Dzisiaj, na stronach Kolorowych Zeszytów po raz pierwszy pojawia się komiksowa ankieta, która w swoich założeniach ma być taką środowiskową sondą na jakiś konkretny, kontrowersyjny i komiksowy (mniej lub bardziej) temat. Trzy razy K. Bezpośrednią inspiracją do jej przeprowadzenia była dyskusja, do której dał sygnał Jarek „Bekon” Kopeć na forum Wraka. Pośrednią – chęć udowodnienia, że na Kolorowych można znaleźć nie tylko „recenzje i newsy”, jak mylnie sądzą niektórzy. Jeśli pomysł się przyjmie, to możecie się spodziewać podobnych sondaży, które będą pojawiały się wtedy, kiedy będzie ku temu jakaś okazja(czytaj – temat).
Przyznam, że praca nad tą ankietą przebiegała nieco po partyzancku, ale mam nadzieję, że efekt jest zadowalający. Pierwsze koty za płoty. Ze spraw technicznych – dla wygody podzieliłem całość na dwie części z możliwością komentowania tylko pod drugą, co by ewentualna dyskusja toczyła się w jednym miejscu. No, ale nie przedłużając już zbytnio, zapraszam do lektury!
Oto pytania, które zadałem moim respondentom:
# Jak przyszłość czeka „publicystykę” komiksową obecną w sieci, w którą stronę skręci, jak będzie się rozwijała? Szybkie, celne reakcje, długie, recenzyjne elaboraty a może ciekawe, wnikliwe analizy?
# Jak postrzegasz zjawisko blogoizacji polskiej sieci (o ile można o niej mówić), co czeka blogi w bliższej i dalszej przyszłości?
# Jak kształtują się, jak będą się kształtowały relację między serwisami/e-magazynami a blogaskami zajmującymi się komiksami? Raczej narastająca, ale cicha rywalizacja, zgodna współpraca czy jak między jedną a drugą Koreą? Jedno wyprze drugie?
# Jak widzisz swoje miejsce w sieci teraz i w przyszłości?
A, w kolejności alfabetycznej, tak odpowiadali:
Przyznam, że praca nad tą ankietą przebiegała nieco po partyzancku, ale mam nadzieję, że efekt jest zadowalający. Pierwsze koty za płoty. Ze spraw technicznych – dla wygody podzieliłem całość na dwie części z możliwością komentowania tylko pod drugą, co by ewentualna dyskusja toczyła się w jednym miejscu. No, ale nie przedłużając już zbytnio, zapraszam do lektury!
Oto pytania, które zadałem moim respondentom:
# Jak przyszłość czeka „publicystykę” komiksową obecną w sieci, w którą stronę skręci, jak będzie się rozwijała? Szybkie, celne reakcje, długie, recenzyjne elaboraty a może ciekawe, wnikliwe analizy?
# Jak postrzegasz zjawisko blogoizacji polskiej sieci (o ile można o niej mówić), co czeka blogi w bliższej i dalszej przyszłości?
# Jak kształtują się, jak będą się kształtowały relację między serwisami/e-magazynami a blogaskami zajmującymi się komiksami? Raczej narastająca, ale cicha rywalizacja, zgodna współpraca czy jak między jedną a drugą Koreą? Jedno wyprze drugie?
# Jak widzisz swoje miejsce w sieci teraz i w przyszłości?
A, w kolejności alfabetycznej, tak odpowiadali:
Daniel Chmielewski – komiksiarz, autor „Zostawiając powidok wibrującej czerni”, bloger:
Blog jest w tej chwili jednym z najpotężniejszych mediów komunikacyjnych. Przez medium rozumiem "pośrednika", który charakteryzuje się pewnymi autonomicznymi cechami. Wyjaśniam to, bo wciąż wszyscy dyskutują o tym, czy blog to silnik, czy pewien sposób pisania, etc. I mimo, że na blogu mogą być prezentowane inne media - fotografia, komiksy, muzyka, to sam nośnik jest dla mnie autonomicznym medium organizującym wszystko, co w nim zawarte w przejrzysty przekaz.
Jak każde inne medium, blog może być wykorzystywany w dowolny sposób w ramach technicznych ograniczeń, jakie są z nim związane. Dlatego też, pytanie o to, w jaką stronę pójdzie publicystyka komiksowa nie wydaje mi się właściwe. Zawsze znajdą się tacy, którzy chcą i potrzebują pisać długie elaboraty. Tak samo zawsze znajdą się Ci, którzy wolą dzielić się krótkimi impresjami. Oczywiście przeważająca ilość tekstów jest i będzie krótka, bo trwamy w tej chwili w medialnym przebodźcowieniu i wolimy wchłaniać dużo krótkich rzeczy. Krótką rzecz szybciej skończyć czytać lub oglądać, łatwiej przetrwać do końca. Tak samo zrezygnowanie z czytania lub oglądania krótkiej formy jest łatwiejsze. Dlatego malarstwo, właściwie już martwe medium, wciąż cieszy sie popularnością, bo ludzie mogą obraz zarejestrować w kilka sekund i wydaje im się, że obraz znają, bo zaliczyli. Oczywiście jest to błędne rozumowanie, bo odbiór obrazu często wymaga o wiele więcej czasu, niż kilka sekund, albo nawet minut, ale to jest temat na inną dyskusję.
Blog pozwala reagować szybko, najczęściej bez zewnętrznej cenzury i przez to też nie czuje się aż takiej zewnętrznej presji, redagując tekst. To wszystko, połączone z faktem, że jest się jawnym autorem tekstu, wpływa motywująco na chęć dzielenia się opinią. Pisanie dla serwisów, gdzie mimo osobistego stylu trzeba zachować pewną "dziennikarską obiektywność", gdzie jest się częścią niknącą w większej całości, gdzie wynagrodzenie materialne za wszelkie kompromisy i większy nakład pracy, jest niewystarczające, motywacja jest mniejsza. Dlatego trudno oczekiwać, że serwisy komiksowe będą stanowiły konkurencję dla blogów, jeśli chodzi o ilość tekstów, o ich intensywność emocjonalną i często intelektualną.
Z drugiej strony - zanim założyłem swojego bloga, sam blogów nie czytałem. Jeśli już miałbym gdzieś szukać informacji o komiksach, zwróciłbym się do serwisów. Ich rola jest nie do przecenienia. To one są pierwszą internetową instancją dla wielu miłośników komiksu, a tym bardziej dla laików po prostu szukających jakiejś informacji. Nie powinny być zaniedbywane. Wręcz przeciwnie, powinny dążyć do umieszczania jak największej ilości recenzji lub drogą linków swoim autorytetem sugerować, które recenzje blogowe są warte przeczytania.
Dużo się dyskutuje o jakości tekstów na serwisach i blogach, ale bądź, co bądź, kultura dyskusji jest tragicznie niska. Rzadko, kiedy pod jakimś artykułem zdarzają się rzeczowe dyskusje. Najczęściej pod postami w serwisach nie ma w ogóle komentarzy, na blogach kończy się to żartami, a na forach dyskutuje się o peryferiach (jakości wydania, oczekiwaniach lub narzekaniach, a nie na wartości merytorycznej danej pozycji). W tym przebodźcowieniu wolimy odbierać, rzucić szybką opinię i zaliczać kolejne rzeczy. W dużej mierze reakcje czytelników nie motywują piszących do dłuższych, wnikliwych tekstów, bo, po co? Bekon na forum Wraka słusznie zauważył, że nie ma już „tekściorów numeru”, tekstów, o których dyskutowałoby się tygodniami. Co najwyżej są żarty, typu "plecy, koń, lokomotywa", czy "zabicie polskiego komiksu", które jako hasła funkcjonują całymi miesiącami lub latami. Wynika to znów z technologiczno społecznych uwarunkowań. Kiedyś, jak kupowało się Produkt, to nie taki jeden numer kursował po znajomych przez miesiąc lub dwa, wymieniało się opinie przy spotkaniach na żywo, potem przy większych zgromadzeniach (np. konwent) wracało się do pewnych tekstów, komiksów, etc. i znów dyskutowało. Teraz, czytamy Ziniola, a kiedy skończyliśmy, już na blogu pisma pojawiło się kolejne 5, 10 tekstów. W tym czasie na innych blogach, które czytamy, pojawiło się kolejne kilkanaście. Nie ma czasu analizować jednego tekstu dogłębnie przez kilka tygodni. Nie piszę tego w formie narzekania. Bo i pewnie kilka lat temu dyskusje nie były na wyższym poziomie (przynajmniej takie odnoszę wrażenie, gdy przeglądam stare ziny) - po prostu dłużej się na każdy temat rozmawiało i stąd wrażenie, że kiedyś było lepiej, a teraz gorzej.
Coraz większy udział sieci w naszym życiu też powoduje, że większość teledysków znamy z tragicznej rozdzielczości YouTube, a nie, jak to kiedyś bywało, z Vivy Zwei, czy MTV 2. Wiele z nas ogląda filmy kiepskiej jakości ściągnięte z torrentów i słucha gorszej jakości muzyki w formacie mp3. Większość słynnych dzieł malarskich nie znamy z wystaw, ani z książek o malarstwie, a z kiepskich reprodukcji na ekranie monitora z przekłamanymi kolorami. Wystarczają nam coraz częściej "znaki" po prostu, a nie oryginalne przedmioty. Nie robi dużej różnicy, czy przeczytamy tekst czy komiks na papierze, czy na ekranie komputera (choć oczywiście wielu ludzi pamiętających życie przed internetem będzie miało do tego twierdzenia wielkie obiekcje).
Nie wiem, jak będzie wyglądała przyszłość. Papier staje się zbyt nieekonomiczny i wydawanie wszelkich pism i magazynów stoi pod wielkim znakiem zapytania już w niedalekiej przyszłości. Jeśli chodzi o serwisy i blogi, to i jedne i drugie będą prosperować. Autorzy blogów muszą pamiętać, że mimo wszystko są tylko pewnym "przysmakiem", na który człowiek ma w danym momencie ochotę. Jak ktoś obeznany w blogosferze komiksowej czuje głód na komiksowy mejnstrim, wejdzie na Kolorowe Zeszyty, jak chce pretensjonalnego elaboratu, wejdzie na Pub pod Picadorem, jak chce luźnej, dowcipnej rozmowy o ciekawostkach z pogranicza gier i komiksów, wejdzie na Motyw Drogi, etc. Serwis z kolei wciąż kojarzy się z bazą wiedzy, a nie z "potrawą, na którą ma się w danej chwili ochotę". Dlatego twórcy blogowi nie powinni odwracać się od serwisów, a aktywnie współdziałać z nimi. Taką formą aktywności jest linkowanie serwisów do tekstów (vide Repek na Polterze) lub do ciekawych wieści z serwisów na blogach. Serwisy mogłyby zapraszać blogerów do krótkich rozmów, jak to bywa w telewizyjnych programach publicystycznych albo jak ma to miejsce w polterowych typach roku, gdzie wypytywani są twórcy komiksu o ich ulubione pozycje.
