czwartek, 2 sierpnia 2018

#2443 - Gwiezdny zamek #2 - 1869: Podbój kosmosu

Autorem poniższego tekstu jest Michał Ochnik, który o kulturze popularnej i nie tylko pisze na blogu Mistycyzm popkulturowy.

Drugi tom serii "Gwiezdny zamek. 1869" kontynuuje historię w tym samym momencie, w którym przerwał ją tom pierwszy – bohaterowie przebywający na podniebnym statku mkną przez nieboskłon w stronę kosmicznej pustki i w swojej podróży muszą uporać się z wieloma zagrożeniami wynikającymi z niemożliwych do przewidzenia warunków panujących w kosmosie, przetrwać na Księżycu, gdzie w końcu zaniesie ich eter, odkryć tajemnicę znajdujących się na nim nienaturalnych formacji geologicznych i powrócić na Ziemię, w finale radykalnie zmieniając rozkład sił dziewiętnastowiecznych mocarstw i tym samym na dobre cementując przynależność komiksu do gatunku historii alternatywnej. 



Drugi tom cyklu autorstwa Alexa Alice`a nie przynosi zaskoczeń pod żadnym względem. Bohaterowie nadal są wyprani z osobowości i, w większości, wyraźnej motywacji do działania. Te, które są, egzystują raczej na zasadzie prostego wyjaśnienia takich, a nie innych zachowań (casus głównego bohatera, który chce odnaleźć zaginioną gdzieś w pustce kosmosu matkę), a nie interesującej, ewoluującej cechy osobowości – albo, jak w przypadku księcia Ludwika, są kompletnie nieczytelne, a przez to konfundujące. Fabuła wciąż opiera się na schematach – scenarzysta i rysownik w jednej osobie, kurczowo trzyma się zużytych fabularnych klisz oraz narracyjnych wybiegów podkradzionych Verne’owi, z którego twórczości czerpie zresztą pełnymi garściami. 

Miałoby to swój urok, gdyby autor zadbał o spójnej, interesującej mitologii, którą rozwinąłby w znaczący sposób. Tak się jednak nie dzieje – po dwóch tomach, czyli, plus minus, stu stronach komiksu nadal nie wiemy, co konkretnie stało się matką głównego bohatera, czym w istocie jest eter, kto odpowiedzialny jest za powstanie artefaktów, które nasi rycerze eteru odnaleźli na powierzchni Księżyca oraz skąd Ludwik właściwie wiedział, że do tego dojdzie. Pojawiają się jakieś sugestie i aluzje, które prawdopodobnie będą wyjaśniane w kolejnych odsłonach serii, ale brak kontekstu niektórych aspektów fabuły bywa frustrujący. Tym bardziej, że autor marnuje czas na dokładne opisy działania statku kosmicznego albo fantazje bohaterów odnośnie tego, co czeka ich na powierzchni ziemskiego naturalnego satelity (tu plus za zgrabne i błyskotliwe nawiązanie do postaci barona Münchhausena) zamiast rozwinąć opowieść w jakiś znaczący sposób.


Alice jest zdecydowanie lepszym ilustratorem, niż scenarzystą komiksowym – i z premedytacją piszę ilustratorem, a nie rysownikiem komiksowym, ponieważ tym drugim jest niestety bardzo słabym. "Gwiezdny zamek. 1869 – tom 2" jest fatalnie wyreżyserowany. Kompozycje kadrów wahają się od przekombinowanych po chaotycznie nieczytelne, samo nagromadzenie zbyt wielu kadrów na jednej stronie sabotuje niewątpliwy talent artystyczny autora, bo zmusza go do upraszczania ilustracji i, co Alice czyni bardzo niechętnie. 

Rezultatem jest swego rodzaju paradoks – o ile niemal każdy kadr sam w sobie jest bardzo ładny, dopracowany i kompozycyjnie bez zarzutu, o tyle cała strona zmienia się w wielobarwny chaos, przez który ciężko przebrnąć wzrokiem, bo auto nie zadbał o kompozycję strony. Komiks najlepiej wypada wtedy, gdy zmienia się w de facto ilustrowaną powieść, a bloki tekstu (którego jest bardzo dużo, często zupełnie niepotrzebnie) nie wchodzą w paradę naprawdę świetnym rysunkom. Alice mocno czerpie z estetyki klasycznych anime z lat osiemdziesiątych, z ich wyrazistymi projektami postaci i przesyconymi szczegółami elementami otoczenia oraz tłami. Dużo dobrego robi też szata kolorystyczna, ciepła i miękka, pozbawiona jaskrawych, wyrazistych barw.


Album "Gwiezdny zamek #2 - 1869: Podbój kosmosu" jest bardzo ładnie wydany. Duży format oddaje sprawiedliwość świetnym ilustracjom, twarda oprawa i wysokiej jakości papier oraz solidne wykonanie gwarantują, że rzecz nie rozsypie się po jednej-dwóch lekturach. Nie zauważyłem również żadnych literówek czy wpadek redaktorskich. Miłym gestem ze strony autora komiksu (albo oryginalnego wydawcy) jest przygotowanie streszczenia poprzedniego tomu wykonane metodą kolażu kadrów z komiksu. 

Inna sprawa, czy ten komiks wart jest zakupu – na rynku jest obecnie naprawdę bardzo wiele znacznie lepszych pozycji, dlatego, o ile ktoś nie jest hardkorowym fanem dziewiętnastowiecznej fantastyki w stylu vernowskim, sugerowałbym raczej wstrzymanie się z zakupem.

Brak komentarzy: