poniedziałek, 20 czerwca 2016

#2160 - Domek w środku lasu żywych trupów

Łukasz Mazur stanowczo za mało i za wolno rysuje. Komiks „Domek w środku lasu żywych trupów” zapowiadany był przez autora najpierw na luty, potem na kwiecień, a ostatecznie ukazał się w ubiegłym miesiącu podczas Festiwalu Komiksowa Warszawa. Wyliczenie z poprzedniego zdania nie ma służyć wypominaniu. Pozwoliłem sobie na enumerację tylko z powodów informacyjnych. Ponieważ - z czytelniczego punktu znaczenia - liczy się tylko fakt, że możemy obcować z kolejnym autorskim projektem spod szyldu „Opowieści niestworzone”. 




Opowieść zaczyna się bez żadnych wstępów. Wystarczy, że otworzymy „Domek…” i od razu, wprost ze strony tytułowej, lądujemy w samochodzie, w którym on i ona rozmawiają o „prawdziwych wakacjach”. Czyli ten wyjazd, to nie wywczasy. A raczej rekreacyjna ucieczka z miasta prosto do domku letniskowego położonego z dala od innych zabudowań, gdzieś w środku lasu, nieopodal strumyka. A, zapomniałbym dodać: małżeństwu towarzyszy urocza, ale nieco wyobcowana latorośl, która najchętniej zajmuje się sobą i swoją zabawką.

Jak wspomniałem towarzyszymy tej niepełnej (bo brakuje psa) rodzinie przez cztery kolejne dni. W założeniu taki wyjazd to sielanka: grill, kolorowe drinki, oglądanie TV, leżenie w słońcu, opalanie się, sporadyczne wyjazdy do sklepu, ale głównie spacery za rączkę. W opowieści Łazura pierwsze dwa dni rzeczywiście tak wyglądają, ale potem wszystko się sypie i z godziny na godzinę jest tylko gorzej. Początkowo niewiele przesłanek sugeruje, że całość się aż tak źle skończy. Uprzedzę fakty: żywe trupy nie mają z tym nic wspólnego. A może mają… Zombiaki występują w komiksie, ale niekoniecznie w takiej formie, w jakiej można się spodziewać.


Produkcja Łazura ma fenomenalną ilustrację na okładce! Całościowo za sposób przygotowania zeszytu należą się słowa uznania. Nie dość, że ta okładka, która jest niekłamanym faworytem do tytułu polskiej okładki roku 2016, to jeszcze bonusy w postaci trzech nalepek (w tym moja ulubiona z napisem: Komiksy rozrywka dla dzieci w każdym wieku) oraz sposób zapakowania - w szarą kopertę z pieczątką o atrakcyjnym wzorze. Dodajmy do tego jeszcze strony redakcyjne z przezabawnym tekstem „Feminizm w sztuce”).

Osoby, które czytały inne komiksy artysty dobrze wiedzą o jego z zamiłowaniu do eliptycznych kształtów twarzy, niechęci do rysowania nosów, preferowaniu rastrów i różnych odcieni szarości, a także budowy planszy z dziewięciu kadrów. Pod tym względem recenzowana pozycja nie odbiega od choćby „Ust pełnych śmierci”. W odautorskiej nocie możemy przeczytać, że praca nad komiksem trwała zdecydowanie zbyt długo, żeby przy ostatnich planszach nie czuć znużenia historią i tym, że wypadałoby jednak ją skończyć. Trochę widać. Jeśli miałbym się czepiać, to według mnie do przerysowania jest postać córki na stronie 15 (z wyjątkiem kadru pierwszego). 



„Domek…” to nie horror, a jeśli już to horror rodzinny, właściwe dramat psychologiczny w trzech, a dokładnie w czterech aktach, którego finał jest zatrważający. Historia Łukasza Mazura to swoista szydera na relacje małżeńskie, wzajemny brak szacunku i na obłudne życie. Wbrew pozorom pozycja poważna, a nie czysta rozrywka. Zakończę zdaniem, którym zacząłem: Łukasz Mazur stanowczo za mało rysuje.

Brak komentarzy: