Wedle nieomylnej i jakże niezbędnej współcześnie wikipedii Halloween to "zwyczaj związany z maskaradą i odnoszący się do święta zmarłych, obchodzony w wielu krajach kultury chrześcijańskiej nocą 31 października". W Polsce z roku na rok, coraz głośniej mówi się o tej "okoliczności" na próchnicę, ból żołądka i inne gastryczne "przygody". Jednak wychodząc z założenia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, zrodził się na Kolorowych nowy okolicznościowy "cykl" (he he), którego korzenie sięgają w amerykańskim Springfield. Będzie on traktować o grozie w komiksach, choć zastrzegam od razu, że nie mam tu na myśli wpadek drukarskich czy miękkich okładek.
A skoro wszystko zaczęło się w Stanach Zjednoczonych i wpis ten ma dotyczyć grozy, to nie sposób nie napisać o Edgarze Allanie Poe - amerykańskim klasyku wagi ciężkiej. Nie będę jednak wspominał o komiksach, które są zwyczajnym "wykadrowaniem" jego twórczości (jak chociażby "Haunt of Horror: Edgar Allan Poe"). Dzisiaj na tapetę wziąłem wydawnictwa, które "bawią się" życiorysem i twórczością Poe.
The Surreal Adventures of Edgar Allan Poo (part 1)
Zacznę od tego, że choć sam tytuł sugeruję już ocenę tego komiksu, i do tego niezbyt dobrą (bądź co bądź poo), to jest to całkiem przyjemna lektura. Dwight L. MacPherson (scenariusz) i Thomas Boatwright (rysunek) bardzo sprawnie połączyli życiorys amerykańskiego pisarza ze światem podobnym do tego z "Nigdziebądź" Gaimana. Mam tu na myśli koncepcje rzeczywistości "obok", która po części oddziałuje na nasz świat, i vice versa. Ten internetowy komiks (wydany na papierze przez Shadowline z Image) opowiada o wenie Edgara, która ani odrobinę nie jest podobna do jej najpopularniejszej personifikacji, czyli pięknej kobiety. O nie, w tym przypadku jest to mały chłopiec, bardzo podobny do samego Poe, który narodził się nigdzie indziej jak w wychodku. Zrozpaczony poeta po śmierci swojej żony przeklął swoją wyobraźnię i poprosił niebiosa o spokojny sen. A w tym świecie śnienie i natchnienie to jedno, więc skutkiem tego życzenia była pustka w jego duszy. I los poety byłby przesądzony, gdyby nie mały odważny Poo, który przebył długą i bardzo niebezpieczną drogę by na powrót zjednoczyć się ze swym "ojcem".
Komiks urzeka przede wszystkim dwoma rzeczami. Po pierwsze wspomnianym już światem, który pełen jest magii i tajemniczości. Nigdy nie wiadomo co w nim może czekać "za następnym rogiem". Czy będzie to diaboliczny Król Koszmarów i jego nietoperzy pomocnicy, a może dane będzie nam zobaczyć plecak, wewnątrz którego znajduje się pokój zdolny pomieścić kilku ludzi? Na tych kilkudziesięciu stronach udało się twórcom stworzyć świat o spójnej konstrukcji i brawa im za to. Po drugie komiks ma naprawdę niezłe ilustracje, a co ważniejsze wspaniałą kolorystykę. Atmosfera historii kilkukrotnie zmienia się diametralnie, a z nią i barwy kadrów czy stron. Efekt jest taki, że tylko oglądając same rysunki, nie czytając dymków, można wczuć się w nastrój opowieści.
Jednak nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej, więc przyszła pora by napisać o wadach tego komiksu. W moim odczuciu jest taka jedna i ujmę ją w takie słowa - jeśli sięgnąłeś po ten komiks, ponieważ jesteś miłośnikiem twórczości Poe i liczyłeś na wyszukiwanie "literackich smaczków", możesz poczuć się zawiedziony. Ta historia zawiera tylko kilka odniesień do życiorysu pisarza i właściwie żadnych nawiązań do jego dzieł, bo "Nevermore" z wiersza "Kruk" jest takim standardem, że nawet nie warto o tym wspominać. Poza tym uszczerbkiem, przygody Edgara Allana Poo są ciekawą lekturą godną polecenia.
Batman: Nevermore
Ta pięciozeszytowa historia jest klasyczną opowieścią z cyklu Elseworlds. I o ile we wcześniej wspomnianym komiksie, literackie nawiązania ograniczyły się właściwie tylko do wspomnianego "Nevermore", to w tym przypadku jest to tylko punkt wyjścia do prawdziwego bombardowania cytatami i motywami z twórczości Edgara Allana Poe. Tym razem głównym bohaterem jest sam Poe, a akcja komiksu dzieje się w jego rodzinnym Baltimore. Jest to detektywistyczna historia, zbliżona narracją i nastrojem do opowiadań samego pisarza. Wszystko zaczęło się od zleconego Edgarowi artykułu o ekskluzywnym Gotham Club. Tam poznał postaci z własnych opowiadań (Roderick Usher, Arthur Gordon Pym czy M. Valdemar) oraz głównych "bohaterów dramatu", czyli Bruce'a Wayne'a i Jonathana Crane'a. Dodajmy do tego zdolność pisarza do pojawiania się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze, i w ten sposób już po kilku stronach widzimy jak podąża on śladem tajemniczego "Kruka" w celu rozwiązania zagadki makabrycznych morderstw.
Ten komiks nie jest ani świetnie narysowany (Guy Davis znany z serii "Sandman Mystery Theatre"), ani zbyt interesująco opowiedziany (Len Wein znany przede wszystkim ze "Swamp Thing"). Jednak dla miłośnika pisarstwa Poe, jest to wspaniała zabawa w "zgadnij skąd to?". I tak naprawdę tylko to oferują te zeszyty. Ponieważ nawet Batman i Strach na Wróble, którzy są tylko pretekstem do opowiedzenia historii pisarza, są do bólu sztampowi, nawet od strony graficznej. Kostium Wayne'a jest właściwie taki sam jak ten z "Batman/Houdini: The Devil's Workshop" z 1993 roku ("Batman: Nevermore" wydano dziesięć lat później).
Czy to oznacza, że nie warto sięgnąć po ten komiks? Sytuacja jest całkowicie odwrotna od tej z "The Surreal Adventures of Edgar Allan Poo". Tamten komiks jest dla bardziej przypadkowego czytelnika, ten natomiast właściwie tylko dla wąskiej grupy zapaleńców. Jeśli nim jesteś, nie zastanawiaj się ani chwili - mnóstwo zabawy przed Tobą.
No i to tyle straszenia (buuu) na Kolorowych dzisiejszego wieczora. Miało być o strasznych komiksach, a wyszło jak zawsze, to znaczy absolutnie NIE strasznie, czyli dokładnie tak jak wyglądają komiksy grozy, i dokładnie jak wygląda samo Halloween. Hmmm.... może jednak za rok, by wywołać ciarki na plecach, napiszę o tych miękkich okładkach?
A skoro wszystko zaczęło się w Stanach Zjednoczonych i wpis ten ma dotyczyć grozy, to nie sposób nie napisać o Edgarze Allanie Poe - amerykańskim klasyku wagi ciężkiej. Nie będę jednak wspominał o komiksach, które są zwyczajnym "wykadrowaniem" jego twórczości (jak chociażby "Haunt of Horror: Edgar Allan Poe"). Dzisiaj na tapetę wziąłem wydawnictwa, które "bawią się" życiorysem i twórczością Poe.
Zapraszam...
The Surreal Adventures of Edgar Allan Poo (part 1)
Zacznę od tego, że choć sam tytuł sugeruję już ocenę tego komiksu, i do tego niezbyt dobrą (bądź co bądź poo), to jest to całkiem przyjemna lektura. Dwight L. MacPherson (scenariusz) i Thomas Boatwright (rysunek) bardzo sprawnie połączyli życiorys amerykańskiego pisarza ze światem podobnym do tego z "Nigdziebądź" Gaimana. Mam tu na myśli koncepcje rzeczywistości "obok", która po części oddziałuje na nasz świat, i vice versa. Ten internetowy komiks (wydany na papierze przez Shadowline z Image) opowiada o wenie Edgara, która ani odrobinę nie jest podobna do jej najpopularniejszej personifikacji, czyli pięknej kobiety. O nie, w tym przypadku jest to mały chłopiec, bardzo podobny do samego Poe, który narodził się nigdzie indziej jak w wychodku. Zrozpaczony poeta po śmierci swojej żony przeklął swoją wyobraźnię i poprosił niebiosa o spokojny sen. A w tym świecie śnienie i natchnienie to jedno, więc skutkiem tego życzenia była pustka w jego duszy. I los poety byłby przesądzony, gdyby nie mały odważny Poo, który przebył długą i bardzo niebezpieczną drogę by na powrót zjednoczyć się ze swym "ojcem".
Komiks urzeka przede wszystkim dwoma rzeczami. Po pierwsze wspomnianym już światem, który pełen jest magii i tajemniczości. Nigdy nie wiadomo co w nim może czekać "za następnym rogiem". Czy będzie to diaboliczny Król Koszmarów i jego nietoperzy pomocnicy, a może dane będzie nam zobaczyć plecak, wewnątrz którego znajduje się pokój zdolny pomieścić kilku ludzi? Na tych kilkudziesięciu stronach udało się twórcom stworzyć świat o spójnej konstrukcji i brawa im za to. Po drugie komiks ma naprawdę niezłe ilustracje, a co ważniejsze wspaniałą kolorystykę. Atmosfera historii kilkukrotnie zmienia się diametralnie, a z nią i barwy kadrów czy stron. Efekt jest taki, że tylko oglądając same rysunki, nie czytając dymków, można wczuć się w nastrój opowieści.
Jednak nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej, więc przyszła pora by napisać o wadach tego komiksu. W moim odczuciu jest taka jedna i ujmę ją w takie słowa - jeśli sięgnąłeś po ten komiks, ponieważ jesteś miłośnikiem twórczości Poe i liczyłeś na wyszukiwanie "literackich smaczków", możesz poczuć się zawiedziony. Ta historia zawiera tylko kilka odniesień do życiorysu pisarza i właściwie żadnych nawiązań do jego dzieł, bo "Nevermore" z wiersza "Kruk" jest takim standardem, że nawet nie warto o tym wspominać. Poza tym uszczerbkiem, przygody Edgara Allana Poo są ciekawą lekturą godną polecenia.
Batman: Nevermore
Ta pięciozeszytowa historia jest klasyczną opowieścią z cyklu Elseworlds. I o ile we wcześniej wspomnianym komiksie, literackie nawiązania ograniczyły się właściwie tylko do wspomnianego "Nevermore", to w tym przypadku jest to tylko punkt wyjścia do prawdziwego bombardowania cytatami i motywami z twórczości Edgara Allana Poe. Tym razem głównym bohaterem jest sam Poe, a akcja komiksu dzieje się w jego rodzinnym Baltimore. Jest to detektywistyczna historia, zbliżona narracją i nastrojem do opowiadań samego pisarza. Wszystko zaczęło się od zleconego Edgarowi artykułu o ekskluzywnym Gotham Club. Tam poznał postaci z własnych opowiadań (Roderick Usher, Arthur Gordon Pym czy M. Valdemar) oraz głównych "bohaterów dramatu", czyli Bruce'a Wayne'a i Jonathana Crane'a. Dodajmy do tego zdolność pisarza do pojawiania się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze, i w ten sposób już po kilku stronach widzimy jak podąża on śladem tajemniczego "Kruka" w celu rozwiązania zagadki makabrycznych morderstw.
Ten komiks nie jest ani świetnie narysowany (Guy Davis znany z serii "Sandman Mystery Theatre"), ani zbyt interesująco opowiedziany (Len Wein znany przede wszystkim ze "Swamp Thing"). Jednak dla miłośnika pisarstwa Poe, jest to wspaniała zabawa w "zgadnij skąd to?". I tak naprawdę tylko to oferują te zeszyty. Ponieważ nawet Batman i Strach na Wróble, którzy są tylko pretekstem do opowiedzenia historii pisarza, są do bólu sztampowi, nawet od strony graficznej. Kostium Wayne'a jest właściwie taki sam jak ten z "Batman/Houdini: The Devil's Workshop" z 1993 roku ("Batman: Nevermore" wydano dziesięć lat później).
Czy to oznacza, że nie warto sięgnąć po ten komiks? Sytuacja jest całkowicie odwrotna od tej z "The Surreal Adventures of Edgar Allan Poo". Tamten komiks jest dla bardziej przypadkowego czytelnika, ten natomiast właściwie tylko dla wąskiej grupy zapaleńców. Jeśli nim jesteś, nie zastanawiaj się ani chwili - mnóstwo zabawy przed Tobą.
No i to tyle straszenia (buuu) na Kolorowych dzisiejszego wieczora. Miało być o strasznych komiksach, a wyszło jak zawsze, to znaczy absolutnie NIE strasznie, czyli dokładnie tak jak wyglądają komiksy grozy, i dokładnie jak wygląda samo Halloween. Hmmm.... może jednak za rok, by wywołać ciarki na plecach, napiszę o tych miękkich okładkach?
1 komentarz:
dwight macpherson- Kawał chama i kłamcy, który chce wybić się na ciężkiej pracy innych. Uwierzcie na słowo bo miałem z nim osobiście do czynienia.
A komiks też nie jest zachwycający, jedyne co przyciąga ludzi to to że główny bohater komiksu to znana postać, a rysunki nadają komiksowi klimatu.
Pozdrawiam.
Prześlij komentarz