Od zakończenia Ligatury minęło już dobrych kilka tygodni. Post factum okazuje się, że znakiem rozpoznawczym (ostatnio używa się sformułowania: „identyfikacja wizualna”) tegorocznego festiwalu powinien być dinozaur, właściwie dinozaury, wiele różnych, dużych i małych, znanych, nieznanych. Mimowolnie się pojawiły w wielu miejscach i sytuacjach. Niektórych się spodziewałem, inne były dla mnie sporym zaskoczeniem.
Wiedziałem, że w książce „Za oknem świeci słońce” Anji Wicki główny bohater bardzo lubi wymarłe jaszczury. Kredą na ulicy rysuje ich ogromne kontury. Może otrzymać, od troszeczkę starszej koleżanki, fajną figurkę gada, ale musi coś w zamian zrobić: wsunąć palec w jej waginę. Wiedziałem, że Anja na wystawę w Kolektywie 1A przywiezie, obok oryginalnych plansz z komiksu, także kilka figurek ze swojej kolekcji. Zaskoczyło mnie, że w komiksie „Komarów” Bart Nijstad używa dinozaura w takim samym kontekście, co Anja w swojej książce: jako swoistej figury stylistycznej związanej z dojrzewaniem.
Ale największym zaskoczeniem (z półki prastarych gadów), była książka pt. „Syklus”, którą przywiózł ze sobą Martin Ernstsen (autor „Pustelnika”). W piątek przekazał na stoisko festiwalowe do sprzedaży 5 sztuk, wszystkie sprzedały się pierwszego dnia, także sobie kupiłem. W sobotę kilka osób przyszło i szukało tej książki, ale więcej Martin już nie miał.
„Syklus” (czyli w tłumaczeniu: „Cykl”) to prosta opowieść przedstawiona na 32. stronach bez użycia słów. Komiks przedstawia alternatywną historię Ziemi i ludzkości. Takie: Co by było, gdyby…? Gdyby cykl ewolucyjny miał szansę zatoczyć jeszcze jedno koło? Aktualnie to ludzie chodzą do Muzeum Historii Naturalnej i oglądają skamieniałe szkielety ogromnych, prehistorycznych gadów, ale gdyby teraz, nagle wielki meteor nadleciał i uderzył w Ziemię, gdyby ludzkość wyginęła, gdyby cywilizacja homo sapiens została zniszczona, gdyby wszystko zaczęło się jeszcze raz, w kolejnym pra-poczatku, gdyby ewolucja miała jeszcze jedną szansę... Wybuchają wulkany, formują się kontynenty, w ocenie powstaje życie, rozwija się, gady wyłażą na ląd, przyjmują postawę wyprostowaną, odkrywają ogień, wynajdują koło, litery, druk… Cywilizowane dinozaury idą do Muzeum Historii Naturalnej na wycieczkę, a tam mogą oglądać skamieniałe szczątki homo sapiens.
Nie zabawa dziejami Ziemi, wg scenariusza i pomysłu Martina Ernstsena, stanowi o sile tego komiksu. To fenomenalne plansze (w kolorze!) szwedzkiego ilustratora Kiliana Enga powodują, że chce się ten skromny skądinąd zeszyt kartkować raz po raz.
Kilian Eng jest autorem bardzo charakterystycznych plakatów, które przypominają trochę skrzyżowanie estetyki okładek płyt z kolorowych lat ’80 minionego wieku i komiksów Moebiusa oraz Alejandro Jodorowskiego, czyli surrealizmu z sci-fi. Omawiany „Syklus” jest pierwszym komiksem w jego karierze. Widać, że tworzenie ilustracji nie jest mu obce, sztukę tę opanował wyśmienicie. Wiele z plansz w tym albumie jest całostronicowa. Mam wrażenie, przeglądając kolejny raz książkę, jakby sekwencyjność została zbudowana za pomocą plakatów. O dziwo, nie mam żadnych zastrzeżeń. Taki sposób prezentacji opowieści sprawdza się wyśmienicie. Kilian Eng nie rozmienia się na drobne. Na pięciu stronach, za pomocą łącznie sześciu kadrów, ukazuje, jak mógłby wyglądać koniec znanego nam świata. Czytelnik nie ma żadnych wątpliwości, wierzy w to, co widzi. Narracja mimo takich gigantycznych (epokowych) przeskoków jest spójna.
