poniedziałek, 13 sierpnia 2018

#2448 - Opus

Zmarły w 2010 roku Satoshi Kon, który znany jest głównie dzięki pełnometrażowym animacjom, że wymienię tylko "Perfect Blue" czy "Millennium Actress", był również twórcą mang. W Polsce jego rysownicza działalność reprezentowana jest jedynie przez album "Opus", który ukazał się staraniem oficyny Studio JG. 





Z Pewnie nie sięgnąłbym po komiks, gdyby nie entuzjastyczna rekomendacja Szymona Holcmana, który pisał: (…)chciałbym z całą stanowczością podkreślić, że jest to dzieło wstrząsająco wybitne. Jest to też wielki środkowy palec włożony głęboko w d… wszystkim tym, którzy mówią, że "czytają komiksy, ale nie mangi, bo przecież mangi to nie komiksy". Weźcie przeczytajcie Opusa i weźcie się ogarnijcie.

Głównym bohaterem opowieści jest mangaka Chikara Nagai, który właśnie kończy rysować ostatnie plansze swego sztandarowego komiksu. Po konsultacji z redaktorami wydawnictwa, które publikuje Resonance, autor decyduje, że w decydującym starciu zginie i antagonista, i protagonista (Maska i Rin). Jednak dzięki swoim parapsychicznym zdolnościom Rin wydostaje się z komiksu i kradnie planszę, na której przedstawiono jego śmierć. Początkowo Chikara przedziwne zdarzenie bierze za majak senny, ale gdy wpada – niczym Alicja do króliczej nory – do własnej mangi, sytuacja ulega całkowitej zmianie. W tym miejscu zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymaki.


Szkatułkowa struktura opowieść niesamowicie działa na wyobraźnię czytelnika, który z punktu daje się wciągnąć w metatekstualną zabawę: manga w mandze, wątki autobiograficzne, przechodzenie z jednej rzeczywistości do drugiej, bo najpierw autor wśród swoich postaci, a potem postaci w świecie autora. Napisałem, że chodzi o ludyczność, ale rzecz ma dużo większe znaczenie i wartość. Kon stawia ważkie pytania, dotyczące procesu twórczego. Czy mityczny moment kreacji jest przejęciem odpowiedzialności za wymyślonych bohaterów? Czy autor jest odpowiedzialny za życie i śmierć swoich bohaterów? Czy autorowi wszystko wolno?

Chociaż występujący w komiksie Chikara broni się przed nazywaniem go bogiem, to bez wątpienia jest stwórcą świata. Wymyślone przez niego postaci zyskują świadomość, a ingerencja Rina w fabułę powoduje, że świat ulega powolnemu rozpadowi. Warto podkreślić, że mimo przekraczania światów, przechodzenia w różne strony, scenariusz jest spójny i przystępny. W warstwie fabularnej wiele się dzieje, akcja toczy się szybko, bohaterzy walczą ze sobą, uciekają i ukrywają się. Występujące postaci są dobrze skonstruowane i psychologicznie wiarygodne.


Dzieło Satoshi Kona możemy wpisać w szerszy kontekst. Autor zadaje fundamentalne pytania o to, co jest rzeczywiste i prawdziwe. O charakter stworzenia. O odpowiedzialność za wykreowaną rzeczywistość. Nie wszystkim czytelnikom przypadnie do gustu metaliteracki i metanarracyjny charakter utworu. Podczas lektury nie mogłem nie doszukać się wielu paraleli między komiksem a najnowszym filmem Darrena Aronofsky’ego "Mother!". Na szczęście japoński twórca o niebo lepiej poradził sobie z tematem.

Brak komentarzy: