wtorek, 20 października 2009

#277 - Najbardziej znienawidzony człowiek na Wyspach Brytyjskich...

... a przynajmniej przez jeden dzień. Chcecie wiedzieć dlaczego? Przeczytajcie zapis spotkania z Peterem Milliganem, które podczas XX Międzynarodowego Festiwalu Komiksów (i Gier) prowadził Dominik Szcześniak, redaktor naczelny "Ziniola" i miłośnik twórczości Brytyjczyka. Przyznam, że wiele spodziewałem się po wizycie autora "Enigmy" i "X-Statix", no i z przykrością muszę stwierdzić, że jednak Peter nie stanął na wysokości zadania. Miałem nieprzyjemne uczucie obcowania ze zmanierowaną gwiazdeczką. Gdyby to był Moore albo Miller, to wybaczyłbym, ale Milligan to jednak nie ten rozmiar kapelusza. Niemniej, wywiad okazał się na tyle interesujący, że postanowiłem zamieścić go w całości. Tym wpisem inicjujemy drugą fazę relacji z MFKi, którą przygotowaliśmy w tym tygodniu.

Zaznaczam, że w tekście odtwarzałem niektóre nazwy z słuchu, czasem coś zmieniałem w wypowiedzi przełożonej przez tłumacza, czasem coś dodawałem, zmieniałem kolejność niektórych sformułowań, starając się być maksymalnie wiernym, wobec tego, co mówili Szcześniak i Milligan.
Z braku dobrych zdjęć z tego spotkania za pierwszą ilustrację tego wpisu posłużą capsy z krótkiego wideo-zapisu umieszczonego na stronie Moje Miasto Łódź.

Dominik Szcześniak: Powiedziałeś kiedyś, że z Brendanem McCarthy'm pracowało ci się najlepiej, ponieważ znacie się od dawna. Czy możesz opowiedzieć, jak wasza współpraca przebiegała wcześniej?
Peter Milligan: Brendan, jako artysta, jest niezwykle uzdolniony i ma rzadką w tym fachu zdolność docierania do scenarzysty, co jednocześnie czyni go trudnym współpracownikiem dla mnie. Praca z nim jest tyle fascynująca, co trudna.

Ale chyba scenariusz do „Skina” jest waszym wspólnym dziełem? Na jego kartach opisujecie doświadczenia z pewnego etapu waszego życia – obydwaj albo mieliście związek z kulturą skinheadów, albo spotykaliście się z osobami, które doświadczyły działania talidomidu w swoim życiu. Jak to wyglądało w praktyce?
Skinheadów w Wielkiej Brytanii było i wciąż jest sporo. W swoim życiu miałem dużo do czynienia z wieloma skinami, ale musicie sobie uświadomić, że wtedy bycie skinheadem wyglądało nieco inaczej, niż teraz. Nie kojarzyło się to tak jednoznacznie z konkretnymi poglądami politycznymi. Wtedy skinheadzi wywodzili się głównie z klasy robotniczej, chcieli fajnie i groźnie wyglądać, dobrze się bawić i bzykać laski. Chodziło bardziej o pewną modę. Obecnie, w kraju, takim, jak Polska, skini kojarzą się jednoznacznie z rasizmem i faszyzmem. Ale tak nie było zawsze.

Zmieniając temat. Jesteś uznawany za członka grupy brytyjskich scenarzystów, którzy w latach dziewięćdziesiątych trafili do Ameryki i zrobili małą rewolucję. Mógłbyś opowiedzieć, jak do tego doszło?
Jak to się stało? No cóż, bardzo prosto. Kiedy współpracowałem z magazynem "2000 A.D.", na jakimś konwencie skontaktowali się ze mną ludzie z DC. Zaoferowali większe pieniądze i obiecali większe możliwości. Nie mogę wypowiadać się za innych, za Moore'a, Gaimana czy Ennisa, ale tak to wyglądało w moim przypadku. Prozaicznie.

W Stanach Zjednoczonych współpracowałeś głównie z wydawnictwem Vertigo, tuż po jego powstaniu. Pisałeś wtedy takie tytuły, jak "Enigma", "The Extremist", "Shade". Później na chwilę zniknąłeś z tego wydawnictwa, by do niego niedawno i z impetem powrócić. Skąd się wzięła ta przerwa i co wtedy robiłeś?
Właściwie robiłem jeszcze "Skreemera" dla Vertigo, ale pierwszym komiksem, nad którym pracowałem był właśnie "Shade". Rzeczywiście, miałem taką przerwę. Była ona wypełniona pracą głównie dla telewizji, nad scenariuszami filmów, które powstały lub nie. Przez ten czas zdążyłem zatęsknić do komiksu spod znaku Vertigo.

Mam pytanie związane z serią "Shade". Pamiętasz, kto wypowiedział, taką kwestię: "Milligan? To brzmi jak nazwa jakiejś taniej, irlandzkiej whisky"?
Hmmm… czy to był Alan Grant, albo John Wagner?

Nie, chodzi o jedną z twoich postaci… O Lenny, która powiedziała to w 39 numerze "Shade'a". I z pewnego powodu był to wyjątkowy numer dla tej serii. Pamiętasz go?
Najwyraźniej nie…

To pozwolisz, że nieco odświeżę twoją pamięć. Nie będę streszczał całego komiksu, ale na jego łamach pojawia się dość ciekawy zabieg. Pojawia się w nim postać pisarza, który nazywa się Miles Laimling i, jak mi się zdaje, stanowi on twoje alter-ego. Miles, na kartach komiksu, zmienia nazwisko na Peter Milligan i zaczyna pisać kiczowate komiksy.
Tak, pamiętam to. W tym czasie byłem w stosunku do siebie i swojej twórczości nieco surowy, ale myślę, że zdrowy dystans do własnej osoby jest pożądany. Jedną z najfajniejszych rzeczy w komiksach jest to, że taki pomysł, który narodził się po jednym głębszym, albo pod wpływem kaprysu, można natychmiast przelać na papier i szybko zobaczyć w ostatecznej postaci.
Fragment okładki do "Shade" #1 (cały numer do ściągnięcia na stronie Vertigo) - a pierwsze dwa tomy serii (vol1: #1-6, vol2: 7-13) pod koniec listopada nawiedzą półki dobrych sklepów komiksowych.

Jeżeli chodzi o podejście do komiksu, to jesteś bardziej Milliganem czy Laimlingiem? Artystą czy wyrobnikiem?
To bardzo trudne pytanie i chciałbym odpowiedzieć poważnie. W każdym jest chyba artysta, który realizuje różne pomysły i czasami kończy się to czymś bardzo dziwnym. Tym pomysłom należy nadać odpowiednią formę, ukształtować je w taki sposób o jakim myśleliśmy. I do tego potrzebny jest rzemieślniczy kunszt, natomiast dobre pomysły rodzą się tylko w głowach wybitnych twórców.

Komiks w Polsce wciąż traktowany jest, jako rozrywka dla dzieci, a "przeklęte pytanie" zadawane przez dziennikarzy twórcom brzmi "czy komiks może być sztuką"? Czym dla ciebie, scenarzysty pracującego na Wyspach i w Ameryce, jest komiks?
Komiksy można podzielić tylko na dobre i złe, a nie te dla dzieci i artystyczne. Podobnie jest z książkami. Tak naprawdę wszystko zależy do twórców. Wystarczy popatrzeć na to, co dzieje się w Hollywood – lwia część amerykańskiego przemysłu kinematograficznego produkuje filmy dla dzieci, pełne wybuchów. Jednak w tym przypadku nikt nie pyta czy film jest rozrywką dla dzieci, czy też sztuką. Podobnie jest w przypadku komiksów. Jeśli popatrzeć na większość produkcji w Ameryce i Europie to są to proste rzeczy, skierowane do masowego odbiorcy. A jednocześnie pojawia się mnóstwo wyrafinowanych komiksów, które są naprawdę świetne. Jedne są dobre, a inne kiepskie. To proste.

