piątek, 3 lutego 2017

#2298 - Velvet #2: Tajne życie umarlaków

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, który o komiksach piszez łamach bloga poświęconego Image Comics, na który serdecznie zapraszam.
 
Wyraźny sukces "Fatale" rozochocił wydawnictwo Mucha Comics, które bardzo szybko ściągnęło do naszego kraju kolejny komiks Eda Brubakera stworzony dla Image. Pierwszy tom "Velvet" – rasowej opowieści szpiegowskiej zrobił dobre wrażenie i zaintrygował. A co było dalej? Na półki sklepowe trafił już album "Tajne życie umarlaków". Czy komiks ten wart jest Waszych pieniędzy? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w dzisiejszym tekście.


Tytułowa bohaterka zdecydowanie nie znajduje się w zbyt ciekawym i godnym pozazdroszczenia położeniu. Jest oskarżona o zbrodnię, której nie popełniła i ścigana po całym świecie przez swoich dawnych kolegów z pracy. Nadal próbuje udowodnić swoją niewinność, lecz intryga, w którą została wplątana okazuje się być znacznie bardziej skomplikowana, niż mogłaby sądzić. Walki, pościgi, nieoczekiwane zdrady i fałszywe tropy mnożą się na potęgę i to w takim stopniu, że nawet Velvet zaczyna czuć, że nieco traci grunt pod swoimi nogami. Oznacza to podjęcie przez nią jeszcze większego ryzyka i między innymi porwanie swojego byłego szefa i włamanie się do siedzimy agencji, w której jeszcze niedawno pracowała.

Ed Brubaker po raz kolejny to zrobił! Zbudował on wciągającą już od pierwszych stron historię, operując stosunkowo prostymi środkami, które pod jego czujnym okiem pięknie zagrały. Drugi tom "Velvet" to nic innego, jak solidnie budowana od samych podstaw, rasowa historia szpiegowska. Ale za to jaka! Scenarzysta nie kombinuje tu zbytnio i nie udziwnia pisanej przez siebie opowieści. Stawia na realizm, mnożenie tajemnic, rewelacyjne budowanie charakterów, podtrzymywanie czujności czytelnika i podsypuje to sporą dawką solidnej akcji.


Czytając "Tajne życie umarlaków" raz za razem łapałem się na tym, że chociaż z całego serca kibicuję głównej bohaterce, to jednak sposób, w jaki scenarzysta przedstawiał resztę obsady sprawiał, że trudno przejść obok nich obojętnie. Velvet jest w pewnym sensie przedstawiona niesamowicie realistycznie - czuć jej dezorientacje, tuszowane emocje i ból, jaki czuje w związku ze swoją przeszłością. Równie dobrze Brubaker poradził sobie zarówno z Coltem, jak i Robertem. Obaj myślą i działają inaczej, jest sposób ich przedstawienia sprawia, iż jawią się oni czytelnikowi jako postacie pełnokrwiste, a ich motywacje wyraziste i wiarygodne. Pytanie tylko, czy aby na pewno to, co o nich wiemy, to informacje prawdziwe?

Urzeka szczególnie umiejętne mylenie tropów. W omawianym dziś tomie Brubaker doszedł z tym niemal do perfekcji. Udało mu się sprawić, że w pewnym momencie praktycznie każdy dialog analizował pod kątem tego, czy zawarte w nim informacje są prawdziwe, czy stanowią kolejne zmyłki. Jeśli bowiem chociaż na moment opuścicie gardę, scenarzysta wykorzysta to przeciw Wam i zaskoczy niebanalnym rozwiązaniem. W "Velvet" każda postać może nie być tym, za kogo uchodzi. Dzięki temu atmosfera nieufności gęstnieje i po lekturze dziesięciu zeszytów nadal trudno powiedzieć cokolwiek konkretnego na temat licznych pytań, które pojawiają się podczas czytania komiksu.

Finał zaś prawdziwie wbija czytelnika w ziemię, raz jeszcze udowadniając, że na łamach tej historii może dojść właściwie do wszystkiego. Efekt tego wszystkiego jest znakomity, ponieważ już teraz bardzo mocno wypatruję kolejnego tomu, chociaż mam świadomość, że niestety przyjdzie nam na niego jeszcze trochę czasu poczekać. W Stanach bowiem opublikowany on został niecałe trzy miesiące temu i prawdopodobnie jeszcze obowiązuje narzucane zazwyczaj wydawnicze embargo na publikacje nieanglojęzyczne.


"Velvet" nie jest jednak koncertem jednego autora. Tych jest tutaj aż troje. Zarówno Steve Epting jak i Elizabeth Breitweiser zasługują na najwyższe słowa uznania. Ten pierwszy, dzięki ogromnej swobodzie przy czasie tworzenia kolejnych zeszytów (przypomnę, nie obowiązują go ścisłe harmonogramy) może pokazywać czytelnikom pełnię swojego niebanalnego talentu. Epting rewelacyjnie sprawdził się zarówno w scenach akcji jak i momentach nieco spokojniejszych. Jego rysunki są bardzo dokładne, obfitują w szczegóły, zaś poszczególne postacie mają bardzo wyrazistą mimikę. Świetnie uzupełniła go Breitweiser, kolejny raz rewelacyjnie kolorując. Dobrała ona taką paletę barw, by przedstawiony świat wydawał się jeszcze bardziej ponurym, zimnym i nieprzyjemnym miejscem. Bardzo dobrze pasuje to do czasów, w jakich osadzona jest akcja "Velvet" i stanowi to kolejny dowód na to, że Breitweiser jest obecnie jedną z najlepszych kolorystek na rynku.

Mucha Comics opublikowała komiks w dokładnie takim samym standardzie jak ten, do którego nas przyzwyczaiła. Nie licząc twardej oprawy, komiks jest całkowicie zgodny z oryginałem. Oznacza to brak jakichkolwiek dodatków, co już od dłuższego czasu stanowi znak rozpoznawczy komiksów Eda Brubakera publikowanych przez Image. Cena okładkowa jest atrakcyjna i wynosi 55 złotych.

Drugi tom "Velvet" jest w mojej ocenie znacznie lepszą lekturą, niż i tak bardzo wysoko oceniony przeze mnie odsłona premierowa. Nawet na moment nie mogłem oderwać się od tej pozycji i po zakończeniu czytania łaknę więcej. Ed Brubaker jest absolutnym mistrzem i właśnie kolejny raz to udowodnił, zaś Steve Epting i Elizabeth Breitweiser dzielnie dotrzymali mu kroku. W efekcie otrzymaliśmy jeden z najciekawszych komiksów amerykankach kończącego się roku. Nie mam absolutnie niczego, do czego mógłbym się przyczepić. Oby tak dalej, Mucho! 6/6 

Brak komentarzy: