środa, 13 kwietnia 2016

#2120 - Czytam sobie. Jonka, Jonek i Kleks

Czytam sobie to uznana i doceniana seria książek dla dzieci publikowana przez Edukacyjny Egmont, w której ukazało się już ponad 50 pozycji. Uważam, że w dobie alarmujących statystyk dotyczących krajowego czytelnictwa ogłoszonych przez Bibliotekę Narodową, inicjatywę należy wspierać, ale i z drugiej strony doceniać.


Akcja jest skierowana jest dla dzieci w wieku 5–7 lat. Całość została dobrze pomyślana, publikacje podzielone są na trzy wyraźne grupy – poziomy czytelnicze. Każda kolejna książka jest na okładce widocznie oznakowana. W prawym górnym rogu znajduje się cyfra oznaczająca właściwą grupę czytelniczą, dodatkowo zastosowano także identyfikację kolorystyczną. Dla niewtajemniczonych (są jeszcze tacy?): poziom 1 (kolor żółty) to „składam słowa”, czyli 150-200 wyrazów w tekście, zdania krótkie, podstawowe głoski w tekście, głoskowanie; poziom 2 (kolor zielony) to „składam zdania”, czyli 800-900 wyrazów w tekście, zdania dłuższe, pojawiają się szczątkowe dialogi, sylabizowanie; poziom 3 (kolor czerwony) to „połykam strony”, czyli 2500-2800 wyrazów w tekście, dłuższe i bardziej złożone zdania, pojawiają się trudne (niecodzienne) wyrazy, na końcu książki znajduje się słowniczek tychże.

Z końcem marca do księgarń trafiła publikacja „Jonka, Jonek i Kleks”, która powstała na bazie kultowej serii komiksów autorstwa Szarloty Pawel. W materiałach wydawcy możemy przeczytać: (…)nadszedł czas na nową formę opowiadania – komiks. Uwielbiany przez dzieci komiks ma wszystkie zalety tekstu do nauki czytania. Zwięzła narracja, krótkie zdania, wartka, szybko zmieniająca się akcja, świat fantazji oraz ilustracje to atuty, dzięki którym dziecko oswaja słowo pisane. Komiks pobudza wyobraźnię, staje się punktem wyjścia do poszukiwań literackich. (…)Nowe teksty do historii, dostosowane do 1 poziomu serii napisał Zbigniew Dmitroca.

Wszystko powyżej jest prawdą. Komiksy idealnie nadają się do nauki czytania. Z kilku powodów. Tekst opowiadania musi się zmieścić w dymkach, dlatego zwykle jest zwięzły i precyzyjny. Dodatkowo nie może powtarzać tego, co widać. Raczej dopowiadać albo nawet „być obok”. W taki sposób, aby czytelnik wykonał umysłowe ćwiczenie polegające połączeniu narracji wizualnej z literacką (słowną) w jedną spójną i logiczną wypowiedź. I to jest głównym motorem, który pobudza wyobraźnię u czytelników. W komiksie tekst sam w sobie nic nie znaczy, nie niesie ze sobą koherentnej treści, bo jest szczątkowy i fragmentaryczny – kaleki.

Oficyna przedstawia publikację jako komiks. Chociaż bliżej jej do serialu obrazkowego typu „120 przygód Koziołka Matołka” Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza, niż do „kolorowych zeszytów” sensu stricto. Rzecz powstała na bazie pełnometrażowego albumu Pawel „Smocze jajo”, z którego wybrano niektóre kadry, a następnie umieszczono je po jednym na stronie, usunięto z nich większość dymków (zostały niektóre wykrzykniki i onomatopeje), tekst opowiadania został wymyślny na nowo i znajduje się u dołu strony.

Pomysł sam w sobie nie jest zły. Jednak Zbigniewowi Dmitrocy wyraźnie ten typ narracji nie leży. Zbyt mocno skupia się na ilustracjach, chcąc opisać, co widać. Dla przykładu na stronie 20 widzimy starszego wąsatego mężczyznę w okularach, który na pustyni znalazł jajo, tekst pod ilustracją leci tak: „Pan profesor znalazł jajo smoka”. I gdzie tu miejsce dla wyobraźnię młodego czytelnika? Pisałem kiedyś, że dzięki komiksowym rysunkom dzieci uczą się rozumieć niewerbalne kody interakcji, czyli gesty ciała i grymasy twarzy. Jestem przekonany o prawdziwości tego zdania. Jednakże, gdy patrzę na stronę 24, to myślę sobie, że pan Dmitroca oraz redaktor prowadzący z Egmontu albo nie mają wiedzy w temacie, albo nie wierzą, że dzieci będą potrafiły owe emocje rozpoznać. Komiksy charakteryzują się także, aby zacytować materiały wydawcy, „wartką, szybko zmieniającą się akcją”. I z tym także autor ma niejaki problem. Kilka zdań rozpoczyna się od: „wtem”, „wtedy”, „potem”, które niby mają uczynić tekst płynnym, podkreślać dzianie się, sekwencyjny charakter i wynikanie zdarzeń. Chyba nie tędy droga…

Pierwsze koty za płoty. Mam nadzieję, że następne książki w serii Czytam sobie. Komiks będą sprawnie poprowadzone. A duch (idea) „kolorowych zeszytów” będzie lepiej zrealizowana. Osobiście bardzo mi na tym zależy, bo komiksy są świetnym materiałem do nauki czytania, mają unikalny potencjał wciągnięcia w historię/opowieść poprzez narrację wizualną, która uczy zrozumienia ciągłych/długich historii. A czytane od najmłodszych lat stają się „punktem wyjścia do poszukiwań literackich”. Proponuję następnym razem napisanie tekstów zlecić jakiejś osobie obytej z medium i z doświadczeniem w pisaniu scenariuszy komiksowych, choćby Grzegorzowi Januszowi lub Dominikowi Szcześniakowi, lub Bartoszowi Sztyborowi, lub Michałowi Rzecznikowi.

http://www.sklep.gildia.pl/literatura/295445-zbigniew-dmitroca-jonka-jonek-i-kleks

1 komentarz:

Jarek Obważanek pisze...

Może po prostu następnym razem trzeba wydać w tej serii prawdziwy komiks…