Dwunasty numer "Zeszytów Komiksowych" jest drugim, który wyszedł pod szyldem poznańskiej Centrali i drugim po całkowitym wizualnym redesignie przygotowanym przez Dennisa Wojdę. Do nowego formatu można się łatwo przyzwyczaić, choć fani folijałek będą pewnie narzekać, że na półce kolejne numery najważniejszego (i jedynego) magazynu o komiksach nijak do siebie nie pasują.
Oprawa graficzna może się podobać – nowy layout jest nowoczesny, oryginalny i wysmakowany, choć nijak mi nie pasuje do periodyku, który ma ambicje uchodzić za naukowy, a przynajmniej – poważny. Nie jestem pewien, czy stawianie efektownego wyglądu ponad przejrzystością (choćby w przypadku spisu treści) jest dobrym pomysłem, ale nie zamierzam też za bardzo zrzędzić z tego powodu. Bardziej liczą się dla mnie teksty oraz komiksy. Choć te drugie zawsze traktowałem jako przyjemne interludia w lekturze.
Jeśli idzie o danie główne, czyli publicystykę – jest jak zwykle bardzo różnorodnie. Od utrzymanych na wysokim poziomie wywiadów, przez mniej lub bardziej luźne felietony, po napisane z naukowym drygiem analizy. Mam jednak wrażenie, że w tym pisaniu o komiksie historycznym, który jest tematem tego numeru, dominuje myślenie… historyczne. Czy lepiej – historycznoliterackie (historycznokomiksowe?). Refleksja nad bogatym przecież materiałem ma charakter kronikarski, przeglądowy, da się również dostrzec zaczątki naszego, komiksowego strukturalizmu. W zatrzęsieniu tekstów tego typu wybija się felietonistyczny i bardzo wartościowy tekst Sebastiana Frąckiewicza. Na dobrą sprawę nikt inny w podobnym, syntetyzującym i uogólniającym tonie w magazynie się nie wypowiedział. Szkoda. Zabrakło mi z jednej strony aktualnej refleksji krytycznej nad stanem komiksu historycznego, a z drugiej – innego niż historyczne właśnie ujęcia produkcji z epoki PRL-u. Oczywiście, pojawiło się kilka podobnych wątków w innych artykułach – u Aleksandry Duralskiej czy Bartłomieja Janickiego, ale dla mnie ten temat nie został odpowiednio pogłębiony i wyczerpany. Nie liczę tutaj oczywiście ramowych tekstów Michała Błażejczyka, Michała Traczyka i Izabeli Kowalczyk, którzy próbowali wyznaczyć ramy pojęcia komiksu historycznego i poruszyć fundamentalne, nasuwające się same przez się zagadnienia, jak miejsce komiksu w innych historycznych narracjach czy problematyka obrazu historyczności w komiksie.
Czego mi jeszcze brakowało? Analiz zależności pomiędzy Opowieścią a Historią. Chwała Wojtkowi Birkowi za to, że w tekście poświęconym komiksom historycznym swojego autorstwa dotyka kwestii, która przynajmniej z punktu widzenia formalnego wydaje mi się szalenie istotna: problematyki autentyczności i wierności historycznym faktom. Jak godzi się wierność faktom z przynależną do sztuki komiksu poetyką przerysowania? Czy możliwe i sensowne jest rozgraniczanie pomiędzy utworami, które moglibyśmy nazywać świadectwem, a tymi, które poruszają tematykę historyczną? Sądzę, że podsunięcie kilku historykom komiksów mogłoby zaowocować czymś ciekawym.
Jeśli idzie o danie główne, czyli publicystykę – jest jak zwykle bardzo różnorodnie. Od utrzymanych na wysokim poziomie wywiadów, przez mniej lub bardziej luźne felietony, po napisane z naukowym drygiem analizy. Mam jednak wrażenie, że w tym pisaniu o komiksie historycznym, który jest tematem tego numeru, dominuje myślenie… historyczne. Czy lepiej – historycznoliterackie (historycznokomiksowe?). Refleksja nad bogatym przecież materiałem ma charakter kronikarski, przeglądowy, da się również dostrzec zaczątki naszego, komiksowego strukturalizmu. W zatrzęsieniu tekstów tego typu wybija się felietonistyczny i bardzo wartościowy tekst Sebastiana Frąckiewicza. Na dobrą sprawę nikt inny w podobnym, syntetyzującym i uogólniającym tonie w magazynie się nie wypowiedział. Szkoda. Zabrakło mi z jednej strony aktualnej refleksji krytycznej nad stanem komiksu historycznego, a z drugiej – innego niż historyczne właśnie ujęcia produkcji z epoki PRL-u. Oczywiście, pojawiło się kilka podobnych wątków w innych artykułach – u Aleksandry Duralskiej czy Bartłomieja Janickiego, ale dla mnie ten temat nie został odpowiednio pogłębiony i wyczerpany. Nie liczę tutaj oczywiście ramowych tekstów Michała Błażejczyka, Michała Traczyka i Izabeli Kowalczyk, którzy próbowali wyznaczyć ramy pojęcia komiksu historycznego i poruszyć fundamentalne, nasuwające się same przez się zagadnienia, jak miejsce komiksu w innych historycznych narracjach czy problematyka obrazu historyczności w komiksie.
Czego mi jeszcze brakowało? Analiz zależności pomiędzy Opowieścią a Historią. Chwała Wojtkowi Birkowi za to, że w tekście poświęconym komiksom historycznym swojego autorstwa dotyka kwestii, która przynajmniej z punktu widzenia formalnego wydaje mi się szalenie istotna: problematyki autentyczności i wierności historycznym faktom. Jak godzi się wierność faktom z przynależną do sztuki komiksu poetyką przerysowania? Czy możliwe i sensowne jest rozgraniczanie pomiędzy utworami, które moglibyśmy nazywać świadectwem, a tymi, które poruszają tematykę historyczną? Sądzę, że podsunięcie kilku historykom komiksów mogłoby zaowocować czymś ciekawym.
Trudno oczywiście winić Błażejczyka i jego współpracowników za to, że nie spełniają moich partykularnych oczekiwań co do zawartości "Zeszytów Komiksowych". Najważniejsze, że są one wciąż żywe. Pomimo rynkowych i personalnych zawirowań, coś się dzieje, pojawiają się kontrowersyjne i ciekawe opinie. I tak jak ze spostrzeżeniami Frąckiewicza w "Za dużo Polski, za mało autora" całkowicie się zgadzam, tak tezy prezentowane przez Witolda Tkaczyka budzą mój stanowczy sprzeciw. I bardzo dobrze! To pokazuje, że środowisko komiksowe nie jest tak zabetonowane, jak się powszechnie sądzi, tylko stanowi przestrzeń, w której spotykają się różne głosy, różne opinie.
Publikowanie pod szyldem Centrali to najlepsze, co mogło się przydarzyć Michałowi Błażejczykowi. Dzięki wsparciu Michała Słomki, pomimo początkowych trudności, "Zeszyty Komiksowe" złapały drugi oddech. Pojawiły się nowe nazwiska (a wkrótce pojawi się ich więcej), znalazły się pieniądze z państwowego dofinansowania, polepszono dystrybucję.
Publikowanie pod szyldem Centrali to najlepsze, co mogło się przydarzyć Michałowi Błażejczykowi. Dzięki wsparciu Michała Słomki, pomimo początkowych trudności, "Zeszyty Komiksowe" złapały drugi oddech. Pojawiły się nowe nazwiska (a wkrótce pojawi się ich więcej), znalazły się pieniądze z państwowego dofinansowania, polepszono dystrybucję.
3 komentarze:
Na początek powytykam błędy :)Trochę literówek w nazwiskach: Bartłomiej Janicki, Michał Błażejczyk.
Sam właśnie mam na warsztacie tekst o ZK nr 12. Myślę, że oprawa graficzna wcale nie przeszkadza w postrzeganiu pisma jako naukowego. Spis treści faktycznie mógłby być czytelniejszy, ale ogólnie szata graficzna jest doskonała. Jest bibliografia, są przypisy, streszczenia po angielsku, zatem warunki naukowości (przynajmniej te powierzchowne) są spełnione. Kto powiedział, że periodyk naukowy musi mieć tylko spis treści, artykuły, od biedy notki o autorach, a do tego jednokolorową okładkę (najlepiej ograniczającą się do tytułu i loga uniwersytety/stowarzyszenia)?
Większość tekstów w ZK ma charakter naukowy, ale dzięki takim artykułom jak wspomniany felieton Sebastiana Frąckiewicza oraz całkiem sporej ilości komiksów stanowić mogą dobrą propozycję dla kogoś, kto po prostu szuka magazynu komiksowego.
"tawianie efektywnego wyglądu ponad przejrzystością"
Chyba miało być "efektownego" bardziej.
PKP,
co do estetyki grafiki nie mam najmni9ejszych zastrzeżeń - jest naprawdę w porzo, ale funkcjonalnie się nie sprawdza - spisu treści nie ma, kurde :) To jakaś podstawa.
Nie do końca odpowiada mi również łamanie, ale to już są tzw. gusta.
Prześlij komentarz