Przez cały listopad rozpisując się o "Kapitanie Żbiku", podjąłem jakby przez przypadek temat "jak nie należy robić komiksu sensacyjnego", ponieważ prawie cała seria to antyteza dobrej komiksowej roboty. Dlatego dzisiaj, w ramach swoistego epilogu, podzielę się z Wami moimi odczuciami, jakie naszły mnie po lekturze pierwszego trejda serii "Powers", o jakże intrygującym tytule "Who Killed Retro Girl?". Nie chcę jednak zdradzać odpowiedzi na te pytanie, gdyż dzisiaj interesuje mnie bardziej czy Brian Bendis (scenariusz) i Michael Oeming (rysunek) zwyczajnie dali radę?
Świat przedstawiony w "Powers" to właściwie ten sam, który odwiedzamy za każdym razem, gdy sięgamy po "trykoty" ze stajni Marvela bądź DC. Pełen jest postaci z mocami po obu stronach barykady i "zwykłych" ludzi, którzy starają się przeżyć na ich ringu. Jednak tym razem cały ten bałagan widzimy z perspektywy policjantów, dla których - właśnie z powodu świata przepełnionego superbohaterami - jest mnóstwo roboty. I już w tym miejscu nasuwa się coś, za co można pochwalić nie tylko pierwszy trejd, lecz całą serię. A mianowicie sposób w jaki przedstawiona została policyjna robota. Dzień pracy detektywa Christiana Walkera i Deena'y Pilgrim nie jest przepełniony pościgami i strzelaninami, lecz żmudnym zadawaniem w kółko tych samych pytań i frustrującymi gierkami z podejrzanymi typami. Ta przygnębiająca monotonia bardzo rzadko przerywana jest jakąś stereotypową "akcją", lecz wtedy narracja przyspiesza jak po zastrzyku z adrenaliny i jest to odczuwalne także dla czytelnika. A kiedy serce przestaje szybciej bić, nie zawsze oznacza to dla detektywa Walkera, że zna już rozwiązanie zagadki. Czasem pozostaje mu tylko czekać na zbieg okoliczności, ponieważ niektórych zagadek nawet ekipa z "Kryminalnych Zagadek Nowego Jorku" nie jest w stanie rozwiązać. I właśnie dlatego czytając "Who Killed Retro Girl?" ma się wrażenie, że uczestniczy się w prawdziwym śledztwie.
Lecz czym byłoby "Powers" bez tytułowych mocy, czyli superbohaterów? Tu nie należy spodziewać się niczego nowego. Dewiacje, żądza sławy i pieniędzy, megalomania oraz zapędy do bycia "sędzią i katem" - to wszystko już było, więc Bendis w kreacji tych postaci niczym nie zaskakuje, podobnie jak Oeming w graficznym przedstawieniu tychże. Dlatego na stronach "Powers" ujrzeć można wariacje na temat Daredevila, Flasha czy Savage Dragona. Lecz nie zapominajmy, że tutaj trykot jest tylko tłem, więc i silenie się na oryginalność nie ma zbyt wielkiego sensu. Jednak dobór superbohaterów w pierwszym trejdzie zasługuje na podkreślenie. Po pierwsze, przez całą historię, nie licząc końcowej interwencji TripHammera (męskiej personifikacji testosteronu), przewijają się tylko kobiety w trykotach. Po drugie, tytułowa postać to damski odpowiednik Supermana, czyli tego "pierwszego" - najpotężniejszego superbohatera. Już samo imię bohaterki jest bardzo celną "interpretacją" postaci Supermana, a co dopiero fabuła "Who Killed Retro Girl", która jest ciekawą wariacją historii o śmierci Supermana - od sceny medycznych badań ciała martwej, po przyczyny i konsekwencje jej śmierci. Całe te sfeminizowanie świata peleryn jest nie tylko ciekawe, ale i żartobliwie przewrotne, dlatego podczas lektury jest czymś więcej aniżeli tylko pretekstem do śledztwa.
Jednak dla mnie największą ciekawostką w "Powers" jest strona techniczna komiksu - narracja i grafika.
Lecz czym byłoby "Powers" bez tytułowych mocy, czyli superbohaterów? Tu nie należy spodziewać się niczego nowego. Dewiacje, żądza sławy i pieniędzy, megalomania oraz zapędy do bycia "sędzią i katem" - to wszystko już było, więc Bendis w kreacji tych postaci niczym nie zaskakuje, podobnie jak Oeming w graficznym przedstawieniu tychże. Dlatego na stronach "Powers" ujrzeć można wariacje na temat Daredevila, Flasha czy Savage Dragona. Lecz nie zapominajmy, że tutaj trykot jest tylko tłem, więc i silenie się na oryginalność nie ma zbyt wielkiego sensu. Jednak dobór superbohaterów w pierwszym trejdzie zasługuje na podkreślenie. Po pierwsze, przez całą historię, nie licząc końcowej interwencji TripHammera (męskiej personifikacji testosteronu), przewijają się tylko kobiety w trykotach. Po drugie, tytułowa postać to damski odpowiednik Supermana, czyli tego "pierwszego" - najpotężniejszego superbohatera. Już samo imię bohaterki jest bardzo celną "interpretacją" postaci Supermana, a co dopiero fabuła "Who Killed Retro Girl", która jest ciekawą wariacją historii o śmierci Supermana - od sceny medycznych badań ciała martwej, po przyczyny i konsekwencje jej śmierci. Całe te sfeminizowanie świata peleryn jest nie tylko ciekawe, ale i żartobliwie przewrotne, dlatego podczas lektury jest czymś więcej aniżeli tylko pretekstem do śledztwa.
Jednak dla mnie największą ciekawostką w "Powers" jest strona techniczna komiksu - narracja i grafika.Michael Oeming fantastycznie posługuje się realistycznym cartoonem. Kiedy chce postaci są niczym żywcem wyjęte ze standardowego komiksu o trykotach, i możemy wtedy podziwiać dopracowane kadry. Innym razem rysunki wyglądają niemal identycznie do tych, które można było zobaczyć lata temu w klasycznych kreskówkach na Cartoon Network ("Jam Łasica", "Krowa i Kurczak", "Laboratorium Dextera"). Jednak najbardziej zachwyca nie zmienność jego kreski, lecz umiejętność z jaką rozrysowuje statyczne sceny przesłuchań bądź telewizyjnych programów. Cała seria jest nimi przepełniona, więc Oeming naprawdę się napracował by nie zanudzić czytelnika.
To, co wyczynia Brian Bendis w "Powers", również zasługuje na pochwałę. W "Who Killed Retro Girl?" nie tylko ciekawie wprowadza na scenę główne postaci serialu, lecz również, co już wspomniałem, przekształca koncept śmierci bohatera, i trzeba przyznać, że robi to z pazurem. Najlepsze jednak z całego komiksu są dialogi. Rozpisane są tak naturalnie i ciekawie, że chłonie się je prawie jak te z filmów Tarantino. I chwała im za to, gdyż dzięki temu nie razi ich, momentami przytłaczająca, ilość. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że te "zachmurzenie" stron komiksu jest swoistym "pęknięciem" w naprawdę dopracowanej strukturze "Powers".
Czas powrócić do pytania postawionego na samym początku. Czy "Who Killed Retro Girl?" to dobry komiks sensacyjny? Szczerze mogę napisać, że Bendis i Oeming dają radę, nie tylko z tym trejdem, ale i całą serią. Ciekawe postaci, interesujące śledztwa (nie zawsze w pełni poważne) i ta atmosfera żmudnej policyjnej roboty. Do tego wszystkiego świetne dialogi oraz zabawa z konwencją superbohaterską, dzięki czemu otrzymujemy komiks, który nadaje się do solidnego poczytania, a nie szybkiego przekartkowania....
Rewelacyjna seria - tak rysunek jak scenariusz. Nie można zapomnieć o dodatkach - listy fanów do Bendisa, albo "Coloring/Activity Book" z poradami dla dzieci, które mają kontakt z peleryniarzami ("kostium nie kostium, nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi", albo co zrobić, jeśli członek rodziny nagle zaczyna wykazywać supermoce). Konsekwencja i realizm na każdym kroku. W grudniu ma być już trzeci tom HC!:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie się zastanawiałem czy to zamawiać bo kreska z tych, które lubię plus Bendis. Teraz mam pewność :)
OdpowiedzUsuńNajpierw NYX, potem Mesiah CompleX, a dopiero potem, pomyśli się do Powers (jeśli mi narządów wystarczy)
OdpowiedzUsuńHmmm. Widzę, że jest to kolejny tytuł, który najwyraźniej muszę dopisać do swojej długiej listy zakupów..
OdpowiedzUsuńA jak wygląda "Powers" pisane już dla Marvela? Bo słyszałem, że w porównaniu z pierwszą serią jest to niezła kupa.
@ Blacksad - no już nie wiedziałem, jak napisać o tych dodatkach :) Ale jest tak jak mówisz, są świetne. Właściwie nie powinno się traktować ich jako dodatki, tylko normalny element komiksu (patrz #13 z "Little Deaths").
OdpowiedzUsuńA jak się moi drodzy "Powers" mają do "Gotham Central"?
Dwa haceki od dłuższego czasu stoją na półce i czekają na lepsze czasy.
OdpowiedzUsuńMisial - ja bym zaproponował zupełnie odwrotną kolejność :)
OdpowiedzUsuń