W komiksie Martina Ernstsena i Kiliana Enga dinozaury są górą. Odwrócenie ról wskazuje na ironię ewolucji. Zabawne, ale także pouczające.
Wiedziałem, że w książce „Za oknem świeci słońce” Anji Wicki główny bohater bardzo lubi wymarłe jaszczury. Kredą na ulicy rysuje ich ogromne kontury. Może otrzymać, od troszeczkę starszej koleżanki, fajną figurkę gada, ale musi coś w zamian zrobić: wsunąć palec w jej waginę. Wiedziałem, że Anja na wystawę w Kolektywie 1A przywiezie, obok oryginalnych plansz z komiksu, także kilka figurek ze swojej kolekcji. Zaskoczyło mnie, że w komiksie „Komarów” Bart Nijstad używa dinozaura w takim samym kontekście, co Anja w swojej książce: jako swoistej figury stylistycznej związanej z dojrzewaniem.
Ale największym zaskoczeniem (z półki prastarych gadów), była książka pt. „Syklus”, którą przywiózł ze sobą Martin Ernstsen (autor „Pustelnika”). W piątek przekazał na stoisko festiwalowe do sprzedaży 5 sztuk, wszystkie sprzedały się pierwszego dnia, także sobie kupiłem. W sobotę kilka osób przyszło i szukało tej książki, ale więcej Martin już nie miał.
„Syklus” (czyli w tłumaczeniu: „Cykl”) to prosta opowieść przedstawiona na 32. stronach bez użycia słów. Komiks przedstawia alternatywną historię Ziemi i ludzkości. Takie: Co by było, gdyby…? Gdyby cykl ewolucyjny miał szansę zatoczyć jeszcze jedno koło? Aktualnie to ludzie chodzą do Muzeum Historii Naturalnej i oglądają skamieniałe szkielety ogromnych, prehistorycznych gadów, ale gdyby teraz, nagle wielki meteor nadleciał i uderzył w Ziemię, gdyby ludzkość wyginęła, gdyby cywilizacja homo sapiens została zniszczona, gdyby wszystko zaczęło się jeszcze raz, w kolejnym pra-poczatku, gdyby ewolucja miała jeszcze jedną szansę... Wybuchają wulkany, formują się kontynenty, w ocenie powstaje życie, rozwija się, gady wyłażą na ląd, przyjmują postawę wyprostowaną, odkrywają ogień, wynajdują koło, litery, druk… Cywilizowane dinozaury idą do Muzeum Historii Naturalnej na wycieczkę, a tam mogą oglądać skamieniałe szczątki homo sapiens.
Nie zabawa dziejami Ziemi, wg scenariusza i pomysłu Martina Ernstsena, stanowi o sile tego komiksu. To fenomenalne plansze (w kolorze!) szwedzkiego ilustratora Kiliana Enga powodują, że chce się ten skromny skądinąd zeszyt kartkować raz po raz.
Kilian Eng jest autorem bardzo charakterystycznych plakatów, które przypominają trochę skrzyżowanie estetyki okładek płyt z kolorowych lat ’80 minionego wieku i komiksów Moebiusa oraz Alejandro Jodorowskiego, czyli surrealizmu z sci-fi. Omawiany „Syklus” jest pierwszym komiksem w jego karierze. Widać, że tworzenie ilustracji nie jest mu obce, sztukę tę opanował wyśmienicie. Wiele z plansz w tym albumie jest całostronicowa. Mam wrażenie, przeglądając kolejny raz książkę, jakby sekwencyjność została zbudowana za pomocą plakatów. O dziwo, nie mam żadnych zastrzeżeń. Taki sposób prezentacji opowieści sprawdza się wyśmienicie. Kilian Eng nie rozmienia się na drobne. Na pięciu stronach, za pomocą łącznie sześciu kadrów, ukazuje, jak mógłby wyglądać koniec znanego nam świata. Czytelnik nie ma żadnych wątpliwości, wierzy w to, co widzi. Narracja mimo takich gigantycznych (epokowych) przeskoków jest spójna.
W komiksie Martina Ernstsena i Kiliana Enga dinozaury są górą. Odwrócenie ról wskazuje na ironię ewolucji. Zabawne, ale także pouczające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz