czwartek, 13 sierpnia 2015

#1931 - Ballada o Halo Jones

Autorem poniższego tekstu jest Jakub Górecki, a więcej tekstów jego autorstwa znajdziecie na stronie Pulp Warsaw.

Jest taki numer „Hellblazera” pisanego przez Jamiego Delano, w którym John musi rozliczyć się z duchami wojny. Dosłownie. To właśnie największa siła numerów z pierwszych lat tej znakomitej serii: komentarz społeczny i polityczny ukryty pod płaszczykiem urban fantasy i horroru. Niezbyt subtelna, ale niezwykle celna satyra na naszą codzienność. Pokochałem tego wczesnego „Hellblazera” i jego specyficzny brytyjski klimat, jak i wiele innych tytułów pisanych przez Brytyjczyków w tamtym okresie z podobną dozą komentarza do naszej rzeczywistości.





Zaczynam „Hellblazerem” Delano, ale nie o nim chcę pisać. Chodzi mi o pewien obrazowy przykład ważny dla głównego tematu, którym będzie „Ballada o Halo Jones” Alana Moore’a. O tę walkę z duchami wojny, dosłownie, ale i w przenośni.

Nie można mieć złudzeń, „Ballada” to jeszcze nieopierzony Moore. To nie kolejny przebłysk geniuszu szalonego maga, który stara się być bogiem postmodernizmu… Może to zabrzmieć kontrowersyjnie, ale dla mnie stanowi to zaletę. Dzięki temu komiks pozbawiony jest egzaltacji, która tak bardzo mnie uwiera w obecnej twórczości Moore’a, a przy tym jest świeży, odważny i… nonszalancki. Ludzie mają zwyczaj nazywać „Balladę” space operą, a ja nie do końca uważam to za adekwatne określenie dla tej historii (zauważyłem, że tak samo sceptycznie podchodzi do tego Paweł Deptuch z Dzikiej Bandy). „Ballada” jest dla mnie przede wszystkim satyrą. Bardzo gorzką satyrą, ukrywającą się pod sztafażem sci-fi, tak bardzo charakterystycznym dla komiksów publikowanych na łamach magazynu „2000 AD”. Czasem lekko infantylną (czuć to jeszcze w pierwszych dwóch rozdziałach), ale cholernie celną.

Główna bohaterka komiksu, tytułowa Halo Jones wciąż może zaskakiwać sposobem swojego przedstawienia. To nie księżniczka w opałach, tylko w pełni świadoma swoich dążeń postać, która jest oryginalna nawet dziś, gdy komiks ma ustawiczny problem z ukazywaniem żeńskich protagonistek. Jej podróż do własnego samostanowienia, zamknięta w trzech tomach pozwala Moore`owi skrytykować wiele aspektów naszego społeczeństwa, które wciąż pozostają aktualne - od konsumpcjonizmu, tu i teraz w wielkich miastach, po kulturową ekspansję, eksploatację ziemi i innych kultur. 


W pierwszych dwóch rozdziałach skupiono się na problemach jednostki w społeczeństwie, by w trzecim, moim zdaniem najlepszym, z jeszcze większą odwagą zaatakować destrukcyjną naturę współczesnych konfliktów zbrojnych. A wszystko w trzydziestoletnim już komiksie, celującym swego czasu w grupę nastolatków zakochanych w historiach z dużą ilością wybuchów, ozdobionym naprawdę dobrymi czarno-białymi ilustracjami legendarnego dziś już Iana Gibsona.

Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że „Ballada o Halo Jones” jest jednym z najważniejszych komiksów wydanych w Polsce w tym roku, nieważne ile czasu minęło od premiery i jak wysoko celuje konkurencja.

Tu należą się wielkie brawa dla wydawcy, Studia Lain. Planem studia jest wykorzystanie niszy, jaka powstała w Polsce od czasu, gdy Egmont stracił prawa do wydawnictw „2000 AD i prostego faktu, że większość krajowych wydawców w swojej ignorancji traktuje komiks europejski, jako domenę głównie komiksu frankofońskiego, gdzie tylko Moore jest traktowany jako wyjątek (a to i też głównie przez pryzmat jego wagi dla rynku amerykańskiego). Studio Lain obok genialnego planu wydania całości Moore’a z okresu „2000 AD” nie rezygnuje z reszty bogatej oferty tego magazynu. Obok wydanych już ABC Warriors” i „Absalom” (stosunkowo nowy komiks) planuje krajowe wydanie mało oczywistych tytułów, jak „Stickelback” i (co ucieszy wielu) przywrócenie „Slaine’a” na nasz rynek.

Kogoś będą jarać plany wydawnictwa Sideca („Daredevil” i Andreas), kogoś Scream (Jodorowsky), a ja będę czekał na każdy komiks od Studia Lain. Nieważne, czy będzie to dla mnie kolejny dubel na półce do wydań zagranicznych. Kibicuję i będę uparcie wspierał.

Brak komentarzy: