sobota, 10 czerwca 2017

#2323 - Storm #4: Legenda o Yggdrasilu/Miasto potępionych

Poniekąd już się przyzwyczailiśmy, że co nowy tom z przygodami Storma i Rudowłosej, to nowy scenarzysta. I nie inaczej jest w wypadku „czwórki”, która zawiera dwie opowieści: Legendę o Yggdrasilu oraz Miasto potępionych. Obie wyszły spod ręki brytyjskiego scenarzysty Kelvina Gosnella, który pchnął fabułę w zupełnie innym kierunku.



Jak czytamy we wstępie tomu: Lawrance, który dopiero co skończył dwa albumy wypełnione międzygwiezdnymi bitwami (patrz: Storm tom 3), chciał wreszcie uwolnić się od technologicznej fantastyki naukowej i skierować serię na nowe tory. Oczekiwał, że w kolejnych częściach będzie więcej fantasy niż science fiction. Czy Gosnell spełnił oczekiwania rysownika (i redakcji „Eppo”)?

Pierwsze trzy plansze albumu „Legenda o Yggdrasilu” odwołują się do wydarzeń, które rozegrały się w uprzednich odsłonach cyklu. Azurianie zostali pokonani, część z nich postanowiła pozostać na Ziemi i pokojowo koegzystować z ludźmi. Nasz bohater, który przewodził powstaniu, został obwołany Wodzem nowego społeczeństwa. Jednakże zaszczytna rola nie bardzo mu odpowiada, wyraźnie się w niej nie odnajduje. Dlatego podejmuje ryzykowany plan powrotu do swoich czasów: porywa statek kosmiczny i jeszcze raz wlatuje w Czerwoną Plamę w okolicach Jowisza. W niebezpiecznej podróży towarzyszy mu, oczywiście, Rudowłosa, która ukryła się w ładowni.


Jakież wielkie jest ich zaskoczenie, gdy zamiast przenieść się do XXV wieku temporalna anomalia ekspediuje parę jeszcze dalej w przyszłość. Nie mają nawet czasu rozejrzeć się po świecie, bo od razu trafiają do niewoli humanoidalnych i inteligentnych gadów, które z wyglądu przypominają dwunożne dinozaury. Kapłan zarządza złożenie ich w ofierze czczonemu bóstwu, ale najpierw Storm musi udowodnić, że jest godzien zostania „kozłem ofiarnym”, czyli stoczyć pojedynek na śmierć i życie z przywódcą plemienia.

Fabuła bieżących części jest dość pokręcona, bo okazuje się, że obok plemienia gadów na Ziemi żyją także ludzie, którzy od dziesięcioleci toczą nieustającą wojnę z nimi. Dodatkowo gdzieś na Antarktydzie znajduje się ukryte miasto Ojców Założycieli, którzy posługują się wielce zaawansowaną technologią, podobno posiadają oni także urządzenie do podróży w czasie. Dlatego nie dziwi, że Storm i Rudowłosa kierują się do Miasta-Utopii. Nad poprawnością działania i funkcjonowania czuwa wielki komputer. O tym, jakie przygody przeżyli na miejscu opowiada już album „Miasto potępionych”.

Omawiany tom potwierdza tylko wielki kunszt rysownika. Recenzując poprzednie odsłony zwracałem uwagę na biegłość artysty w odwzorowywaniu, a właściwie budowaniu od podstaw całej rzeczywistości. I nie inaczej jest w „czwórce”, gdzie musiał wykreować cały świat zamieszkały przez fantastyczne stworzenia (humanoidalne dinozaury, latające konie czy prymitywne roboty-rycerze) Warto zwrócić uwagę na ewolucję Rudowłosej. W „trójce” została odstawiona na boczny tor, a w omawianej odsłonie jest heroiną z krwi i kości. W samej fabule uzyskuje znaczącą podmiotowość, dodatkowo Lawrence zaprojektował dla niej nową garderobę, a właściwie prawie całkiem ją rozebrał, pozostawiając jedynie buty i bikini. Kobieta emanuje seksapilem.


Z perspektywy całego komiksu wydaje się, że decyzja, aby zaangażować na scenarzystę Kelvina Gosnella, była trafna. Pisarz w ciekawe miejsce przestawił akcenty, zrobił to z wprawnie i płynnie. Opowieść, która do tej pory nosiła znamiona klasycznej space opery zyskuje dodatkowy i atrakcyjny wymiar. Czy kolejni scenarzyści pociągnęli, a może rozbudowali, wątki fantasy? Wierni czytelnicy już mogą się o tym przekonać, gdyż od kilkunastu dni „piątka” dostępna jest w sprzedaży.

Brak komentarzy: