Pokusiłem się o zestawienie najbardziej rokujących młodych komiksiarzy, którym udało się zrobić na mnie najlepsze wrażenie. Przygotowując taką listę od razu należy się zastanowić nad kryterium doboru debiutantów. U mnie są one dosyć rozmyte – potencjalny talent powinien debiutować nie wcześnie niż zeszłoroczna eMeFka i powinien mieć na koncie „odpowiednio” dużo materiału żeby móc wydać jakąś miarodajną oceną. Zwykle przyjmowałem, że jeden „album” wystarczy. Nie trzymałem się ściśle i z łatwością na mojej liście znajdą się odstępstwa od obydwóch tych reguł.
Daniel Chmielewski to dla mnie najjaśniejszy debiut 2008 roku. O ile jednak „Zostawiając powidok wibrującej czerni” (Timof i cisi wspólnicy) jako komiks średnio mi się podobał, bo drażniła mnie jego pretensjonalność, dziwnie pojmowana „artystowskoość” a model refleksji nad rzeczywistością do mnie nie przemawiał, to sam Daniel dał się pokazać jako autor, którego rozwój warto śledzić. Zresztą umówmy się, w samym komiksie samego Chmielewskiego było sporo. To artysta, który podchodzi do komiksu z odpowiednią perspektywą, to poniekąd „człowiek z zewnątrz”, spoza komiksowego bagienka. Ma głowę pełną świetnych, świeżych pomysłów, wolną od pewnych utartych schematów. Wystarczy zobaczyć, w jaki sposób narrator „Powidoku…” operuje ironią (romantyczną?), jak otwiera swoje dzieła, jak bawi się strukturą fabularną. Sposób, w jaki wchodzi w dialog z czytelnik, grę, którą z nim toczy w kolejnych epizodach to coś, czego w polskim komiksie jeszcze nie było, albo ja przynajmniej nie znalazłem. Często zabiegi formalne stosowane przez Daniela bardziej mnie zajmują niż sama treść jego tworów, o ile oczywiście można arbitralnie rozdzielić w tym przypadku sferę znaczeń od formy. Osobiście traktuje go bardziej jako scenarzystę, który jest zmuszony osobiście ilustrować swoje komiksy. Cóż, przypadek dość rzadki w skali naszego rynku, w którym przeważają rysownicy wymyślający sobie scenariusze.
Rysownikiem i jednocześnie scenarzystą, czyli komiksiarzem pełną gębą jest natomiast Łukasz Ryłko. Myślę, że warto zaaranżować spotkanie Daniela z Łukaszem – jestem cholernie ciekawy, co by mogło urodzić się z takiego związku. Ryłko zaczął naprawdę z wysokiego C – Kultura Gniewu nie wydaje byle kogo, a jeśli stawia na debiutanta, to musi coś w tym być. „Śmiercionośni” okazali się jednym z najlepszych komiksów 2007 roku w ogóle. Powiedzieć, że Ryłko świetnie czuje komiks, doskonale układa kadry, mistrzowsko panuje nad narracją, perspektywą i wszystkim, co w komiksie jest ważne to powiedzieć za mało. Ryłko ma zadatki na prawdziwego poetę obrazkowego języka, a „Śmiercionośni”, będący iście koronkową robotą w dziedzinie komiksu niemego, są tego najlepszym przykładem. To typ twórcy, który dokładnie wie, co chce powiedzieć, wie, co chce stworzyć i, co najważniejsze, ma do tego odpowiednie możliwości. Mam świadomość, że może trochę na wyrost chwalę Łukasza, ale liczę, że drugi epizod „Śmiercionośnych”, zapowiadany na tegoroczną eMeFKę, przebije jedynkę i nie zrobi ze mnie kłamcy i naciągacza.
Drugim twórcą, który świetnie rozumie komiksowe esperanto jest Daniel De Latour. Do tej dał się pokazać szerszej publiczności na łamach piłkarskiej antologii od KG „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o piłce nożnej…” oraz próbował swoich sił w konkursie na komiks o Powstaniu Warszawskim. Według mnie wyszło więcej niż dobrze i teraz Daniel pracuje nad „Zupełnie nieznaną przygodą dobrego Wojaka Szwejka w mieście Przemyślu” wraz z Karolem Konwerskim („Blaki”). De Latour jest niemniej finezyjny od Ryłki, dysponuje jednak bardziej „miękką” i „delikatną” kreską. Jego praca w powstańczej antologii pokazuje, że nawet z dość niewdzięcznego tematu zdolny twórca jest w stanie stworzyć niebanalną, oryginalną i wciągającą opowieść.
Paweł Gierczak ma na swoim koncie więcej niż jeden album (właściwie zeszyt), a na komiksowej scenie pojawił się już w 2005 roku. Pomimo tego, warto wymienić „popularnego” Gierka w tym towarzystwie, gdyż do tej pory spotkał się on raczej albo z mniej lub bardziej kumoterską pochwałą, albo z kuriozalną „recenzją z Alei Komiksu”. Warto o nim napisać kilka ciepłych słów, bo zwyczajnie na to zasługuje. „Wędrówki po mieście robotów” były cokolwiek artystycznym falstartem i raczej sceptycznie podchodziłem do jego dalszej twórczości. Z niejakim niepokojem sięgałem po „Gangi Radomia” (Timof i cisi wspólnicy), a pierwszy epizod „Ołtsajdersów” musiałem po prostu mieć. Gierczak dysponuje uproszczonym, momentami topornym i prymitywnym stylem, jego kreska jest jakby surowa i nieobrobiona. Cholernie do mnie trafia. W całej nagonce na jego „nieudolność”, kopiowanie Gary`ego Larsona na jego „dresiarski” fabuły niewielu czytelników zauważyło, że on potrafi przede wszystkim znakomicie opowiadać historię. Nie pamiętam żebym często wracał do jakiegoś komiksu dla samej przyjemności zapuszczenia się w świat przedstawiony, przeżycia jeszcze raz tej samej historii – a tak właśnie mam z „Ołtsajdersami”.
Nie tak daleko od estetyki Gierka znajdujemy Pawła Zycha. Jego „Kotlet i Zombi” (Taurus Media) z 2006 roku było bardzo mocnym wejściem na rynek. Do tej pory nie doczekaliśmy się kolejnej pełnometrażówki – autor podobno pracuje nad komiksem historycznym „Infamis”. Piszę podobna, bo nie mam pojęcia czy tak właśnie jest. Wiem natomiast, że w kategoriach absurdalnego humoru i cartoonowego stylu Zych jest absolutnie bezkonkurencyjny. Przynajmniej dla mnie. I właściwie trudno o nim pisać, jak o debiutancie – to w pełni ukształtowany komiksiarz, o w pełni wyrobionym stylu. Jedyne czego mu brakuje to czas, na robienie komiksów.
Oprócz powyższej piątki rozpatrywałem również kandydatury Macieja Banasia, który jeszcze solidnego debiutu nie zaliczył. Zwycięzca I Warszawskiej Bitwy Komiksowej udziela się głównie w zinach („Jeju”, „Maszin”) i zrobił naprawdę kolosalny progres w ostatnim czasie. Przebojem na scenę wdarł się Jacek Świdziński, budząc ekstatyczny zachwyt albo niekontrolowaną biegunkę. Mnie osobiście od „Paproszków” bardziej podobały się przygody „Bi-Bułki”, ale z Otoczaka chyba żaden debiutant. Oglądam blog Wojtka Stefańca i czekam na coś od niego. Bartek Sztybor „Szanownym” pozostawił również dobre wrażenie, zobaczymy jak wyjdzie mu „Destyluch” (grafika – Maciej Pałka). Drugi „Odmieniec” Marka Oleksickiego i Przemka Pawełka też zapowiada się nieźle.
Daniel Chmielewski to dla mnie najjaśniejszy debiut 2008 roku. O ile jednak „Zostawiając powidok wibrującej czerni” (Timof i cisi wspólnicy) jako komiks średnio mi się podobał, bo drażniła mnie jego pretensjonalność, dziwnie pojmowana „artystowskoość” a model refleksji nad rzeczywistością do mnie nie przemawiał, to sam Daniel dał się pokazać jako autor, którego rozwój warto śledzić. Zresztą umówmy się, w samym komiksie samego Chmielewskiego było sporo. To artysta, który podchodzi do komiksu z odpowiednią perspektywą, to poniekąd „człowiek z zewnątrz”, spoza komiksowego bagienka. Ma głowę pełną świetnych, świeżych pomysłów, wolną od pewnych utartych schematów. Wystarczy zobaczyć, w jaki sposób narrator „Powidoku…” operuje ironią (romantyczną?), jak otwiera swoje dzieła, jak bawi się strukturą fabularną. Sposób, w jaki wchodzi w dialog z czytelnik, grę, którą z nim toczy w kolejnych epizodach to coś, czego w polskim komiksie jeszcze nie było, albo ja przynajmniej nie znalazłem. Często zabiegi formalne stosowane przez Daniela bardziej mnie zajmują niż sama treść jego tworów, o ile oczywiście można arbitralnie rozdzielić w tym przypadku sferę znaczeń od formy. Osobiście traktuje go bardziej jako scenarzystę, który jest zmuszony osobiście ilustrować swoje komiksy. Cóż, przypadek dość rzadki w skali naszego rynku, w którym przeważają rysownicy wymyślający sobie scenariusze.
Rysownikiem i jednocześnie scenarzystą, czyli komiksiarzem pełną gębą jest natomiast Łukasz Ryłko. Myślę, że warto zaaranżować spotkanie Daniela z Łukaszem – jestem cholernie ciekawy, co by mogło urodzić się z takiego związku. Ryłko zaczął naprawdę z wysokiego C – Kultura Gniewu nie wydaje byle kogo, a jeśli stawia na debiutanta, to musi coś w tym być. „Śmiercionośni” okazali się jednym z najlepszych komiksów 2007 roku w ogóle. Powiedzieć, że Ryłko świetnie czuje komiks, doskonale układa kadry, mistrzowsko panuje nad narracją, perspektywą i wszystkim, co w komiksie jest ważne to powiedzieć za mało. Ryłko ma zadatki na prawdziwego poetę obrazkowego języka, a „Śmiercionośni”, będący iście koronkową robotą w dziedzinie komiksu niemego, są tego najlepszym przykładem. To typ twórcy, który dokładnie wie, co chce powiedzieć, wie, co chce stworzyć i, co najważniejsze, ma do tego odpowiednie możliwości. Mam świadomość, że może trochę na wyrost chwalę Łukasza, ale liczę, że drugi epizod „Śmiercionośnych”, zapowiadany na tegoroczną eMeFKę, przebije jedynkę i nie zrobi ze mnie kłamcy i naciągacza.
Drugim twórcą, który świetnie rozumie komiksowe esperanto jest Daniel De Latour. Do tej dał się pokazać szerszej publiczności na łamach piłkarskiej antologii od KG „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o piłce nożnej…” oraz próbował swoich sił w konkursie na komiks o Powstaniu Warszawskim. Według mnie wyszło więcej niż dobrze i teraz Daniel pracuje nad „Zupełnie nieznaną przygodą dobrego Wojaka Szwejka w mieście Przemyślu” wraz z Karolem Konwerskim („Blaki”). De Latour jest niemniej finezyjny od Ryłki, dysponuje jednak bardziej „miękką” i „delikatną” kreską. Jego praca w powstańczej antologii pokazuje, że nawet z dość niewdzięcznego tematu zdolny twórca jest w stanie stworzyć niebanalną, oryginalną i wciągającą opowieść.
Paweł Gierczak ma na swoim koncie więcej niż jeden album (właściwie zeszyt), a na komiksowej scenie pojawił się już w 2005 roku. Pomimo tego, warto wymienić „popularnego” Gierka w tym towarzystwie, gdyż do tej pory spotkał się on raczej albo z mniej lub bardziej kumoterską pochwałą, albo z kuriozalną „recenzją z Alei Komiksu”. Warto o nim napisać kilka ciepłych słów, bo zwyczajnie na to zasługuje. „Wędrówki po mieście robotów” były cokolwiek artystycznym falstartem i raczej sceptycznie podchodziłem do jego dalszej twórczości. Z niejakim niepokojem sięgałem po „Gangi Radomia” (Timof i cisi wspólnicy), a pierwszy epizod „Ołtsajdersów” musiałem po prostu mieć. Gierczak dysponuje uproszczonym, momentami topornym i prymitywnym stylem, jego kreska jest jakby surowa i nieobrobiona. Cholernie do mnie trafia. W całej nagonce na jego „nieudolność”, kopiowanie Gary`ego Larsona na jego „dresiarski” fabuły niewielu czytelników zauważyło, że on potrafi przede wszystkim znakomicie opowiadać historię. Nie pamiętam żebym często wracał do jakiegoś komiksu dla samej przyjemności zapuszczenia się w świat przedstawiony, przeżycia jeszcze raz tej samej historii – a tak właśnie mam z „Ołtsajdersami”.
Nie tak daleko od estetyki Gierka znajdujemy Pawła Zycha. Jego „Kotlet i Zombi” (Taurus Media) z 2006 roku było bardzo mocnym wejściem na rynek. Do tej pory nie doczekaliśmy się kolejnej pełnometrażówki – autor podobno pracuje nad komiksem historycznym „Infamis”. Piszę podobna, bo nie mam pojęcia czy tak właśnie jest. Wiem natomiast, że w kategoriach absurdalnego humoru i cartoonowego stylu Zych jest absolutnie bezkonkurencyjny. Przynajmniej dla mnie. I właściwie trudno o nim pisać, jak o debiutancie – to w pełni ukształtowany komiksiarz, o w pełni wyrobionym stylu. Jedyne czego mu brakuje to czas, na robienie komiksów.
Oprócz powyższej piątki rozpatrywałem również kandydatury Macieja Banasia, który jeszcze solidnego debiutu nie zaliczył. Zwycięzca I Warszawskiej Bitwy Komiksowej udziela się głównie w zinach („Jeju”, „Maszin”) i zrobił naprawdę kolosalny progres w ostatnim czasie. Przebojem na scenę wdarł się Jacek Świdziński, budząc ekstatyczny zachwyt albo niekontrolowaną biegunkę. Mnie osobiście od „Paproszków” bardziej podobały się przygody „Bi-Bułki”, ale z Otoczaka chyba żaden debiutant. Oglądam blog Wojtka Stefańca i czekam na coś od niego. Bartek Sztybor „Szanownym” pozostawił również dobre wrażenie, zobaczymy jak wyjdzie mu „Destyluch” (grafika – Maciej Pałka). Drugi „Odmieniec” Marka Oleksickiego i Przemka Pawełka też zapowiada się nieźle.
To chyba tyle. Kogo Wy byście jeszcze dodali do tego towarzystwa? Na kogo należy zwrócić baczniejszą uwagę?
5 komentarzy:
Hmmm, Sopo? Asu?
Tych panów z chęcią bym zobaczył w jakimś dłuższym, samodzielnym tworze.
Na łiszliście jeszcze Maciej Pałka w kolorze i jak najwięcej duetu Mazol / Głowonuk (będzie coś od nich na MFK? Ktoś coś wie?).
Hehe dzięki za miłe słowa :)
Jeśli tak dość luźno podejść do kwestii debiutów, to ja bym wpisał jeszcze Jarka Gacha. Co prawda zaprawiony to w bojach komiksiarz,ale wg. mnie dopiero albumami "Alicja" i "Legendy warmińskie" wypłynął na szerokie wody.Moim zdaniem mistrzu.
tu link do jego prac:http://www.digart.pl/praca/2470901/Grochola.html
Warto śledzić bo dość często pojawiają się tam różne komiksowe smakowitości:)
A Infamis się robi ;)
http://www.digart.pl/praca/2490869/Infamis_21.html
mi brakuje Jaszczębia, Spionka, Klosa i Igora Wolskiego.
wiem wiem - nie wszyscy wydali jeszcze pełnometrażówki
a ja właśnie dopiero disiaj przeczytałem "Zostawiając powidok...'. I jestem pod wrażeniem! Tak konstrukcji albumu jak i tematyki.
Wcześniej pokopał mnie tak komiks "ŚmiercionoŚni". również w tym zestawieniu obecny ;-)
pzdr888
Mikołaj Tkacz, Artur Sadłos, Norbert Rybarczyk, Unka Odya, Sara Sapkowska, Mikołaj Spionek, Jan Kłosowski, i jeszcze pewnie wiele osób by się znalazło.
Ze scenarzystów Rafał Kołsut.
Prześlij komentarz