Mógłbyś opowiedzieć coś o swojej aktualnej pracy – piszesz scenariusze do "Hellblazera", znanego także w Polsce, i chciałbym dowiedzieć się, w jaki sposób odnosisz się do spuścizny poprzednich twórców – do Azzarello czy do Ennisa. Jaka jest twoja recepta na Johna Constantine'a?
Jedna sprawa jest pewna w przypadku Johna Constantine'a – nic w nim nie jest stałe, nic nie jest pewne. To nie Batman czy Spider-Man, którego pisze się w jeden sposób. Myślę, że jeśli ktoś chce pisać Constatine'a, tak jak był pisany przez innych twórców, jest skazany na porażkę. To postać, którą trzeba pisać po swojemu, interpretować go. To z jednej strony heros, który dysponuje licznymi mocami, przed którym drży piekło, a z drugiej człowiek nie mogący poradzić sobie z prawidłowym nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich, gorzki cynik i wieczny malkontent. Mnie interesuje jego życie emocjonalne i w mojej pracy na nim się właśnie skupiam.

Druga seria, którą aktualnie tworzysz to "Greek Street" i jest to komiks, który po pierwsze osadzony jest w ulubionym przez ciebie Londynie, a po drugie odnosi się do mitologii, która często pojawia się w twoich pracach. Czy możesz coś o niej opowiedzieć?

"Greek Street" znajduje się w niesławnym Soho, które jest dzielnicą czerwonych latarni brytyjskiej stolicy. Zawsze fascynowała mnie grecka mitologia, prace Eurypidesa, Sofoklesa – to dla mnie jedne z najwspanialszych historii, jakie zostały opowiedziane i jednocześnie niewyczerpane źródło pomysłów. "Greek Street" nawiązuje do wątków fabularnych antycznych mitów. W komiksie pojawiają się postaci, które powielają wzorce bohaterów greckich tragedii. Umieszczam je w kontekście dnia dzisiejszego, w gangsterskich klimatach noir.

Co takiego szczególnego jest w Londynie, że tak często o nim piszesz? To miasto pojawiało się na łamach "Hellblazera", a także było głównym bohaterem serii "London".
Londyn jest dla mnie wyjątkowy, bo tam właśnie się urodziłem, wychowałem. To naturalne, że o nim pisze. Pewnie dla osób, które urodziły się w Warszawie, to ona ma specjalne znaczenie. Sadzę, że jeśli ktoś ze stolicy Polski będzie pisał "Hellblazera", tam właśnie powinien umiejscowić akcję. Jestem przekonany, że miejsce urodzenia bardzo mocno wpływa na człowieka i to również jest temat, który mocno eksploruję w "Greek Street".

Kilka lat temu wybuchła głośna afera i w Anglii zostałeś uznany za najbardziej znienawidzonego człowieka na Wyspach. Mógłbyś opowiedzieć o niej nieco więcej?
Bałem się tego pytania. To było w czasie, kiedy pracowałem nad serią "X-Statix". Planowałem aby zmarła księżna Diana super-bohaterskim zwyczajem wróciła zza grobu i dołączyła do zespołu mutantów. Kiedy wracałem z Paryża pociągiem zobaczyłem w jakiejś podrzędnej gazecie krzyczący nagłówek w stylu "Obrzydliwość!" ozdobiony kadrem z jednego z numerów "X-Statix". Dziennikarzom w jakiś sposób udało się zdobyć materiały z jeszcze niewydanego komiksu. Wybuchła straszna afera, ganiali mnie po telewizjach, abym się tłumaczył z tych "paskudztw". Koniec końców musiałem wycofać się z tego pomysłu.

Fragment okładki 15 numeru "X-Statix", którą ostatecznie nieco zmieniono - Księżna Diana została zastąpiona przez niejaką Henriettę Hunter.

Skoro jesteśmy już przy "X-Statix" chciałbym porozmawiać o super-bohaterach. Pracując przy ubranych w trykoty herosach udało ci się stworzyć coś oryginalnego.

No cóż, właściwie to tak. Chciałem pokazać super-herosów trochę w stylu dzisiejszych celebrytów, ludzi znanych z tego, że są znani. Klasyczni herosi zdobywali swą sławę walcząc ze złem, ratując ludzkość i pomagając ludziom, a robili to ze szlachetnych pobudek. Wymyśliłem postacie, które są herosami tylko dla tej sławy i blichtru, która otacza prawdziwych bohaterów. Kiedy pracowałem nad "X-Statix", na topie był David Beckham, który był bardziej zajęty budowaniem swojego wizerunku, niż graniem w piłkę. Coraz mniej chodzi tu o uprawianie sportu, lecz o suto zakrapianie drogim alkoholem, pełne dragów imprezy w Kalifornii i możliwości pokazania się w tak zwanym towarzystwie z wyższych sfer. Narobienie medialnego szumu wokół swojej osoby. Moi super-bohaterowie przypominali właśnie Becksa.

Na gruncie super-bohaterskim często wracasz do postaci Batmana, od której zaczynałeś swoją karierę z peleryniarzami w latach osiemdziesiątych. W tym czasie współpracowałeś między innymi z Jimem Aparo. Opowiedz, jak pracowało się w tamtych czasach, z tamtymi twórcami, jak wdrażałeś się w pisanie scenariuszów z super-bohaterami?
Kiedy poznałem Jima, był on już wielką postacią w komiksowym światku, można powiedzieć, że należał do "starej szkoły". Wspominam go z czułością. Pamiętam czasy, kiedy razem pracowaliśmy nad Batmanem. "Mroczny Rycerz Mrocznego Miasta" pierwotnie miał być jedynie mini-serią, lecz redaktorom ta historia na tyle się spodobała, że zaproponowali mi przejęcie serii regularnej. Na początku się zgodziłem, ale później zrezygnowałem, gdyż nie do końca czułem klimat przygód Mrocznego Rycerza. Przynajmniej wtedy.

Z reguły masz szczęście do świetnych rysowników – współpracowałeś między innymi z Duncanem Fegredo, Simonem Bisleyem... Jak udaje ci się znajdować tak świetnych artystów?
To chyba prosta sprawa. Jeśli skrypt jest naprawdę dobry, to artysta zgodzi się go narysować najlepiej, jak umie. Nie ma tu żadnego sekretu.

Wspominany przeze mnie Fegredo, często ilustruje twoje komiksy. Jedno z Waszych dzieł, "Enigma", nie zostało w Polsce wydane, ale jest tytułem, który najbardziej kojarzy się z twoją osobą. Możesz coś opowiedzieć o tym komiksie?
No cóż, główny bohater "Enigmy" zaczyna spotykać w prawdziwym świecie herosów z komiksu, w którym zaczytywał się jako dzieciak. Wyrusza na poszukiwane głównego bohatera tych zeszytów - tytułowego Enigmy. Uwaga, wielki SPOILER (prawdopodobnie, bo "Enigmy" nie czytałem) – w tym momencie Milligan zdradza zakończenie komiksu! Rozwiązując zagadkę jego tożsamości odkrywa własną tajemnicę tożsamości seksualnej. Jednym słowem, ta podróż staje się odkrywaniem własnego homoseksualizmu przez bohatera.

Chciałbym jeszcze spytać o "Extremistę", którego robiłeś z Tedem McKeeverem. Zakończenie tego utworu jest otwarte – planujesz jego kontynuację?
Rzeczywiście "Extremista" miał mroczne i niejednoznaczne zakończenie, ale zastosowałem ten zabieg nie po to, aby zostawiać sobie furtkę dla kontynuacji, tylko aby podkreślić jego treść. Zwróć uwagę na hollywoodzkie horrory, od których oczekuje się, że skończą się nieco jaśniejszym, bardziej optymistycznym akcentem, która podniesie na duchu odbiorcę. Ja nie chciałem takiego zakończenia i takiej historii. Miała być mroczna do samego końca.

Jeszcze jedno pytanie o powroty – czy planujesz pracę nad "X-Statix"?
Jeśli mam być szczery, to właściwie tak. Wracam do "X-Statix", ale nie napiszę tradycyjnego sequela. Chcę opowiedzieć tę samą historię, ale z zupełnie innej perspektywy. Pierwsze "X-Statix" było taką postmodernistyczną zabawą z koncepcją super-herosa, a jego kontynuacja będzie postmodernistyczną igraszką z postmodernistyczną zabawą. Słowem – podwójny postmodernizm.

Czy mógłbyś opowiedzieć coś o swojej pracy, jako scenarzysty filmowego i telewizyjnego. Co ci się bardziej podoba – praca nad komiksami, czy skryptami przeznaczonymi do sfilmowania?
Tworzenie skryptów filmowych i komiksowych ma ze sobą wiele wspólnego – w ten sam sposób buduje się napięcie czy montuje ujęcia. Pisanie filmowego scenariusza można porównać do pracy nad 12-częściową maxi-serią. Jednak pracując w branży filmowej, musisz ciągle pamiętać o budżecie, bowiem pewnych rzeczy nie da się - z powodu pieniędzy - zrealizować na ekranie.

A czy w branży komiksowej płacą dobrze?
Nie.

W Polsce sytuacja komiksowych twórców jest trudna – tworzą komiksy po godzinach, na boku jakiejś pracy, która przynosi im regularne dochody. Czy ty utrzymujesz się z pracy scenariuszami?
Właściwie na poprzednie pytanie powinienem odpowiedzieć, jak najbardziej tak, bo w branży komiksowej płacą mi naprawdę dobrze. Zarabiam na pisaniu o wiele więcej pieniędzy niż mój ojciec, który jest inżynierem. On pracuje o wiele ciężej niż ja, podobnie, jak mój brat, który wykonuje pracę manualną. Pisanie to jedynie źródło mojego utrzymania.

W Polsce mamy wielu utalentowanych rysowników, którzy nie dostają dobrych pieniędzy za to, co robią. Czy istnieje taka opcja, żebyś mógł wkręcić do pracy za granicą, jeśli jego prace zrobią na tobie wrażenie?
Jeśli ktoś jest naprawdę dobry, to nie będzie miał z tym najmniejszego problemu. Światek komiksowy to nie jest jakieś zamknięte stowarzyszenie dostępne tylko dla wybranych. Jeśli artysta jest naprawdę utalentowany, redaktorzy DC i Marvela powitają go z otwartymi ramionami. W Ameryce ciągle poszukuje się zdolnych twórców, tylko jak mówię – trzeba być naprawdę świetnym.

Wiemy, jakie komiksy tworzysz, ale nie wiemy, jakie lubisz czytać. Czy mógłbyś wymienić tytuły, które według ciebie są warte przeczytania?
Mam z tym problem, bo kiedy pracuje nad jakimś komiksem czy scenariuszem filmowym, unikam oglądania filmów czy czytania innych komiksów. Strasznie irytuje to moją żonę, ponieważ przez to bardzo rzadko wychodzimy do kina. Zamykam się w takiej twórczej bańce i unikam kontaktu z innymi filmami czy komiksami. Jeśli jakieś rozwiązanie fabularne mi się spodoba to wkurzam się, że nie wpadłem na nie wcześniej, a kiedy scenarzysta wyraźnie coś popsuł, to też się wkurzam, bo wiem, że dałoby się to zrobić lepiej. Kiedy piszę, właściwie ograniczam się do słuchania muzyki.