Nie widzę sensu rywalizacji, bo nikomu nie będzie to służyło, ani powolnym, topornym serwisom, ani niszowym blogom.
Co do mojego miejsca w sieci - Jak już wspomniałem, uważam blog za jedno z najpotężniejszych mediów komunikacyjnych, jakie teraz istnieją. Mogę za darmo publikować swoje eseje i mieć pewność, że dotrą do szerokiego grona osób. Mam kontrolę nad lejałtem strony, mogę wprowadzać poprawki do starych tekstów (czego nie można zrobić po wydrukowaniu na papierze). W każdej chwili ktoś może zostawić mi komentarz, wejść w dyskusję. Dzięki linkom wiem, że jak coś polecam, to istnieje szansa, że ktoś kliknie na link do polecanej rzeczy i może ją zobaczy, co raczej się nie zdarza, gdy ktoś trafia na nowe pojecie w książce. Wciąż powracam do „Powidoku”, który dzięki blogu nie jest produktem końcowym, a zalążkiem dyskusji, którą wciąż prowadzę z czytelnikami.
Przed założeniem Pubu miałem niskie mniemanie o blogach. Takie też mieli moi znajomi z Akademii, gdy usłyszeli, że prowadzę bloga, ale byli zaskoczeni, gdy okazało się, że blog jest nie tylko pamiętniczkiem nastolatki, ale medium, przez które można powiedzieć najpoważniejsze rzeczy. Co ciekawe, większość znajomych z Akademii blogów nie ma. Tylko jedna ilustratorka i jeden człowiek parający się animacją. Reszta co najwyżej zakłada jakieś strony dla danych projektów albo portfolia reklamowe. Istotne dla mnie jest, że dzięki blogowi istnieję w sieci, czego nie można powiedzieć o większości moich znajomych, a nawet profesorach.
Blog stał się dla mnie najważniejszym aspektem mojej twórczości i traktuję go tak, jak gombrowiczowskie Dzienniki, które są przez wielu uznawane za jego najważniejsze dzieło. Wszelkie komiksy, prace plastyczne i filmy, jakie robię, są pewnymi punktami przystankowymi, gdzie zbieram myśli w pewną zorganizowaną całość, która jest łatwiejsza do objęcia przez czytelnika i ciekawsza. Ale wszystkie te rzeczy są podległe, blogowi, który jest żyjącym organizmem.
Blog jest w tej chwili jednym z najpotężniejszych mediów komunikacyjnych. Przez medium rozumiem "pośrednika", który charakteryzuje się pewnymi autonomicznymi cechami. Wyjaśniam to, bo wciąż wszyscy dyskutują o tym, czy blog to silnik, czy pewien sposób pisania, etc. I mimo, że na blogu mogą być prezentowane inne media - fotografia, komiksy, muzyka, to sam nośnik jest dla mnie autonomicznym medium organizującym wszystko, co w nim zawarte w przejrzysty przekaz.
Jak każde inne medium, blog może być wykorzystywany w dowolny sposób w ramach technicznych ograniczeń, jakie są z nim związane. Dlatego też, pytanie o to, w jaką stronę pójdzie publicystyka komiksowa nie wydaje mi się właściwe. Zawsze znajdą się tacy, którzy chcą i potrzebują pisać długie elaboraty. Tak samo zawsze znajdą się Ci, którzy wolą dzielić się krótkimi impresjami. Oczywiście przeważająca ilość tekstów jest i będzie krótka, bo trwamy w tej chwili w medialnym przebodźcowieniu i wolimy wchłaniać dużo krótkich rzeczy. Krótką rzecz szybciej skończyć czytać lub oglądać, łatwiej przetrwać do końca. Tak samo zrezygnowanie z czytania lub oglądania krótkiej formy jest łatwiejsze. Dlatego malarstwo, właściwie już martwe medium, wciąż cieszy sie popularnością, bo ludzie mogą obraz zarejestrować w kilka sekund i wydaje im się, że obraz znają, bo zaliczyli. Oczywiście jest to błędne rozumowanie, bo odbiór obrazu często wymaga o wiele więcej czasu, niż kilka sekund, albo nawet minut, ale to jest temat na inną dyskusję.
Blog pozwala reagować szybko, najczęściej bez zewnętrznej cenzury i przez to też nie czuje się aż takiej zewnętrznej presji, redagując tekst. To wszystko, połączone z faktem, że jest się jawnym autorem tekstu, wpływa motywująco na chęć dzielenia się opinią. Pisanie dla serwisów, gdzie mimo osobistego stylu trzeba zachować pewną "dziennikarską obiektywność", gdzie jest się częścią niknącą w większej całości, gdzie wynagrodzenie materialne za wszelkie kompromisy i większy nakład pracy, jest niewystarczające, motywacja jest mniejsza. Dlatego trudno oczekiwać, że serwisy komiksowe będą stanowiły konkurencję dla blogów, jeśli chodzi o ilość tekstów, o ich intensywność emocjonalną i często intelektualną.
Z drugiej strony - zanim założyłem swojego bloga, sam blogów nie czytałem. Jeśli już miałbym gdzieś szukać informacji o komiksach, zwróciłbym się do serwisów. Ich rola jest nie do przecenienia. To one są pierwszą internetową instancją dla wielu miłośników komiksu, a tym bardziej dla laików po prostu szukających jakiejś informacji. Nie powinny być zaniedbywane. Wręcz przeciwnie, powinny dążyć do umieszczania jak największej ilości recenzji lub drogą linków swoim autorytetem sugerować, które recenzje blogowe są warte przeczytania.
Dużo się dyskutuje o jakości tekstów na serwisach i blogach, ale bądź, co bądź, kultura dyskusji jest tragicznie niska. Rzadko, kiedy pod jakimś artykułem zdarzają się rzeczowe dyskusje. Najczęściej pod postami w serwisach nie ma w ogóle komentarzy, na blogach kończy się to żartami, a na forach dyskutuje się o peryferiach (jakości wydania, oczekiwaniach lub narzekaniach, a nie na wartości merytorycznej danej pozycji). W tym przebodźcowieniu wolimy odbierać, rzucić szybką opinię i zaliczać kolejne rzeczy. W dużej mierze reakcje czytelników nie motywują piszących do dłuższych, wnikliwych tekstów, bo, po co? Bekon na forum Wraka słusznie zauważył, że nie ma już „tekściorów numeru”, tekstów, o których dyskutowałoby się tygodniami. Co najwyżej są żarty, typu "plecy, koń, lokomotywa", czy "zabicie polskiego komiksu", które jako hasła funkcjonują całymi miesiącami lub latami. Wynika to znów z technologiczno społecznych uwarunkowań. Kiedyś, jak kupowało się Produkt, to nie taki jeden numer kursował po znajomych przez miesiąc lub dwa, wymieniało się opinie przy spotkaniach na żywo, potem przy większych zgromadzeniach (np. konwent) wracało się do pewnych tekstów, komiksów, etc. i znów dyskutowało. Teraz, czytamy Ziniola, a kiedy skończyliśmy, już na blogu pisma pojawiło się kolejne 5, 10 tekstów. W tym czasie na innych blogach, które czytamy, pojawiło się kolejne kilkanaście. Nie ma czasu analizować jednego tekstu dogłębnie przez kilka tygodni. Nie piszę tego w formie narzekania. Bo i pewnie kilka lat temu dyskusje nie były na wyższym poziomie (przynajmniej takie odnoszę wrażenie, gdy przeglądam stare ziny) - po prostu dłużej się na każdy temat rozmawiało i stąd wrażenie, że kiedyś było lepiej, a teraz gorzej.
Coraz większy udział sieci w naszym życiu też powoduje, że większość teledysków znamy z tragicznej rozdzielczości YouTube, a nie, jak to kiedyś bywało, z Vivy Zwei, czy MTV 2. Wiele z nas ogląda filmy kiepskiej jakości ściągnięte z torrentów i słucha gorszej jakości muzyki w formacie mp3. Większość słynnych dzieł malarskich nie znamy z wystaw, ani z książek o malarstwie, a z kiepskich reprodukcji na ekranie monitora z przekłamanymi kolorami. Wystarczają nam coraz częściej "znaki" po prostu, a nie oryginalne przedmioty. Nie robi dużej różnicy, czy przeczytamy tekst czy komiks na papierze, czy na ekranie komputera (choć oczywiście wielu ludzi pamiętających życie przed internetem będzie miało do tego twierdzenia wielkie obiekcje).
Nie wiem, jak będzie wyglądała przyszłość. Papier staje się zbyt nieekonomiczny i wydawanie wszelkich pism i magazynów stoi pod wielkim znakiem zapytania już w niedalekiej przyszłości. Jeśli chodzi o serwisy i blogi, to i jedne i drugie będą prosperować. Autorzy blogów muszą pamiętać, że mimo wszystko są tylko pewnym "przysmakiem", na który człowiek ma w danym momencie ochotę. Jak ktoś obeznany w blogosferze komiksowej czuje głód na komiksowy mejnstrim, wejdzie na Kolorowe Zeszyty, jak chce pretensjonalnego elaboratu, wejdzie na Pub pod Picadorem, jak chce luźnej, dowcipnej rozmowy o ciekawostkach z pogranicza gier i komiksów, wejdzie na Motyw Drogi, etc. Serwis z kolei wciąż kojarzy się z bazą wiedzy, a nie z "potrawą, na którą ma się w danej chwili ochotę". Dlatego twórcy blogowi nie powinni odwracać się od serwisów, a aktywnie współdziałać z nimi. Taką formą aktywności jest linkowanie serwisów do tekstów (vide Repek na Polterze) lub do ciekawych wieści z serwisów na blogach. Serwisy mogłyby zapraszać blogerów do krótkich rozmów, jak to bywa w telewizyjnych programach publicystycznych albo jak ma to miejsce w polterowych typach roku, gdzie wypytywani są twórcy komiksu o ich ulubione pozycje.
Nie widzę sensu rywalizacji, bo nikomu nie będzie to służyło, ani powolnym, topornym serwisom, ani niszowym blogom.
Co do mojego miejsca w sieci - Jak już wspomniałem, uważam blog za jedno z najpotężniejszych mediów komunikacyjnych, jakie teraz istnieją. Mogę za darmo publikować swoje eseje i mieć pewność, że dotrą do szerokiego grona osób. Mam kontrolę nad lejałtem strony, mogę wprowadzać poprawki do starych tekstów (czego nie można zrobić po wydrukowaniu na papierze). W każdej chwili ktoś może zostawić mi komentarz, wejść w dyskusję. Dzięki linkom wiem, że jak coś polecam, to istnieje szansa, że ktoś kliknie na link do polecanej rzeczy i może ją zobaczy, co raczej się nie zdarza, gdy ktoś trafia na nowe pojecie w książce. Wciąż powracam do „Powidoku”, który dzięki blogu nie jest produktem końcowym, a zalążkiem dyskusji, którą wciąż prowadzę z czytelnikami.
