Jakub Ćwiek ma cięty dowcip. Potrafi dopiec, ale często trafia w samo sedno. Zresztą, sprawdźcie sami. Ten wywiad nigdy nie powstałby bez pomocy Pawła Deptucha. Bez niego nie czytalibyście tego tekstu. Na dobrą sprawę jego nazwisko mogłoby się pojawić na samym końcu, w miejscu gdzie powinno wymienić się autora. Wielkie dzięki!
Możesz na wstępie powiedzieć coś na temat swojego książkowego cyklu o Kłamcy? Przedstawić Lokiego tym, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z jego przygodami?
Jakub Ćwiek: Och, zdecydowanie nie. Wiesz, to trochę takie pytanie z kategorii: no, ja wiem, że pan nakręcił jakiś film, siedział pół roku ze swoją ekipą w dżungli i dawał się gryźć komarom, ale ponieważ niekoniecznie wszyscy chcą ten film oglądać, to proszę go streścić. To nie powinno tak działać, autor nie powinien tworzyć własnych biogramów, ani streszczeń własnych dzieł. Zresztą cóż, jest cała masa tekstów w sieci temat tego cyklu. Wystarczy wpisać moje nazwisko - ten prosty zabieg da potencjalnym ciekawskim więcej niż ja mógłbym tu napisać w dwóch zdaniach.
Jak w ogóle doszło do tego, że postanowiłeś opowiedzieć jedną z jego historii obrazami, a nie słowami?
Jakub Ćwiek:
Ja nadal opowiadałem ją w taki sam sposób, słowo po słowie, przedstawiając swoją wizję odbiorcy i licząc się z tym, że on odbiera ją w inny sposób niż ja przekazuję. Różnica polega na tym, że tym razem odbiorca był jeden - Dawid - a ja mogłem zobaczyć końcowy etap tej linii komunikacyjnej. Obrazy to jego wizja, jego interpretacja mojego świata.
Odczuwałeś różnicę pomiędzy pisaniem książki, a scenariusza komiksowego?
Jakub Ćwiek: Tak, bo ta praca jednak się różni i to na wielu poziomach. Przenosisz literackość na inne poziomy, posługujesz się innymi trikami, część z nich musisz przekazać do wykonania komuś innemu. Esencja jest jednak taka sama, podobnie zresztą jak w scenariuszach teatralnych i filmowych, których również parę w życiu napisałem - opowiadasz historię i chcesz, żeby opowieść finalnie była najbliższa tej, którą sobie obmyśliłeś.
Jak doszło do współpracy między Tobą, Dawidem Pochopieniem a Grześkiem Nitą? Długo się szukaliście?
Jakub Ćwiek: Nie szukaliśmy się wcale. Dawida przedstawił mi - mailowo - Paweł Deptuch, mój dobry kumpel i wielki zwolennik konceptu „Kłamcy” w wersji komiksowej. Z Grześkiem poznał mnie - również mailowo - wydawca, bo Grzesiek dołączył do projektu całkiem niedawno. A jak doszło do współpracy? Bardzo prosto - kiedy ludzie mają pasję, są ponad durnymi podziałami. Po prostu podejmują decyzję: robimy! I już. Tak, to takie proste.
Jakie były Twoje wrażenia po zobaczeniu pierwszych rysunków Dawida?
Jakub Ćwiek: Na tyle pozytywne, że nie wnikałem w dalszą jego pracę i tylko podziwiałem kolejne nadsyłane mi plansze.
Jak fabuła komiksu ma się do tej z książek? Jest ona jakoś z nimi powiązana, czy to kompletny stand-alone?
Jakub Ćwiek: Och, z ogromnej uprzejmości, drogi imienniku, pozwól iż udam, że nie czytałem tego pytania. Miałem w życiu przyjemność wywiadowania paru artystów i powiem ci, w życiu nie odważyłbym się sugerować chociażby - nie mówiąc już o wskazaniu wprost - iż nie znam ich sztandarowych dzieł, zwłaszcza jeśli tak mocno są powiązane z tematem rozmowy. Załóżmy zatem, że to pytanie nie padło i cieszmy się dalej naszą rozmową, co ty na to?
Czego mogą spodziewać się czytelnicy, którzy nabędą Twój album?
Jakub Ćwiek: Obrazków. I nie, to nie jest złośliwość, tylko, mam wrażenie, niezrozumienie na poziomie targetowania rynku. Ja nie napisałem tego komiksu, by poszerzyć swoją bazę czytelniczą o miłośników komiksu. Zrobiłem dokładnie odwrotnie, napisałem tę historię, by czytelników mojej prozy zachęcić do innego medium. Bo taki właśnie przyświecał mi cel - oddać dług jaki cykl zaciągnął wobec innych mediów. Tak więc jedyne czego główny odbiorca albumu jeszcze nie zna, to rysunki Dawida. Cała reszta jest mu już dobrze znana.
W jaki sposób (o ile w ogóle) komiks jest obecny w Twoim życiu? Czytasz, interesujesz się czy to raczej melodia przeszłości?
Jakub Ćwiek: Czytam, choć nie tak dużo jak wcześniej, trochę obawiam się, wypadłem z obiegu. Uwielbiam przede wszystkimi komiks amerykański, zwłaszcza ten z brytyjskim rodowodem, ale jeżeli mam czas i album - dowolny - w ręce, sięgam z radością.
Opowiedz o swoich komiksowych i pozakomiksowych inspiracjach, których echa można odnaleźć w "Viva L’arte"?
Jakub Ćwiek: Och, kiedy to odbiera całą zabawę. Całą siłą cyklu, w tym również i komiksu, jest szukanie tropów, gra w to, czym inspirował się twórca, czego echa uda się tu odnaleźć. Wskazanie ich palcem, to wyrzynanie z tej historii sporego kawałka rzeźnickim nożem. Nie mam takich skłonności.
W przyszłości będzie można spodziewać się kolejnego komiksowego epizodu z poczynań Lokiego?
Jakub Ćwiek: Całkiem możliwe. Większość recenzji jaka do mnie dotarła jest pozytywna lub umiarkowanie optymistyczna, a i reakcję czytelników można uznać za całkiem dobrą, więc jest spora szansa, że Kłamca w tym wydaniu wróci. Zobaczymy.
W tym roku byłeś jednym z gości 23. MFKiG. Jak Ci się podobało? Jak zostałeś przyjęty przez brać komiksową? Co sądzisz o naszym największym konwencie?
Jakub Ćwiek: Było bardzo sympatycznie, choć niestety krótko, bo był to dla mnie bardzo pracowity weekend. I nie za bardzo rozumiem, co masz na myśli mówiąc „brać komiksowa”, bo większość z tych ludzi, których przyszło mi spotkać na MFKiG to ludzie z dawna już znani mi z konwentów miłośników fantastyki. Bo to w ogóle, uważam, sztuczny i durny podział: nie po zainteresowaniach, a po medium, którego do tego używamy. W Stanach nikt nie przejmuje się takimi pierdołami, ludzie z tą samą frajdą oglądają seriale, filmy, czytają komiksy, książki i grają w RPG. Zamykanie się w niszy, tłumaczenie sobie, że jest nas tak mało, bo świat nas nie rozumie, bo jesteśmy elitarni, po prostu się nie sprawdza. Wiem to na przykładzie fantastów ogólnie, oni też tak robią, przecząc tym samym istocie swojego hobby. I, to moje wrażenie, wy też tak robicie. Dowodem na to chociażby często spotykane w recenzjach "Kłamcy" sugestie zderzenia dwóch światów: komiksiarzy i fantastów. Dwa światy? Serio? A co do skali i wielkości MFKiG, to przyznam, trudno mi to oceniać. Od tego roku jestem dziennikarzem akredytowanym przy San Diego Comic Con, więc obawiam się, że każdy konwent u nas będzie dla mnie trochę mały teraz.
Rynek komiksowy znajduje się w kryzysie. Szuka sposobów na wyjście z niszy, w której się znalazł. Czy uważasz, że silniejsza integracja ze środowiskiem literatury fantastycznej pomoży mu dotarciu do większej ilości odbiorców? Czy nie będzie tak, że po Twój komiks mogą sięgnąć, zarówno "komiksiarze", jak i "fantaści"?
Jakub Ćwiek: Częściowo odpowiedziałem na to wyżej. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje rynek komiksowy w Polsce to zamykanie się w gettcie i przeświadczenie o powszechnym niezrozumieniu ze strony świata. A, i jeszcze jedna ważna zasada: chcesz czegoś, daj coś w zamian. Masz oczekiwania względem środowiska szeroko pojętych fantastów, to nie możesz jawnie pokazywać im, że to transakcja jednostronna. A co do odpowiedzi na ostatnie pytanie: po mój cykl może sięgnąć każdy i traktować go właśnie jak multimedialny cykl. A jeżeli jakiemuś, jak to mówisz „komiksiarzowi” przyjdzie do głowy przeczytać tylko komiks i na jego podstawie budować sobie opinie... Cóż, jego problem, jego strata. Za ortodoksów nie odpowiadam.