"Skin" (Peter Milligan / Brendan McCarthy) - od października w polskiej wersji za sprawą Timofa.

Od "Skina" zaczynaliśmy i na "Skinie" skończymy. Czy mógłbyś coś opowiedzieć o historii publikacji tego albumu? Czy Tundra była jedynym edytorem, które chciało go wydać i czy komiks został opublikowany w jakichś innych krajach?

Może to zabrzmieć głupio, ale sam do końca nie wiem. Z tego, co wiem, komiks został wydany jeszcze w Holandii, no i teraz w Polsce. Rzeczywiście, mieliśmy problemy z wydaniem tego albumu. Prowadziliśmy rozmowy z różnymi oficynami. Pierwotnie "Skina" miało wydać Fleetway, jednak jego redaktorzy chyba przestraszyli się ujęcia kontrowersyjnego problemu w tak niekonwencjonalny i dziwny sposób. W końcu zrezygnowali, a jego wydania podjął się Tundra, kiedy o "Skinie", z powodu problemów z publikacją między innymi, zaczęło się robić głośno.

"Skin" może służyć, jako podręcznik bluzgów. Jak uzasadnisz obecność tak wielkiej liczby wulgaryzmów, w swoim komiksie?
Oczywiście. Trudno, żeby dzieciaki pochodzące z klasy robotniczej używały na ulicy języka literackiego. Poza tym ten komiks jest pełny gniewu, bo sam temat, który porusza, powinien cię wkurzać.

5 komentarzy:

wonder pisze...

A tam. Jak można nienawidzić gościa, który ma taki akcent?

Bane pisze...

Dobry wywiad, Milligan to szef. Niech sobie nawet będzie zmanierowaną gwiazdeczką hehe. Spoiler z Enigmy nie powinien nikomu zepsuć zabawy.

Dominik Szcześniak pisze...

wonder: true!

Bane: racja.

julek: zmanierowana gwiazdeczka, o której piszesz, na luzie odpowiadała na pytania nieznanych jej gości, podpisywała swoje komiksy na chodniku pod hotelem centrum i była wszechotwarta na wszystko, co się działo wokół. Trzeba było podejść, przybić z tą gwiazdeczką piątkę, a Twoje wrażenie odleciałoby w kosmos.

Natomiast, co do tekstu:
1. "Skreemer", nie "Skreamer",
2. Lenny jest kobietą, a alter ego Milligana z "Shade'a" to nie Miles Lening, a Miles Laimling. Nie odwalam w tym momencie bufonady wielkiego znawcy Milligana, a jedynie zwracam uwagę, że te informacje można było zrewidować w necie - obie są zawarte w jednym z pierwszych październikowych wpisów na blogu ziniola.

http://3.bp.blogspot.com/_IZHTFYBHEos/SsSjbVZXqsI/AAAAAAAAA9E/L8d1-Mb83LU/s1600-h/shade+kadr.jpg

3. apeluję o korektę tekstów. to, co zapodałeś woła o pomstę do nieba.

poza tym - tekst ok, poza jęczącym, wyjustowanym początkiem.

Dominik Szcześniak

Łukasz Mazur pisze...

Poprawione.

Kuba Oleksak pisze...

No cóż, w porównaniu ze spotkaniem z Scottem Lobdellem, tryskającym humorem, któremu trudno było wejśc w zdanie, Peter sprawiał wrażenie przygaszonego.
Dominiku zauważ, że Milligan wcale nie kwapił opowiadać o swojej pracy, komiksach i wszystkim. Odpowiadał lakonicznie, jeśli nie zlewczo. Że podpisywał albumu - no cóz, po to do Łodzi przyjechał, trudno, żeby tego nie robił.