Przed założeniem Pubu miałem niskie mniemanie o blogach. Takie też mieli moi znajomi z Akademii, gdy usłyszeli, że prowadzę bloga, ale byli zaskoczeni, gdy okazało się, że blog jest nie tylko pamiętniczkiem nastolatki, ale medium, przez które można powiedzieć najpoważniejsze rzeczy. Co ciekawe, większość znajomych z Akademii blogów nie ma. Tylko jedna ilustratorka i jeden człowiek parający się animacją. Reszta co najwyżej zakłada jakieś strony dla danych projektów albo portfolia reklamowe. Istotne dla mnie jest, że dzięki blogowi istnieję w sieci, czego nie można powiedzieć o większości moich znajomych, a nawet profesorach.
Blog stał się dla mnie najważniejszym aspektem mojej twórczości i traktuję go tak, jak gombrowiczowskie Dzienniki, które są przez wielu uznawane za jego najważniejsze dzieło. Wszelkie komiksy, prace plastyczne i filmy, jakie robię, są pewnymi punktami przystankowymi, gdzie zbieram myśli w pewną zorganizowaną całość, która jest łatwiejsza do objęcia przez czytelnika i ciekawsza. Ale wszystkie te rzeczy są podległe, blogowi, który jest żyjącym organizmem.
Michał Chudoliński (Chudy) – założyciel serwisu BatCave, jeden z redaktorów w KaZecie, sporadycznie publikujący w blogosferze (Motyw Drogi, Kolorowe Zeszyty):
Osobiście uważam, że rozwój publicystyki komiksowej w Polsce będzie szedł dwutorowo - z jednej strony będą serwisy oraz magazyny, obejmujące komiks ogólnie, zajmujące się szeroko rozumianą publicystyką, z drugiej zaś będą blogi z krótkimi, skrajnie subiektywnymi recenzjami, pisane prymitywnym językiem i nie podparte argumentacją. Niemniej zastrzegam – pisząc blogi mam na myśli ich WIĘKSZOŚĆ, nie wszystkie. Wśród 90% śmieci i grafomaństwa można znaleźć profesjonalne blogi osób oczytanych, piszących dobrą polszczyzną, znających się na rzeczy. Mają oni jednakże inny problem - w blogosferze zaczyna się tworzyć grupka wzajemnej adoracji, gnuśna oraz pełna pychy. Wystarczy powiedzieć jedno „ale” na temat działalności jednego z członków grupy i od razu następuje emocjonalny kontratak, którego autorami są zwykle osoby nie mające dystansu zarówno do swojej radosnej twórczości, jak i do siebie. Osoby te myśląc, że działają w swoim interesie, w rzeczywistości uprawiają samo destrukcję pisząc między innymi, że tworzą prostackie teksty dla prostych ludzi. Recenzent uznający siebie za prostaka i piszący prostackie recenzje sam traktuje (często mimowolnie) swojego odbiorcę jak prostaka, sądząc, że ten nie potrzebuje mądrości, a jedynie tego, by powiedzieć mu, co ma sądzić. Jest to niebezpieczne i zaniża sferę merytoryczną takiego autora, bo w końcu od kiedy brak wiedzy i niemożność używania jej w tekstach jest zaletą? Co nie oznacza, że takie teksty nie znajdują niszy. Moim zdaniem jednak ta nisza mówi sama za siebie. Dodam jeszcze, że czy to blog, czy to magazyn, to korekta jest potrzebna. Zawsze lepiej, gdy ktoś znający się na rzeczy sprawdzi tekst, ponieważ nie zawsze potrafimy dostrzec własne błędy.
Według mnie zjawisko blogoizacji jako takie nie istnieje, a jeżeli już to przypomina potop kału, z którego można wygrzebać diamenty. Ta tendencja się nie zmieni i nadal będziemy bombardowani mało wyrobionymi blogami, robionymi od czapy i dla przyjaciół. Z rzadka będą pojawiać się blogi z misją, w których autor rzeczywiście ma coś do powiedzenia, potrafi obronić swój światopogląd i ma ku temu zamierzenie.
Chciałbym, żeby relacje między serwisami/e-magazynami a blogaskami przebiegały w miłej, przyjacielskiej atmosferze. Niemniej za sprawą ludzi o nabrzmiałym ego, lubiących się przechwalać i broniących swoich ludzi oraz jednostek grających nieczysto tak nie jest. Pierwsi z nich często nie potrafią dzielić się z innymi swoja pasją, bo uważają ich a to za nowicjuszy, a to niegodnych ich czasu. Drudzy sami sobie wyrabiają „markę” i ponoszą za to konsekwencje. Nie sądzę jednak, ażeby blogi wyparły serwisy. Każdy sobie rzepkę skrobię. Napięcia będą miały miejsce, gdy ktoś komuś wejdzie w paradę. Wierzę jednak, że są w naszym środowisku ludzie dobrej woli, potrafiący być uprzejmi, nie szerzącym nienawiści, oceniający ludzi nie po tym, co myślą, ale po tym co zrobili i co chcą zrobić. I to oni są przyszłością publicystyki komiksowej.
Moje miejsce w sieci... Żeby je określić muszę wpierw powiedzieć, czym dla mnie jest pisanie. A jest ono dla mnie frajdą, sposobem spędzania wolnego czasu, w którym dziele się zdaniem i poglądami. Gdy widzę człowieka z misją, uważającego siebie za pępek świata poprzez to ile osób odwiedziło go na blogu tudzież stronie, to aż mi się śmiać chce. Takie osoby biorą swą działalność za poważnie. Owszem, pisanie dla mnie to nie jest lajtowa sprawa, ale nie popadam w skrajność. Myślę, że to jest kwestia szczerego powiedzenia sobie, co chcę robić i dokąd chce zmierzać oraz konsekwentnego realizowania swoich celów. Ale wracając do sedna sprawy - widzę siebie jako takiego wagabundę, który pisze sobie to tu, to tam. Nie chce utkwić w jakiejś tam specjalizacji ani zostać schwytany przez schemat. Chce po prostu robić to, co sprawia mi radość, chociaż nie ukrywam, że czasy się zmieniają. Nowi ludzie przychodzą, niektórzy odchodzą, inni zaprzestają działalności w hermetycznych elytach, inni chcą się dzielić sobą z innymi. Ogółem jednak widzę swoją przyszłość jasno i klarownie - nie ograniczam się i staram się być elastycznym, międzyczasie zawierając coraz to więcej relacji z ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Niemniej wagabunda, o którym wspomniałem przedtem, wcześniej czy później będzie musiał znaleźć ostoję. I to niekoniecznie w Internecie. Cokolwiek to by miało oznaczać.
Według mnie zjawisko blogoizacji jako takie nie istnieje, a jeżeli już to przypomina potop kału, z którego można wygrzebać diamenty. Ta tendencja się nie zmieni i nadal będziemy bombardowani mało wyrobionymi blogami, robionymi od czapy i dla przyjaciół. Z rzadka będą pojawiać się blogi z misją, w których autor rzeczywiście ma coś do powiedzenia, potrafi obronić swój światopogląd i ma ku temu zamierzenie.
Chciałbym, żeby relacje między serwisami/e-magazynami a blogaskami przebiegały w miłej, przyjacielskiej atmosferze. Niemniej za sprawą ludzi o nabrzmiałym ego, lubiących się przechwalać i broniących swoich ludzi oraz jednostek grających nieczysto tak nie jest. Pierwsi z nich często nie potrafią dzielić się z innymi swoja pasją, bo uważają ich a to za nowicjuszy, a to niegodnych ich czasu. Drudzy sami sobie wyrabiają „markę” i ponoszą za to konsekwencje. Nie sądzę jednak, ażeby blogi wyparły serwisy. Każdy sobie rzepkę skrobię. Napięcia będą miały miejsce, gdy ktoś komuś wejdzie w paradę. Wierzę jednak, że są w naszym środowisku ludzie dobrej woli, potrafiący być uprzejmi, nie szerzącym nienawiści, oceniający ludzi nie po tym, co myślą, ale po tym co zrobili i co chcą zrobić. I to oni są przyszłością publicystyki komiksowej.
Moje miejsce w sieci... Żeby je określić muszę wpierw powiedzieć, czym dla mnie jest pisanie. A jest ono dla mnie frajdą, sposobem spędzania wolnego czasu, w którym dziele się zdaniem i poglądami. Gdy widzę człowieka z misją, uważającego siebie za pępek świata poprzez to ile osób odwiedziło go na blogu tudzież stronie, to aż mi się śmiać chce. Takie osoby biorą swą działalność za poważnie. Owszem, pisanie dla mnie to nie jest lajtowa sprawa, ale nie popadam w skrajność. Myślę, że to jest kwestia szczerego powiedzenia sobie, co chcę robić i dokąd chce zmierzać oraz konsekwentnego realizowania swoich celów. Ale wracając do sedna sprawy - widzę siebie jako takiego wagabundę, który pisze sobie to tu, to tam. Nie chce utkwić w jakiejś tam specjalizacji ani zostać schwytany przez schemat. Chce po prostu robić to, co sprawia mi radość, chociaż nie ukrywam, że czasy się zmieniają. Nowi ludzie przychodzą, niektórzy odchodzą, inni zaprzestają działalności w hermetycznych elytach, inni chcą się dzielić sobą z innymi. Ogółem jednak widzę swoją przyszłość jasno i klarownie - nie ograniczam się i staram się być elastycznym, międzyczasie zawierając coraz to więcej relacji z ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Niemniej wagabunda, o którym wspomniałem przedtem, wcześniej czy później będzie musiał znaleźć ostoję. I to niekoniecznie w Internecie. Cokolwiek to by miało oznaczać.
Grzegorz Ciecieląg (Yaqza) – redaktor naczelny Alei Komiksu:
Obstawiam raczej stosunkowo krótkie recenzyjki pokroju alejowych „Rzutów Okiem”. Oczywiście zawsze będzie istniała pewna grupa, którą zadowoli tylko porządna, wnikliwa recenzja. Jednak ogólny trend jest następujący: szybko, łatwo, w miarę jednoznacznie, podane na tacy. W morzu informacji użytkownik poszukuje danych, które do niego od razu przemówią, w których nie będzie musiał grzebać lub - Boże broń - zmuszać się do wysiłku intelektualnego. Mnie ta tendencja smuci, ale tak już niestety jest.
Blogów ci u nas dostatek. Każdy teraz sobie bloga zakłada i cudzego bloga obserwuje. Ludzie opowiadają o swoim życiu, dzielą się wzlotami i upadkami, opiniami i problemami. Blog sam w sobie jest neutralny, jak każde narzędzie. Wszystko zależy od tego, jak zostanie wykorzystany. Podczas obcowania z jednymi mam masę frajdy (boli.blog jest tu koronnym przykładem), inne w mojej opinii po prostu zaśmiecają sieć. I znowu - nie unikniemy tego. Ci, którzy mają zacięcie będą kontynuować swe dzieło. Inni się znudzą i zrezygnują. Ale na ich miejsce przyjdą następni. I tak w koło Macieju, cały czas napływ świeżej krwi.
Interesujące pytanie. Różnica między serwisem a blogiem polega na tym ze serwis komiksem zajmuje się w całości, kompleksowo - wrzucamy informacje o premierach, zapowiedziach, imprezach itp. itd., archiwizujemy dane, segregujemy je. Ot, taki komiksowy IPN. Na blogach pisze się o tym, co kogo akurat interesuje. Blog, jeśli miałby serwis zastąpić, musiałby się tym serwisem stać. Konkurencji tutaj nie ma, bo to dwa różne środowiska. Zgrzyty za to jak najbardziej.
Sieć to piękny wynalazek, stawiam ją na piedestale zaraz obok kanalizacji. I tak, wiążę z nią swoją przyszłość - praca na odległość to moje marzenie. Ciężko mi wyobrazić siebie samego siedzącego za biurkiem w jakiejś firmie.
Obstawiam raczej stosunkowo krótkie recenzyjki pokroju alejowych „Rzutów Okiem”. Oczywiście zawsze będzie istniała pewna grupa, którą zadowoli tylko porządna, wnikliwa recenzja. Jednak ogólny trend jest następujący: szybko, łatwo, w miarę jednoznacznie, podane na tacy. W morzu informacji użytkownik poszukuje danych, które do niego od razu przemówią, w których nie będzie musiał grzebać lub - Boże broń - zmuszać się do wysiłku intelektualnego. Mnie ta tendencja smuci, ale tak już niestety jest.
Blogów ci u nas dostatek. Każdy teraz sobie bloga zakłada i cudzego bloga obserwuje. Ludzie opowiadają o swoim życiu, dzielą się wzlotami i upadkami, opiniami i problemami. Blog sam w sobie jest neutralny, jak każde narzędzie. Wszystko zależy od tego, jak zostanie wykorzystany. Podczas obcowania z jednymi mam masę frajdy (boli.blog jest tu koronnym przykładem), inne w mojej opinii po prostu zaśmiecają sieć. I znowu - nie unikniemy tego. Ci, którzy mają zacięcie będą kontynuować swe dzieło. Inni się znudzą i zrezygnują. Ale na ich miejsce przyjdą następni. I tak w koło Macieju, cały czas napływ świeżej krwi.
Interesujące pytanie. Różnica między serwisem a blogiem polega na tym ze serwis komiksem zajmuje się w całości, kompleksowo - wrzucamy informacje o premierach, zapowiedziach, imprezach itp. itd., archiwizujemy dane, segregujemy je. Ot, taki komiksowy IPN. Na blogach pisze się o tym, co kogo akurat interesuje. Blog, jeśli miałby serwis zastąpić, musiałby się tym serwisem stać. Konkurencji tutaj nie ma, bo to dwa różne środowiska. Zgrzyty za to jak najbardziej.
Sieć to piękny wynalazek, stawiam ją na piedestale zaraz obok kanalizacji. I tak, wiążę z nią swoją przyszłość - praca na odległość to moje marzenie. Ciężko mi wyobrazić siebie samego siedzącego za biurkiem w jakiejś firmie.
Konrad Hildebrand (KonradH) – piszący na Motywie Drogi, którego jest założycielem, komiksiarz („Ke?” wraz z Przemysławem Pawełkiem), udziela się również w „Splocie”:
Nie widzę tutaj żadnej sprzeczności czy rozdroża, na którym niby ta publicystyka miałaby się znajdować. To jest internet, więc jeżeli komuś tęskno za długim elaboratami, to niech je pisze, a na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie miał ochotę je czytać. Miejsca starcza dla wszystkich. Choć osobiście wątpię, aby istniała duża ilość osób czekających na te dłuższe formy.
Jeżeli za zjawisko blogoizacji polskiej sieci komiksowej można uznać fakt, że cokolwiek zaczęło się w niej dziać, to nie mam innego wyboru, jak tylko temu przyklasnąć. Formuła dyskusji na forach na ten moment się wyczerpała, podejrzewam, że za jakiś czas ludzie znowu zatęsknią za jednym, scentralizowanym ośrodkiem i fora odżyją. I tak w kółko. Co do samych blogów, to zależy co przez nie uważasz - jeżeli cokolwiek opartego na silniku blogowym, to część z nich nadal pozostanie na poziomie „to jest mój blog, a to jest moje zdanie na temat...” inna postanowi się „sprofesjonalizować” i nie będzie już blogami miała wiele wspólnego. Jeżeli zaś chodzi o blogi-strony osobiste autorów, to będą one tak długo, jak długo ludzie nie wymyślą jakiegoś nowego sposobu na wyrażanie siebie w sieci. Nie mam pojęcia, co to będzie, ani kiedy. Przewiduje, że w najbliższej przyszłości będzie miał miejsce marsz na mikroblogi i ich 160 znakowe wiadomości. To już pewnie do końca załamie komiksowych intelektualistów.
Nie wiem, o jakiej konkurencji można mówić w sytuacji, gdy na „scenie” jest raptem kilka ośrodków i każdy reprezentuje inne podejście do tematu i zajmuje inną niszę. Serwisy komiksowe są jakieś dwa lata do tyłu i powoli nadrabiają zaległości technologiczno-warsztatowe, „Kazet” wygląda jak eksponat muzealny i mam nadzieję, że zapowiadane przez nich jakiś czas temu zmiany w końcu wejdą w życie. Jeżeli chodzi o Motyw, to od zawsze mówiliśmy na nim o innych stronach i polecaliśmy je naszym czytelnikom. Nie wyobrażam sobie, aby to miało się zmienić. Istotą sieci jest interakcja, wymiana myśli, linków, przepływ czytelników, wspólne akcje i zamykanie się swoim grajdołku nie jest nikomu na rękę.
Prowadzenie Motywu jest moim hobby i codzienna praca przy magazynie, organizowanie życia redakcji czy współpraca z jej członkami sprawia mi mnóstwo satysfakcji i czuję, że w jakiś sposób mnie rozwija. Cieszę się, że mam znajomych, którzy lubią przebywać na stronie i gadać na proponowane przez nas tematy, miłe jest też to, że poznaję dzięki niej kolejnych. Co będzie w przyszłości, nie mam pojęcia, pewnie pójdę wreszcie do roboty i nadal będę po godzinach zajmował się Motywem, nie wyobrażam sobie za bardzo życia bez tego.
Jakub Jankowski (Qba) – bloger, tłumacz, komiksiarz; pisze o komiksie na poważnie („Zeszyty Komiksowe”, „Sympozjum Komiksologiczne #8”) i trochę mniej poważnie („Splot”, Aleja Komiksu):
Myślę, że w warunkach panujących w naszym półświatku komiksowym sieć jest dobrym miejscem na publicystykę komiksową wszelkiego rodzaju. „Zeszyty Komiksowe” i „Ziniol” są w tej chwili jedynymi cyklicznie ukazującym się drukiem pismami, ale przecież przy ich cyklu wydawniczym nie są w stanie odpowiednio szybko reagować na wydarzenia, a poprzez objętość nie wszystko da się w nich zmieścić. Antologie sympozyjne to już zupełnie inna bajka. Reszta pism o komiksach piszących robi to nieregularnie, co nie sprzyja zainteresowaniu nimi tzw. publiczności stricte komiksowej. To raczej takie uproszczone wersje recenzji dla sporadycznie sięgających po komiks. Myślę, że sieć to doskonałe miejsce na recenzje, bo dla tego typu tekstu potrzeba jego względnej aktualności. A i recenzja może przybrać formę wnikliwej analizy i stać się dłuższym, rzetelnym i wyczerpującym tekstem.
Blog to fajna, dostępna i łatwa w obsłudze platforma wyrażania opinii. Mam jednak wrażenie, że blogów jest za dużo. Dobrze, że autorzy komiksowi je mają (zawsze się pochwalą nad czym pracują, skraca się dystans między nimi i publicznością), że mają je wydawnictwa (to lepsze niż kontakt z czytelnikiem przez forum), że mają je komiksowi pasjonaci, ale powoli robi się tłok i fizyczną niemożliwością jest śledzenie wszystkiego, nawet przy eresesie. Myślę, że blogi będą sobie istnieć, a tylko od ich poziomu będzie zależeć liczba odwiedzin, co przełoży się na długość życia. Ogólnie blog to tylko narzędzie i może to być zarówno portfolio autora, serwis zbudowany na takim silniku czy też miejsce na wyrażanie swoich subiektywnych i niezobowiązujących komentarzy na aktualne tematy.
Myślę, że blogi, większość z nich, to tylko uzupełnienie tego, co w polskim i światowym komiksie piszczy, a więc zdecydowanie widzę tu możliwość współpracy z serwisami, choć niekoniecznie bezpośredniej. Redaktorzy większych portali powinni je śledzić i wyłapywać co ciekawsze rzeczy, żeby na nie nakierowywać swoich czytelników. Blog działa na zasadzie „podaj dalej”, czyli taka samopomoc :-) Zresztą serwisy na blogi autorów zaglądają.
Myślę, że obecnie to jest bardzo niszowe, pisanie o komiksie portugalskim, ale mi ogólnie pisanie sprawia przyjemność, a i podejmuję tematy około komiksowe nie tylko z Portugalią związane. Aktualnie prowadzę pRzYpAdKiEm dla przyjemności. Jak mam coś do napisania, to piszę. Czasami mogę zdradzić coś zza kulis pracy tłumacza, zza kulis przygotowywania na rynek polski jakiejś publikacji czy coś z moich życzeń, co chciałbym z „portugalskości” w Polsce zobaczyć. Lubię coś polecić z komiksu światowego. Czasami mi się filozofowanie włączy, albo teoretyzowanie na temat komiksu. Ogólnie jest miszmasz, ale docelowo chciałbym przekształcić pRzYpAdKiEm w bardziej naukowego bloga, tzn. wrzucać tu teksty teoretyczne dotyczące jakiegoś komiksowego zjawiska, unaukowione, rozszerzone i analityczne recenzje, omówienia decyzji tłumaczeniowych podyktowanych specyfiką medium komiksowego, eseje naukowe - takie lżejsze odpowiedniki tego, co w antologiach sympozyjnych. Może zmiana na taki profil przy udziale innych naukowców, zajmujących się komiksem? Oczywiście z pisania o Portugalii nie będę rezygnował.