środa, 25 kwietnia 2012

#1017 - Radosav. Poranna mgła

Mam problem z komiksami, w których autor niemal na talerzu podaje swojemu czytelnikowi kawał swojego życia, czy też - jak to jest w przypadku album "Radosav. Poranna mgła" - kawał swoich wspomnień. Jest we mnie jakiś opór przed skrytykowaniem takiego tekstu, choć oczywiście mam świadomość rozdzielności warstwy fikcyjnej, od tej prawdziwej, będącej źródłem tej pierwszej. Nagrodzony trzecim miejscem na podium na ligaturowych pitchingach komiks Borisa Stanica nie dość, że porusza wątki biograficzne i autobiograficzne (i w dodatku robi w bardzo specyficzny sposób) to przysparza jeszcze innych problemów w próbie oceny tego komiksu.

"Radosav" stanowi próbę rekonstrukcji tragicznych losów dziadka autora. Stanic próbuje na podstawie swoich własnych wspomnień, być może opowieści bliskich i innych źródeł stworzyć własną, unikalną narrację. Uruchamiając swoją postpamięć tworzy wizję tego, jak według niego mogła wyglądać powojenna rzeczywistość. Nie ucieka przy tym o mitologizacji postaci swojego dziadka i w takim kontekście ciekawym skojarzeniem mógłby być… "Maus".

Ale pod względem formalnym "Porannej mgle" bardzo daleko od ascetycznej i surowej krechy Spiegelmana – opowieść o Radosavie utrzymana jest w bardzo specyficznej poetyce. Trochę to marzenie senne, fantasmagoryczny majak, pełne zdeformowanych kształtów, ale dalekie od koszmaryzmu Aleksandara Zografa, skądinąd też pochodzącego z rejonów bałkańskiego kotła. Magda Rucińska zwraca uwagę na wpływy sztuki prymitywnej i ekspresyjnej, przywołując nazwisko Marca Chagalla. Nie sposób się z nią nie zgodzić - ja do tych skojarzeń dodałbym jeszcze minimalizm i jakąś prostotę, bo dla mnie "Radosav" wygląda, jakby został narysowany przez dziecko.

Oprawa graficzna podkreśla melancholijny, emocjonalny ton całej opowieści. Tomek Pstrągowski spodziewał się po komiksie jakiejś refleksji, pogłębienia pewnych treści. Jeśli będziecie mieli podobne podejście – podobnie, jak Tomek - zawiedziecie się na "Radosavie". To rzecz bardzo impresyjna, ulotna i na pewno nie powiedziałbym jednoznacznie, że zła. Nieudana – prędzej.

Historia często (zbyt często!) ociera się o banał, a w warstwie formalne zbyt często coś szwankuje. Wszystko jest jakieś niedokończone, pourywane, zostawione w szkicu. Czy to efekt zamierzony Stanica czy raczej błąd w sztuce - trudno osądzać - ale "Poranna mgła", jeśli szermować takimi terminami jak "dramaturga", "spójność", "logika przyczynowo-skutkowa", to rzecz z licznymi niedostatkami. Źle skomponowana, fatalnie poprowadzona, urywająca się w dziwnym momencie, pozbawiona jakiegokolwiek dramatyzmu. Nie potrafiąca zaprosić swojego czytelnika do opowieści, obca i nieoswajalna, pełna rozdźwięków pomiędzy warstwą wizualną, a werbalną. Ale było w niej coś takiego, co nie pozwoliło mi po prostu pieprznąć nim w kąt z "a do diabła z tym! " na ustach. Coś mnie do tego komiksu ciągnęło, coś nie pozwalał mi tego zrobić. I jestem w stanie zrozumieć krytykę, z jaką "Radosav" spotkał się w mediach, ale mnie pomimo tych słabości do Stanica ciągnęło.

Brak komentarzy: