piątek, 27 maja 2016

#2144 - Rat Queens vol. 1: Demons

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, który o komiksach piszez łamach bloga poświęconego Image Comics, na który serdecznie zapraszam.

Podczas kilkunastu minionych dni o "Rat Queens" było bardzo głośno. Najpierw ogłoszono zawieszenie wydawania serii, a później doszło do przepychanki pomiędzy rysowniczką Tess Fowler, a oryginalnymi twórcami serii. Nie przeszkodziło to jednak, aby trzeci tom zbiorczy zatytułowany "Demons" (wielokrotnie przekładany, dodajmy!), w stał się najpopularniejszym trejdem wydawnictwa Image Comics w kwietniu 2016 roku, wyprzedzając murowany hit, jakim wydawała się pierwsza odsłona ”I Hate Fairyland”. Jednocześnie, zewsząd spływać zaczęły raczej mało pochlebne recenzje komiksu, z którym dziś postanowiłem zmierzyć się także i ja.




Po uratowaniu Palisady, a właściwie całego świata, tytułowa grupa bohaterek wykonuje jeszcze jedno zadanie, a następnie udają się na Uniwersytet Magów, gdzie swego czasu uczyła się Hannah. Kobiety nie wiedzą jednak, że to właśnie tam napotkają coś, co na szali postawi ich wieloletnią przyjaźń. Wszystko z powodu zarówno przysłowiowych demonów przeszłości, ale także i tych jak najbardziej prawdziwych.

Trzeciej odsłonie "Rat Queens" zarzucano na zagranicznych serwisach dwie rzeczy - odejście od niepowtarzalnego klimatu początkowych numerów i słabe rysunki Tess Fowler. Nie do końca mogę zgodzić się z tymi zarzutami. Abstrahując od mojej opinii na temat internetowej zadymy, jaką wywołała niedawno rysowniczka, pragnę przypomnieć, że praca przy "Demons" była jej zawodowym debiutem. Brak obycia wychodzi w wielu miejscach: niekonsekwencje w proporcjach, perspektywie czy drobne niedoróbki. Jest na przykład taka strona, na której Violet właściwie na każdym rysunku ma inaczej narysowane zadrapania na twarzy.

Mimo tego wszystkiego, daleki jestem od określenia rysunków Fowler złymi. Co więcej, ośmielę się napisać, że poradziła sobie znacznie lepiej, niż chociażby Stjepan Sejic w tomie drugim. Kreska rysowniczki jest bardzo wyrazista. Poszczególne plansze potrafią zauroczyć ilością detali (co w sumie wyjaśnia mocne opóźnienia kolejnych zeszytów), a ponadto bardzo fajnie poradziła sobie z mimiką bohaterek. Nie kopiowała przy tym poprzednich rysowników "Rat Queens" odciskając swoje wyraźne piętno na warstwie graficznej, ale po prawdzie wybitną artystką jeszcze nie jest.


Co do drugiego zarzutu muszę się zgodzić - trzeci tom "Rat Queens" pozbawiony jest klimatu, dzięki któremu tytuł ten zjednał sobie przychylność tak dużego grona fanów. Poprzednie dwie odsłony, zwłaszcza pierwsza, aż kipiały odważnym, oryginalnym humorem oraz fajną interpretacją klasycznych motywów RPG. W "Demons" tego zabrakło. Za wyjątkiem sceny, w której Violet oraz  Betty spotykają smoka o wdzięcznym imieniu Daniel, właściwie cała warstwa humorystyczna wydaje się być pisana na siłę, a historia bardzo szybko skręca w mrocznych kierunkach, odzierając "Rat Queens" właściwie z wszystkiego, za co lubiłem tę serię. I to do tego stopnia, że pojawiające się także w poprzednich tomach przekleństwa, tam fajnie i pomysłowo wplątywane w prześmieszne dialogi, tutaj w pewnym momencie zaczynają męczyć i drażnić.

Wiebe wspominał, że tworzenie trzeciego story-arcu było dla niego katorgą - tym samym była dla mnie jego lektura. Nie powiem, że był okropnie zły. Ma ręce i nogi, a następujące po sobie wydarzenia nie jawią nam się jako zlepek przypadkowych i źle poprowadzonych pomysłów. Po prostu trzecia odsłona serii nie ma w sobie nawet krzty tej magii z poprzednich tomów. Przez to komiks stał się jednym z wielu, z którego właściwie ciężko coś zapamiętać przez dłużej, niż kilkanaście minut.


Na tym tle jeszcze gorzej wypada dodatkowy zeszyt, którym jest one-shot poświęcony Bradze. Ten, paradoksalnie, jest właściwie zupełnie pozbawiony humoru i prezentuje niezbyt oryginalną historię, która dotyczy właśnie chyba najciekawszych, spośród drugoplanowych postaci cyklu. Przebrnięcie przez ten zeszyt do łatwych zadań nie należy, ponieważ nie tylko fabularnie kuleje - rysunki Fowler są wyraźnie gorsze od tych z reszty tomu. Być może wynika to z faktu, że rysowniczka pracowała nad tym komiksem w momencie, gdy trwał drugi story-arc w "Rat Queens" i po zakończeniu prac przy one-shocie, miała jeszcze kilka długich miesięcy na doszlifowanie stylu, zanim przejęła serię główną. Niezależnie od tego, historia Bragi odpycha pod każdym względem i jest jeszcze większym rozczarowaniem, niż pozostała część tomu.

Z racji tego, że tom zawiera sześć zeszytów, a nie pięć jak poprzednie, objętościowo jest on wyraźnie grubszy. Udało się jednak wrzucić dosłownie parę stron dodatków ze szkicami Fowler, które prezentują się całkiem fajnie. Mam nadzieję, że artystka ta zawita jeszcze na łamach jakiejś serii, oczywiście przy założeniu, że nie popaliła za sobą mostów wywołując wspomniane wcześniej kontrowersje na Twitterze.


No cóż, na chwilę obecną jest to ostatni tom zbiorczy "Rat Queens". Dla Kurtisa J. Wiebe to już trzeci publikowany przez Image komiks z jego scenariuszem, który wpadł do wydawniczego limbo. Czy doczekamy się kiedyś kolejnych odsłon? Tego niestety nie wiem, ale na chwilę obecną pożegnanie z Królowymi wypadło strasznie blado. To ogromne rozczarowanie po dwóch pierwszych odsłonach i dlatego moja ocena wynosi 2/6

Brak komentarzy: