poniedziałek, 22 stycznia 2018

#2359 - Lady S #6: Portugalski galimatias

Zupełnie niedawno przeczytałem kryminał "Gdy morze cichnie", który napisał norweski pisarz Jørn Lier Horst. Końcówka powieści (tj. finalne rozwiązanie) skojarzyła mi się z fabułą komiksu "Portugalski galimatias". Obie pozycje dotykają tematu terrorystycznego zagrożenia, na jakie narażone są właściwie wszystkie państwa europejskie ze strony ekstremistycznych bojówek islamskich. W wypadku powieści potencjalny zamach miał mieć miejsce w Norwegii, a w wypadku komiksu – w Francji.



Po wydarzeniach przedstawionych w albumie "Kret w Waszyngtonie" Suzan Fitzroy została pozbawiona amerykańskiego obywatelstwa i wydalona ze Stanów. W bieżącej odsłonie spotykamy kobietę w Strasburgu, gdzie od trzech miesięcy pracuje na stanowisku tłumaczki w Parlamencie Europejskim.

Szania próbuje na nowo się odnaleźć, ponownie zdefiniować. Mieszka w wynajętym mieszkaniu, które dzieli z pochodzącą z jakiegoś kraju arabskiego Kadiją. Obie panie nie stronią od uciech życia, chodzą nawet na podwójne randki. Podczas jednego z takich wieczorów nasza bohaterka poznaje Farika Hassine’a, który wywiera na niej dobre wrażenie: stateczny, mądry, oczytany i mający swoje zdanie. Parę połączy romantyczne uczucie czy tylko fizyczne doznania?


No, nic z tych rzeczy. Wielki Jean Van Hamme ma wobec bohaterki zupełnie inne plany. Stabilizacja, nawet mała, nie jest kobiecie pisana. Kłopoty, szpiegowskie rozgrywki i afery na stałe są wpisane w jej życie. I w szóstym albumie z serii nic się w tym temacie nie zmieniło. Tym razem pretekstem do nawiązania ponownej współpracy z Orionem jest płyta z pewnymi wrażliwymi danymi, którą Farik podrzucił do torebki Szani. 

Pewnie zastanawiacie się, jak to się wiąże z Portugalią? Mógłbym podzielić się tą informacją, ale jeśli tak zrobię, to odbiorę Wam frajdę samodzielnego zapoznania się z albumem. Należy oddać scenarzyście sprawiedliwość – fachowo buduje opowieść. Wszystko elegancko trzyma się kupy, od samego początku, do końca. Widać, że Van Hamme zna się na swoim fachu. Trochę razi, ale nie zraża, że wciąż używa tych samych lub bardzo podobnych elementów składowych, ale można to zwalić na karb przyjętej konwencji.


Ponownie nie zawodzi Philippe Aymond, który wiernie przedstawia miejsca akcji oraz występujące postaci. Zmiana lokacji pozwala na ukazanie kolejnych realnych plenerów i miast (piękna Lizbona!). Właściwie do konstrukcji skądinąd rozrywkowej fabuły nie można się przyczepić, akcja prze do przodu, a całość czyta się z zainteresowaniem i uwagą. Wpleciono postaci, które już wcześniej występowały w serii. Na pochwałę zasługuje także rozwiązanie wątku ojców protagonistki (rodzonego i przybranego). Ciekawe, jak dalej potoczą się losy Estonki? Liczę, że w marcu lub w kwietniu oficyna Kubusse wypuści na rynek siódemkę. Czekam!

Brak komentarzy: