliwość, aby spróbować jeszcze raz o niej napisać. A póki co – kupujcie, bo naprawdę warto!
A jeśli już jesteśmy przy liczbach – zbiorcze wydania przygód chłopca i jego pasiastego przyjaciela sprzedały się w łącznym nakładzie prawie 50 milionów sztuk. Wraz z kultowymi "Fistaszkami", cieszącymi się do dziś wielką popularnością "Garfieldem" i "Dilbertem" oraz klasykami docenianymi nie tylko za ich humorystyczne walory, czyli "Krazy Katem" i "Little Nemo in Slumberland”, dzieło Wattersona należy do najważniejszych humorystycznych stripów Ameryki.
Nie tylko dlatego, że to ten komiks, który dosłownie bawi do łez – i to na wszystkie możliwe sposoby. Subtelnym konceptem, fantastyczną puentą, slapsticowym gagiem, znakomitym dialogiem, nieco rzadziej grą słowną. Perypetie mającego tysiące pomysłów na minutę Calvina i jego pluszowej zabawki, która gdy tylko nikt nie patrzy ożywa i staje się prawdziwym tygrysem, czytaj – idealnym kompanem psot i zabaw (nawet jeśli niekiedy budzą się w nim jego zwierzęca instynkty, a do osobników płci przeciwnej nie czuje oczywistej niechęci) to rozrywka dla zarówno, małych jak i nieco większych czytelników.
Imiona dwóch głównych bohaterów nie są przypadkowe. Warto czytać „Dziwadła z obcej planety” pamiętając o tym, że rezolutny sześciolatek został nazwany po Janie Kalwinie, jednym z najważniejszych reformackich teologów, który zagłębiając się w myśl augustiańską rozmyślał nad doktryną predestynacji. Natomiast jego zwierzak nosi imię po Thomasie Hobbesie, specjalizującym się w filozofii politycznej autorze klasycznego „Lewiatana”. To ten sam, który uważa, że aby uniknąć życia w stanie natury społeczeństwie musi na mocy społecznej umowy oddać władze w ręce jakiegoś suwerena. Watterson przemyca w kwestiach swoich bohaterów wiele uwag na temat sztuki, kultury popularnej, komentarze o charakterze społecznym z lekką nutką filozofowania. Wszystkie te wtręty są na miejscu, wypadają niezwykle naturalnie i pozbawione są jakiejkolwiek postmodernistycznej sztuczności czy wyraźnych szwów double coding.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze doprawdy znakomity przekład autorstwa Piotra W. Cholewy. Tłumacz, znany choćby z serii „Świat Dysku” czy prozy takich klasyków, jak Orson Scott Card, William Gibson, Roger Zelazny czy Ursula Le Guin ze swojej roboty wywiązał się w sposób absolutnie znakomity. Mimo, że zdarzają mu się jakiejś (naprawdę nieliczne!) błędy, potrafił doskonale uchwycić ducha oryginału i wyrazić go w zgrabnych, polskich frazach.
Prawdą jest, że uciekam, jak tylko mogę od recenzowania tego komiksu, bo „C&H” jestem po prostu bezgranicznie zachwycony. Nie ma żadnych szans, aby spod mojego pióra wyszło coś choćby zbliżonego do obiektywnej opinii, bowiem jestem w tym komiksie zakochany. I w żadne sposób nie potrafię ująć swojego zachwyty w jakieś słowne karby. Na szczęście planuje reedycje kolejnych tomów tej serii, więc będę miał jeszcze możliwość, aby spróbować jeszcze raz o niej napisać. A póki co – kupujcie, bo naprawdę warto!
1 komentarz:
Ech, nie mam co kupować, mam wszystko.
Prześlij komentarz