czwartek, 14 marca 2013

#1261 - „Nie chcesz zrobić komiksu dla dorosłych?” - wywiad z Tomaszem Samojlikiem

Tomasz Samojlik może uchodzić za symbol współczesnego komiksu dla dzieci. Zaczynał od wydawanych niemal własnym sumptem albumów, a teraz jego komiksy wydawane są w imprintach Kultury Gniewu i Centrali. O jego najnowszym projekcie, o żubrze Pompiku i o Hajnówce przeczytacie w wywiadzie przeprowadzonym przez Dominikę Węcławek i Macieja Gierszewskiego.

Komiksy takie jak "Ryjówka przeznaczenia" z miejsca urzekają młodych czytelników i nie odstraszają dorosłych. Jak pracujesz nad zawartością: masz taki dar, robisz ostrą selekcję materiału, testujesz wszystko na własnych dzieciach?
Wszystko naraz (tylko z tym darem nie jestem pewien). Wymyślam historię, która sama w sobie ma być ciekawa. I to dla mnie przede wszystkim. Jeśli mnie historia nie wciąga, to dlaczego miałbym ją rysować? Już na tym etapie robię selekcję pomysłów. Te, które są zbyt skomplikowane, czy z innego powodu nie nadają się dla małego czytelnika, wypadają lub podlegają modyfikacji. Cały czas staram się pamiętać, że ma być w komiksie jakaś wartość dodana, a więc tu i ówdzie poutykane rodzyneczki w postaci informacji przyrodniczych lub innych. Pierwszą wersję, taką do czytania, ale jeszcze bez kolorów i czasem nawet bez gotowego zakończenia testuję na moich dzieciach i daję do przeczytania znajomym specjalistom przyrodnikom. Ich uwagi pomagają mi uniknąć wpadek merytorycznych, pozwalają też poprawić jakieś gorsze, mniej zrozumiałe, czy nudniejsze momenty, wreszcie dopasować do całości jedną z wymyślonych przeze mnie wersji zakończenia.

W tym roku jeszcze jedna Twoja książka, tym razem w Centrali, będzie to "Bartnik Ignat i skarb puszczy”, czy mógłbyś przybliżyć tę publikację?
„Bartnik Ignat...” będzie moim powrotem do historii białowieskich. Tym razem fabuła komiksu obracać się będzie wokół autentycznych wydarzeń z 1795 i 1796 roku, kiedy to ważyły się losy Puszczy Białowieskiej. Po trwającym kilkaset lat okresie jej ochrony jako własności wielkich książąt litewskich i polskich królów, puszcza, po przejściu pod rosyjskie władanie, z dnia na dzień straciła swój status. Osocznicy, ludzie od pokoleń zajmujący się chronieniem puszczy, utracili wszelkie przywileje i stali się chłopami pańszczyźnianymi. Puszcza została praktycznie bez ochrony i jej losy wisiały na włosku. To, co mogło się z nią stać, najlepiej obrazuje przykład jednej z trzynastu części, na którą Puszcza Białowieska była wówczas podzielona. Straż Kraśniczańska, bo tak się ta część nazywała, trafiła w ręce rosyjskiego feldmarszałka Piotra Rumiancewa i w ciągu kilku lat została kompletnie pozbawiona drzew (do dziś na mapie puszczy widać w tym miejscu charakterystyczne trójkątne wcięcie).
Na tym tle rozgrywać się będzie opowieść o Ignacie, starym bartniku (a więc człowieku, który zakłada w lesie barcie i zajmuje się mieszkającymi w nich pszczołami, korzystając z produkowanego przez nie miodu i wosku), który za wszelką cenę chce ocalić puszczę i dawne puszczańskie tradycje przed zniszczeniem.

Mam wrażenie, że książka będzie adresowana dla tych trochę starszych młodych ludzi?
Myślę, że z „Bartnikiem” będzie podobnie jak z „Ostatnim żubrem” – fabuła na swoim podstawowym poziomie będzie czytelna dla 7-latka, starszy czytelnik będzie mógł wyciągnąć z niej więcej. Tradycyjnie, komiks opatrzony będzie przypisami. Moją ambicją jest stworzenie ciekawej, przygodowej fabuły, a jednocześnie przekazanie czytelnikom wiedzy o tradycyjnym użytkowaniu lasów sprzed kilkuset lat, o kompletnie dziś już zapomnianym związku człowieka z puszczą, w którym człowiek nie był elementem destrukcyjnym. Nie obędzie się oczywiście bez pościgów, zwrotów akcji i dramatycznych momentów!

Nie myślisz nad komiksem dla dorosłych? Masz może jakiś pomysł, który chciałbyś kiedyś narysować?
Hmm, to o tyle trudne pytanie, że pojęcie „komiks dla dorosłych” można różnie rozumieć. Jeśli ktoś za taki komiks uznaje dzieło „dorosłe” tylko dlatego, że błyska w nim golizna, rzuca się mięchem w dialogach i wyprutym flakiem w warstwie graficznej, to ja raczej czegoś takiego nie zrobię. Jednym z powodów jest oczywiście fakt, że nie umiem rysować dobrej golizny i flaków (co każdy może sprawdzić w „Wiedźmunie”), ale przede wszystkim takie „dorosłe” komiksy mnie nie bawią. Jeśli natomiast za wyznacznik dorosłości komiksów uznamy skomplikowaną, „trudną” fabułę czy eksperymenty narracyjne, to ja się jak najbardziej piszę. Jeden z pomysłów, jaki mam, dotyczy historii warszawskiego ZOO podczas okupacji hitlerowskiej. To materiał na mocną, wielowątkową, opowieść, dodatkowo związaną poniekąd z moimi zainteresowaniami badawczymi. Na pewno jednak nie zabiorę się za to w najbliższym czasie.

Mieszkasz w Białowieży? Jak to jest mieszkać daleko od dużego miasta? Jakieś pozytywy mógłbyś podać?
Uściślając – w Białowieży pracuję, mieszkam zaś w „bramie do Puszczy Białowieskiej”, czyli w Hajnówce. A jak to jest mieszkać daleko od dużego miasta? Dobrze jest. A nawet bardzo dobrze, przez większość czasu. Mniejszość to sytuacje, gdy trzeba się dostać do lekarza specjalisty albo pójść do kina (było tu kino „Leśnik”, dziś jest market spożywczy i salon meblowy). A ta większość jest związana ze zjawiskiem, które obserwują moi znajomi i którego ja sam doświadczam, gdy wracam do domu z jakichś wojaży. Gdy pociąg wjeżdża w podlaskie lasy i mija rzadko porozrzucane osady, człowiek ma wrażenie, że znalazł się w jakiejś bańce czasowej, w której czas płynie wolniej, nie ma fejsbuka (i niekiedy zasięgu komórek), za to są rzeczy jakby żywcem wyjęte z przeszłości. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym mieszkał w skansenie. To raczej miejsce z niezwykłym, wyczuwalnym na każdym kroku klimatem, z prastarą puszczą na wyciągnięcie ręki, z ciekawą, skomplikowaną historią pogranicza Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego... Ciężko mi wyobrazić sobie przeprowadzkę do dużego miasta, tutaj na każdym kroku coś mnie inspiruje.

Jako pracownik Instytutu Biologii Ssaków masz inne pozakomiksowe i pozadomowe praktyki związane z uczeniem dzieci?
Od początku mojej pracy w Instytucie (a to już 10 lat!) bardzo zależało mi na popularyzowaniu tego, co robię. Najpierw były to wykłady i artykuły popularne, ale dla dorosłego odbiorcy, dopiero kiedy pojawiły się moje smyki, wpadłem na pomysł robienia rzeczy dla dzieci. Pierwsza była książka o żubrze Pompiku - wynik mojej złości po przeczytaniu nie wiem już jak wielkiej liczby pięknie wydanych, ale pełnych koszmarnych błędów i wręcz bzdur przyrodniczych książeczek dla dzieci. Po pierwszym Pompiku powstały trzy następne, a odbiór tych książeczek zaskoczył mnie samego. Dostałem mnóstwo zaproszeń na spotkania z maluchami i miałem szansę zobaczyć na własne oczy, jak chłoną te leśne historie. Potem, pewnego razu, zaproszono mnie na spotkanie z gimnazjalistami. I tu się zaczęły schody. O Pompiku nawet nie ma co im opowiadać, bo się obrażą, spróbowałem więc o poważnych badaniach, historii Puszczy Białowieskiej, wykopaliskach, starych dokumentach w archiwach - też pudło. Wtedy uznałem, że potrzebuję czegoś także dla tej grupy wiekowej. Tak zrobiłem komiks "Ostatni żubr" o wyginięciu żubrów w Puszczy Białowieskiej, ale nie tylko o tym. Czyli moje działania popularyzatorskie skierowane do dzieci i młodzieży to nie tylko komiksy, choć dzięki nim jestem szerzej kojarzony.

A jest jakiś komiksowy ideał, do którego dążysz?
Oczywiście: ucząc bawić, wedle maksymy Tytusa de Zoo. Wychowałem się na Tytusie, Kajku i Kokoszu oraz przygodach Kleksa. Do dziś przechowuję list, który dostałem od Pani Szarloty Pawel po tym, jak przesłałem jej modelinową figurkę Kleksa. Bardzo bym chciał, by moje dzieci tak samo chłonęły komiksy jak ja kiedyś. Oczywiście sam widzę, że to raczej niemożliwe, inaczej teraz wszystko funkcjonuje, maluchy są wobec komiksu często nieufne. Niedoścignionym wzorem w budowaniu historii, gagów, klimatu jest Janusz Christa. Może nawet dziś już nie wszystko mnie tak śmieszy jak kiedyś, ale doskonale pamiętam zrywanie boków przy jego komiksach. Bardzo bym chciał, by ktoś zrywał boki przy moich, a jednocześnie, by dowiedział się czegoś, o czym wcześniej nie miał pojęcia. Bo czy Ty, Dominiko, wiedziałaś wcześniej, że rzęsorek rzeczek ma w ślinie jad? Że w ogóle mamy w Polsce takie kapitalne stworzenia jak ryjówkowate? (śmiech). A graficznie to ja nie tyle dążę do ideału, co staram się nie załamywać moim pokracznym rysowaniem. Pocieszam się, że przynajmniej historie mam w miarę ciekawe... I jest ich coraz więcej.

Twój ulubiony komiks dla dzieci, to...? (I dlaczego?)
Tylko jeden? Rany... A może być pierwsza dwójka? „Dzień Śmiechały” Christy, pierwszy świadomie kupiony w księgarni komiks, czytany setki razy. Wydaje mi się, że pamiętam zapach farby drukarskiej zaraz po jego zakupie. „Tytus, Romek i A’Tomek. Księga IX”. Podobne motywy – wielki sentyment, kapitalne gagi, odkrycie Papciowego stylu rysowania.
Współczesne – „Łauma” KRLa i „Robot dreams” Sary Varon. Pierwszy to mała, piękna perełka, drugi to smutna i śmieszna opowieść o przyjaźni narysowana tak fajnie, że każdą stronę chciałoby się przytulić.

Twój ulubiony komiks dla dorosłych, to...? (I dlaczego?)
Wszystko, co narysował Guy Davis, bo go uwielbiam (choć rysuje dużo flaków). Wszystko, co rysuje Lewis Trondheim, bo też go uwielbiam (choć i on nie stroni od flaków). „Scott Pilgrim” Bryana Lee O’Malleya, bo czekanie na kolejne tomy było jak kiedyś czekanie na kolejne Kajki i Kokosze. Dzienniki z kolejnych podróży Guya Delisle, bo to lepsze od większości powieści podróżniczych... Mogę tak jeszcze długo...

Dziękujemy za rozmowę.

[Rozmawiali Dominika Węcławek i Maciej Gierszewski]

3 komentarze:

Agnes pisze...

Dziękuję za wywiad i spieszę donieść, że "Norka zagłady" tak pochłonęła mojego synka (3,5 lat), że nie pozwolił rozbić lektury na etapy, tylko musiałam mu przeczytać całość. :)
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Patrząc na ten wywiad, na to co o sobie opowiada w nim Tomasz, patrząc na jego komiksy...kurwa, to naprawdę spoko koleś!

Meble kuchenne lublin pisze...

Interesujące posty.