Nie darzę Fabiena Nury’ego jakąś szczególną atencją. Czytałem kilka komiksów, które powstały na podstawie jego scenariuszy. Żaden nie był zły, ale także żaden nie wyróżniał się jakoś szczególnie. Ot, średniej jakości europejskie czytadła. Jednak lektura pierwszego tomu cyklu "Tyler Cross" zmieniła moje postrzeganie tego twórcy.
Z albumem "Tyler Cross: Black Rock" sprawa przedstawia się dużo lepiej, gdyż tym razem pisarz zaserwował czytelnikom wyrazistą opowieść, która utrzymana jest w stylistyce czarnego, gangsterskiego kryminału. Skojarzenia z komiksową serią "Parker" Darwyna Cooka czy powieściowym cyklem "Trylogia pogranicza" Cormaca McCarthy’ego są jak najbardziej na miejscu.
Tyler Cross to gość od brudnej roboty, złodziej i cyngiel do wynajęcia, który nie zadaje wielu pytań zleceniodawcom. Poznajemy go, gdy przyjmuje kolejną szemraną robotę, w której możne zarobić 150 tysięcy dolarów. Zlecone zadanie wydaje się dziecinnie proste: od chrześniaka mocodawcy należy przejąć 20 kilogramów heroiny. Jednak zgodnie ze znanym prawem Murphy’ego – "jeśli coś może pójść źle, to pójdzie" – sprawy się niezwykle komplikują. Wywiązuje się strzelanina, w której Tyler traci dwoje pomocników, środek transportu i trzy kilogramy towaru. Bohater pewnym krokiem rusza przed siebie, musi dojść do miasteczka Black Rock. Na miejscu okazuje się, że wydarzania minionej nocy to dopiero przedsmak tego, co zgotował mu nieprzychylny los.
Największym plusem omawianego komiksu jest sposób w jaki została poprowadzona opowieści. Początkowo trzecioosobowa narracja skupia się na gangsterze, ale od chwili gdy dociera do miasteczka, zostaje rozbita na kilka osób i jednego gada. Dzięki czemu zdarzenia poznajemy z różnych perspektyw. Dostajemy model do samodzielnego składania, rolą czytelnika jest poukładać wątki fabularne w taki sposób, aby otrzymać koherentną historię. Dobrze ze swojego zadania wywiązał się rysownik.
Pochodzący z Niemiec artysta, który podpisuje swoje prace Brüno, posługuje się prostą, wręcz cartoonową kreską. Ilustracje mają umowny charakter, niewiele w nich szczegółów czy detali – dzięki temu wyobraźnia czytelnika ma spore pole do popisu. Postaci są przerysowane, a przedstawienie jest karykaturalne: główny bohater ma oczywiście kwadratową szczękę, a nowa pomocnica malutki nosek, blond włosy, wydatne wargi i duże piersi. Wizualnie całość dobrze mi się kojarzy z serią "Lincoln" braci Jouvray.
Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale ze względu na brutalne i obsceniczne sceny komiks przeznaczony jest dla dorosłego czytelnika. Black Rock to pierwszy tom serii. Polski wydawca zapowiada, że dwójka pojawi się w księgarniach w bliżej nieokreślonym terminie, ale wkrótce. Jest i trójka, która dopiero co ukazała się we Francji. To mnie cieszy, bo polubiłem szelmę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz