piątek, 9 października 2015

#1970 - Rzut za 3: Nowości 26. MFKiG (1)

Nie przypominam sobie, żebym w ciągu kilku ostatnich lat wrócił z Łodzi tak obładowany komiksami, jak w tym roku. Teraz dobre kilka kilogramów obrazkowej literatury piętrzy się przede mną na biurku i czeka na lekturę. O większości z nowości, które pojawiły się na MFKiG chciałbym napisać, ale nie wszystkie komiksy doczekają się pełnowymiarowych recenzji. Brakuje na to zarówno czasu, jak i sił przerobowych. Postanowiłem więc wrócić do sprawdzonej formuły Rzutu za 3, dzięki której sprawniej uda mi się ogarnąć Zaczynajmy!



"Green Blood" tom 1 - Masasumi Kakizaki (scenariusz i rysunek), JPF.

Nowy Jork drugiej połowy XIX wieku. Tuż po zakończeniu wojny secesyjnej do Ameryki napływają tysiące imigrantów w poszukiwaniu lepszego życia, nierzadko uciekając przed prześladowaniami na tle religijnym. Marząc o amerykańskim śnie trafiają do Five Points, okolicy znajdującej się na skrzyżowaniu trzech ulic: Worth (dawniej Anhony), Baxter (dawniej Orange) i Park (dawniej Cross), gdzie ich wyidealizowany obraz nowego świata zderza się z brutalną rzeczywistością. Brudne, cuchnące, pełne burdeli i spelun miejsce, nad którym nocą unoszą się krzyki ofiar gwałtów i rozbojów. Miejsce, w którym nie mieszka nadzieja. Władzę na tym terenie sprawują gangi suto opłacające policję i wykorzystujące stały napływ taniej i nielegalnej siły roboczej zza Oceanu. W takim świecie przyszło żyć dwóm braciom, Luke`owi i Bradowi Burns. Pierwszy z nich chwyta się każdej pracy, aby jakoś związać koniec z końcem. Stara się żyć tak uczciwie, jak to tylko jest możliwie w Five Points, co nierzadko sprowadza na niego kłopoty. Z kolei jego starszy brat to pozoru nicpoń i nierób, który potajemnie pracuje dla jednego z gangów, jako płatny morderca. W czarnym prochowcu, uzbrojony w pistolet z bagnetem wykonuje brudną robotę dla Grave Diggers, jako Ponury Żniwiarz.

"Green Blood" autorstwa Masasumi Kakizakiego to japońska wariacja na temat spaghetti westernu. Po pierwszym tomie historia zapowiada się na mroczną i brutalną opowieść o zemście. Trudno po lekturze pierwszych siedmiu rozdziałów przewidywać w którą stronę potoczy się fabuła, póki co boli mnie trochę konwencjonalność całej historii - ale właściwie czego można się spodziewać po utrzymanym w takiej estetyce westernie? Manga prezentuje się bardzo efektownie pod względem wizualnym. Jeśli ktoś lubi dopieszczone w najmniejszym szczególe, gęste i klimatyczne ilustracje nie będzie zawiedziony. Mi, wychowanym na komiksie polskim i amerykańskim, kreska Kakizakiego kojarzy się nieco z wczesnym Toddem McFarlane`m (pewnie przez scenografię) i jeszcze wcześniejszym Filipem Myszkowskim, tym z pierwszego "Produktu". Komu mogę "Green Blood" polecić? Ciężka sprawa. Koneserzy raczej nie mają czego tu szukać, fani Leone i Corbucciego powinni się na razie wstrzymać, najbardziej zadowoleni powinni być małoletni miłośnicy mocnych wrażeń - są cycki, flaki, krew i długowłosy, milczący heros z wypasioną spluwą...


"Świetlista Brygada" - Peter J. Tomasi (scenariusz), Peter Snejbjerg (rysunek), Bjarne Hansen (kolor), Mucha Comics.

Zastanawiam się dlaczego Mucha zdecydowała się na wydanie akurat "Świetlistej Brygady" z okazji wizyty Peter Snejbjerga na MFKiG i dochodzę do wniosku, że decyzję podjęto kierując się niekoniecznie jakością samego komiksu. Wydany pierwotnie nakładem DC/Vertigo jako czteroczęściowa mini-seria w 2004 roku to tytuł, jakich na amerykańskim rynku ukazuje się wiele i po kilku latach nikt już o nich nie pamięta. Rozgrywająca się na froncie II Wojny Światowej opowieść dość szybko z brudnych okopów zabiera nas na pole bitwy między siłami znacznie potężniejszymi, od ludzkich. Chris Stavros i jego brygada staje po stronie aniołów (dosłownie) w walce, której stawką są losy naszej planety. Oddział chwackich amerykańskich żołdaków musi stawić czoło nazistom i upadłym aniołom, którzy za pomocą boskiego Miecza chcą zaatakować bramy niebios...

"Light Brigade" to poprawnie napisany, nieźle narysowany komiks środka oparty o mocno wytarte klisze, pozbawiony czegoś, co mogłoby wyróżnić go pośród innych, podobnych produkcji tego typu. Główny bohater jest kompletnie nieciekawy, całości brakuje wyrazu i dramaturgii, a o finale możemy powiedzieć tylko, że nie jest rozczarowujący. Fajnym akcentem jest pewien komiksowy on-going joke, który przewija się przez całą opowieść
 

"Z archiwum Jerzego Wróblewskiego: Kapitan Jasny" - Jerzy Wroblewski (rysunek), Andrzej Białoszycki (scenariusz), Ongrys.

Wydawnictwo Ongrys kontynuuje dzieła wznawiania dzieł komiksowego mistrza z Bydgoszczy. "Kapitan Jasny" to już siódmy tom cyklu "Z archiwum Jerzego Wróblewskiego" i tym razem do rąk czytelnika trafiają dwie historie sensacyjne i garść satyrycznych rysunków zaprezentowanych wcześniej na wystawie "PRL w krzywym zwierciadle" w trakcie Bydgoskiego Konwentu Komiksu i Gier. O ile Wróblewski z rysunkiem satyrycznym radził sobie dość średnio, o tyle w kwestii komiksu środka słusznie może uchodzić za klasyka.

Tytułowy kapitan Jasny, podobnie jak jego bardziej znany kolega z komendy stołecznej MO, z wielkim zaangażowaniem pilnuje porządku w Polskiej Republice Ludowej. W dwóch operacjach ("Kryptonim Złota Doxa" i "Kryptonim Pająk") przyjdzie mu zmierzyć się z zachodnią agenturą. W komiksie wyraźnie zarysowany został problem integralności granic Polski z jej zachodnim sąsiadem na Odrze i Nysie Łużyckiej. Według komunistycznej propagandy erefenowscy imperialiści mieli infiltrować tereny należące niegdyś do III Rzeszy. Przemycani do Monachium zdrajcy ojczyzny, marynarze trudniący się szmuglowaniem ludzi do Szwecji za 50 dolarów, szpiegowskie siatki, złote zegarki, spotkania w szemranych lokalach - toż to znakomity materiał na komiks sensacyjny, który dziś ma swój niezaprzeczalny, oldschoolowy urok.

Szczególnie udana wydaje się druga historia, w której intryga została całkiem zgrabnie pomyślana przez Andrzeja Białoszyckiego. Oczywiście pod warunkiem, że kręcą Was takie policyjne produkcyjniaki. Co do Wróblewskiego, to niestety w formacie "gazetowym" nie miał zbyt wiele okazji, aby poszaleć - fabuła snuta jest głównie przez gadającego głowy, ale nie sposób nie docenić jego kreski. Warto również wspomnieć o fantastycznej, zdecydowanie najlepszej z całej stawki, okładce autorstwa Jacka Michalskiego, w której staroszkolną kreske połączono z nowoczesnym kolorem.

Brak komentarzy: