I znowu gościmy Krzysztofa Tymczyńskiego na naszych łamach. Tym razem pisze o pewnym jegomości z facjatą upstrzoną szpilkami. Zachęcamy do lektury i przypominamy od Independent Comics.
„Clive Barker zajmował się Hellraiserem tylko dwa razy: raz, gdy pisał "The Hellbound Hart" oraz drugi, gdy był scenarzystą i reżyserem pierwszego filmu "Hellraiser". Teraz Barker powraca, by opowiedzieć długo oczekiwany kolejny rozdział na łamach serii komiksowej. Dołącz do epickiej podróży w głąb piekła i zobacz, jak Pinhead realizuje plan zmiany swojego przeznaczenia i stara się na powrót być człowiekiem(...)”.
„Clive Barker zajmował się Hellraiserem tylko dwa razy: raz, gdy pisał "The Hellbound Hart" oraz drugi, gdy był scenarzystą i reżyserem pierwszego filmu "Hellraiser". Teraz Barker powraca, by opowiedzieć długo oczekiwany kolejny rozdział na łamach serii komiksowej. Dołącz do epickiej podróży w głąb piekła i zobacz, jak Pinhead realizuje plan zmiany swojego przeznaczenia i stara się na powrót być człowiekiem(...)”.
Powyższe zdania umieszczone zostały na tylnej okładce pierwszego wydania zbiorczego wydawanej przez Boom! Studios serii "Clive Barker`s Hellraiser" którą w dalszej części tekstu nie będę wymieniał z pełnej nazwy i skupię się jedynie na jej ostatnim członie. Po tym, jak wydawnictwo odniosło porażkę z tytułami stworzonymi przez Stana Lee, a "28 Days Later" dobiegło naturalnego końca, edytor ten zaczął gorączkowo poszukiwać czegoś, co może zaproponować czytelnikom. Jak to zwykle bywa, z pomocą przyszły franczyzy, których obecnie niemało u każdego wydawnictwa komiksowego. Boom! Studios jednak zaskoczyło, bo nie odgrzebywało totalnie zapomnianych rzeczy w stylu "Pamięć Absolutna", "Voltron" (Dynamite) czy "Magic: the Gathering" (IDW), lecz sięgnęło po dwie świetnie rozpoznawalne marki. O ile o "Planet of the Apes" nie będę się teraz zbytnio rozpisywał, bo to nie czas i miejsce, o tyle o nowym, komiksowym wcieleniu "Hellraisera" z chęcią wypowiem parę słów.
Barker nie jest jedynym scenarzystą przedstawionej na łamach zbioru historii, lecz z pewnością to on dominował przy pisaniu doń skryptu. Dlatego już od samego początku czuć, że jest to historia pisana w głównej mierze dla fanów postaci Pinheada i serii filmów, w której jegomość ten się pojawił. Jest to ryzykowne posunięcie, ponieważ nie było wiadomo, czy znajdzie się ich na tyle dużo, by seria odniosła sukces. Na chwilę obecną można śmiało stwierdzić, że jednak udało się, ponieważ kolejne zeszyty serii osiągają sprzedaż na poziomie 10 tysięcy kopii, co dla Boom! jest świetnym wynikiem. Jednak to co fanom zdecydowanie przypadło do gustu, może nie spodobać się nowym czytelnikom. Osoba nie znająca postaci Pinheada, której udała się sztuka skutecznego uniknięcia seansu chociaż jednej części filmowego cyklu, poczuje się zdecydowanie nieswojo. Komiks bowiem utrzymany jest w klimatach znanych z kinowych odsłon i w niczym nie przypomina ugrzecznionej nieco, komiksowej serii z nieistniejącego już wydawnictwa Epic, której znaczną część znamy dzięki wydawnictwu Egmont. "Hellraiser" z Boom! to już czyste gore, mnóstwo mniej lub bardziej uzasadnionej brutalności, hektolitry krwi i wszystko to, czego fanatyczni wielbiciele Pinheada lubią najbardziej.
Chociaż osobiście należę do wielbicieli cyklu, uważam jednak, że nie można opierać sukcesu serii tylko na osobach takich jak ja. Wiele recenzji na które trafiłem potwierdza zresztą tę opinię i większość z nich aż krzyczy do czytelnika: „nie kupuj, jeśli nie jesteś fanem bardzo mocnego horroru lub samej serii filmów”. Pomijając już mocne i brutalne sceny, czytelnik nie dostaje też praktycznie żadnego wyjaśnienia na temat tego kim jest Pinhead i jego ekipa lub czym jest tajemnicze pudełko? Tego trzeba już dowiedzieć się samemu, a jak wiadomo, nie zawsze chce się to robić i znacznie łatwiej jest zrezygnować z czytania czegoś, co wydaje się być niezrozumiałe.
Jednak nawet z mojego punktu widzenia, opowiadana w zbiorze historia jest bardzo nierówna. Obok świetnych scen, których nie będę dokładnie przytaczać (może w końcu ktoś ten komiks przeczyta), trafiają się zupełnie nieudane lub strasznie przesadnie. W tym drugim przypadku ciśnie mi się na usta jedno słowo: "metro", które wyjaśni się podczas lektury komiksu. Wspomniana już nierówność objawia się także, gdy baczniej przyglądniemy się warstwie graficznej.
Boom! Studios wydaje swoje komiksy najczęściej w formie 100-stronicowych tomów, zbierających po cztery zeszyty danej serii. Tak nie jest w tym przypadku, bowiem do trejdu dołączony został kilkustronicowy dodatek, będący swoistą zapowiedzią serii. Mimo to mocno zastanawia mnie fakt, że te trochę ponad sto plansz rysowało dwóch artystów. Być może nie przyczepił bym się do tego tak mocno, gdyby nie fakt, że o ile Leandro Manco ("Hellblazer", "War Machine") spisał się naprawdę świetnie, o tyle Stephen Thompson ("Die Hard: Year One") ewidentnie nie udźwignął odpowiedzialności. Manco świetnie rysował detale, których zresztą umieszczał na swoich planszach mnóstwo. Idealnie wpasował się w mroczny, krwisty klimat. Jego następca niestety ugrzecznił nieco rysunki, był znacznie mniej szczegółowy, co w tym akurat przypadku stanowi spory minus.
W zbiorze trudno doszukiwać się dodatków innych niż te, które zazwyczaj serwuje nam Boom! Studios. Oprócz galerii wszystkich wersji okładek do zeszytów #1-4 (w tym te najlepsze – autorstwa Tima Bradstreeta), dostajemy jedynie cztery strony szkiców autorstwa samego Clive’a Barkera, które przedstawiają próby stworzenia nowych, piekielnych kreatur. Stanowi to jednak tylko miły dodatek, ponieważ ciężko potem doszukać się ich w samym komiksie.
Pierwszy tom zbiorczy "Hellraiser" jest już pozycją, która poleciłbym tylko fanom postaci i filmów. Im pozycja ta zdecydowanie przypadnie do gustu. Nie zanosi się na to, by kolejne coś zmieniły, więc jeśli nie znacie ani jednego, ani drugiego, to radzę najpierw zapoznać się chociażby z pierwszą częścią filmu. Jak się spodoba – sięgajcie po komiks. W przeciwnym przypadku przeczytasz jedynie krwawy, mocny, lecz nie powalający na kolana horror.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz