Na dojrzałym, amerykańskim rynku komiksowym drugi numer zawsze jest najtrudniejszy. W targanej kryzysem branży, w której majorsi oglądając uważnie każdego dolara przed jego wydaniem i z trwogą wpatrują się w słupki sprzedaży, do rangi prawdziwej sztuki urastają techniki minimalizowania (nieuchronnych) strat i ograniczania zwrotów ze sklepów komiksowych zeszytów z #2 na okładce.
Po zachłyśnięciu się nowością i lekturze premierowego zeszytu świeżutkiej serii czytelnicy bardzo często rezygnują z wspierania nowego projektu. To normalny objaw, nie dotyczący oczywiście tych rzadkich przypadków, kiedy dany tytuł z miejsca staje się bestsellerem i natychmiast wraca do drukarni czekając na drugi, trzeci i kolejne dodruki. Trudno mówić o takim mechanizmie na naszym polskim poletku, choć jako recenzent mam inny problem. Pisząc o ciągu dalszym „Białego Orła” musiałbym powtórzyć niemal wszystko, co napisałem przy okazji omawiania premierowego numeru. Druga część trzyma poziomie pierwszej. Kontynuowane są rozpoczęte wątki, pojawiają się nowi bohaterowie, przedstawione wydarzenia rodzą więcej pytań, niż odpowiedzi, jak to w przypadku każdego komiksu opartego na formule serialu bywa. Chwali się spójność historii - zarówno na poziomie kompozycji, jak i nastroju. Ładnie by to w trejdzie wyglądało. Zganić trzeba konwencjonalność, która momentami ociera się o tak wyświechtanie klisze i karykaturalne uproszczenia, że aż zęby bolą. Ale myślę, że z rozprawą o tym czy „Biały Orzeł” jest dobrym komiksem super-hero czy też nie, trzeba będzie wstrzymać się aż do premiery trzeciego numeru.
Drugi „Biały Orzeł” ukazał się terminowo, bez spektakularnych obsuw, które wykończyły już niejedną serię. Maciej Kmiołek i Adam Kmiołek powoli, ale konsekwentnie realizują plan stworzenia polskiego uniwersum komiksowego na modłę swoich amerykańskich odpowiedników. Pod względem graficznym nie zanotowałem żadnych wahnięć formy, co bardzo często zdarza się przy on-goingach.
Na finał „Pierwszego lotu” będzie trzeba jeszcze trochę poczekać - spodziewany termin wydania to maj/czerwiec 2012. Dopiero wtedy będzie można pokusić się o rzetelną oceną serii braci Kmiołków, ale już dziś można powiedzieć, że wydawnictwu Wizuale udało dotrzeć się do jak najszerszego kręgu odbiorców, którzy byliby zainteresowani śledzeniem przygód pierwszego polskiego superbohatera. To, co zupełnie nie wypaliło w przypadku „Konstruktu”, a więc promocja powrotu zeszytówek do kiosków poprzez wejście w dyskurs ze środowiskiem komiksowym obliczony na wzbudzenie kontrowersji, w przypadku „Białego Orła” zostało zrealizowane znacznie lepiej. Nie wiem, jak seria się sprzedaje, nie wiem na ile reklama w „Neo +”, pojawienie się w telewizji śniadaniowej przekłada się na nakłada, ale wydaje mi się, że Wizualom udało się wreszcie przebić do uśpionego elektoratu komiksowego. Nowy gracz na rynku umiał znaleźć sposoby na dotarcie do czytelników, którzy od czasu upadku Dobrego Komiksu nie sięgali po komiksy (z różnych powodów). W bardzo krótkim czasie osiągnęli coś, co Jakubowi Kiyucowi nigdy się nie udało. Trudno oczywiście na razie przesądzać czy seria okaże się sukcesem (pod względem komercyjnym, oczywiście), ale przypuszczam, że tak właśnie będzie. „Biały Orzeł” ma (lub wkrótce będzie go miał) swój rząd dusz – teraz trzeba go „tylko” odpowiednio zagospodarować.
Po zachłyśnięciu się nowością i lekturze premierowego zeszytu świeżutkiej serii czytelnicy bardzo często rezygnują z wspierania nowego projektu. To normalny objaw, nie dotyczący oczywiście tych rzadkich przypadków, kiedy dany tytuł z miejsca staje się bestsellerem i natychmiast wraca do drukarni czekając na drugi, trzeci i kolejne dodruki. Trudno mówić o takim mechanizmie na naszym polskim poletku, choć jako recenzent mam inny problem. Pisząc o ciągu dalszym „Białego Orła” musiałbym powtórzyć niemal wszystko, co napisałem przy okazji omawiania premierowego numeru. Druga część trzyma poziomie pierwszej. Kontynuowane są rozpoczęte wątki, pojawiają się nowi bohaterowie, przedstawione wydarzenia rodzą więcej pytań, niż odpowiedzi, jak to w przypadku każdego komiksu opartego na formule serialu bywa. Chwali się spójność historii - zarówno na poziomie kompozycji, jak i nastroju. Ładnie by to w trejdzie wyglądało. Zganić trzeba konwencjonalność, która momentami ociera się o tak wyświechtanie klisze i karykaturalne uproszczenia, że aż zęby bolą. Ale myślę, że z rozprawą o tym czy „Biały Orzeł” jest dobrym komiksem super-hero czy też nie, trzeba będzie wstrzymać się aż do premiery trzeciego numeru.
Drugi „Biały Orzeł” ukazał się terminowo, bez spektakularnych obsuw, które wykończyły już niejedną serię. Maciej Kmiołek i Adam Kmiołek powoli, ale konsekwentnie realizują plan stworzenia polskiego uniwersum komiksowego na modłę swoich amerykańskich odpowiedników. Pod względem graficznym nie zanotowałem żadnych wahnięć formy, co bardzo często zdarza się przy on-goingach.
Na finał „Pierwszego lotu” będzie trzeba jeszcze trochę poczekać - spodziewany termin wydania to maj/czerwiec 2012. Dopiero wtedy będzie można pokusić się o rzetelną oceną serii braci Kmiołków, ale już dziś można powiedzieć, że wydawnictwu Wizuale udało dotrzeć się do jak najszerszego kręgu odbiorców, którzy byliby zainteresowani śledzeniem przygód pierwszego polskiego superbohatera. To, co zupełnie nie wypaliło w przypadku „Konstruktu”, a więc promocja powrotu zeszytówek do kiosków poprzez wejście w dyskurs ze środowiskiem komiksowym obliczony na wzbudzenie kontrowersji, w przypadku „Białego Orła” zostało zrealizowane znacznie lepiej. Nie wiem, jak seria się sprzedaje, nie wiem na ile reklama w „Neo +”, pojawienie się w telewizji śniadaniowej przekłada się na nakłada, ale wydaje mi się, że Wizualom udało się wreszcie przebić do uśpionego elektoratu komiksowego. Nowy gracz na rynku umiał znaleźć sposoby na dotarcie do czytelników, którzy od czasu upadku Dobrego Komiksu nie sięgali po komiksy (z różnych powodów). W bardzo krótkim czasie osiągnęli coś, co Jakubowi Kiyucowi nigdy się nie udało. Trudno oczywiście na razie przesądzać czy seria okaże się sukcesem (pod względem komercyjnym, oczywiście), ale przypuszczam, że tak właśnie będzie. „Biały Orzeł” ma (lub wkrótce będzie go miał) swój rząd dusz – teraz trzeba go „tylko” odpowiednio zagospodarować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz