piątek, 24 lipca 2015

#1918 - Wytches #1

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Scott Snyder przez lata swojej pracy dla DC Comics i Image wyrobił sobie solidną markę, ale przylgnęła do niego opinia scenarzysty, który doskonale prowadzi swoje fabuły, lecz ma wyraźne problemy z ich odpowiednim zakończeniem. Właściwie każdy z jego komiksów wydanych w Polsce (szczególnie "Severed: Pożeracz marzeń", "Przebudzenie", "Batman: Śmierć Rodziny" czy "Batman: Trybunał Sów") w finale rozczarowywał. Jak będzie w przypadku jego kolejnego albumu, czyli "Wytches"?




Już dawno żaden komiks z wydawnictwa Image nie był tak mocno promowany, jak "Wytches". To jednak nie wylewające się z każdego zakątka Internetu reklamy, nie entuzjastyczne recenzje zachęciły mnie do sięgnięcia po trejda, ale... wampir. Ten amerykański, który jakiś czas temu powrócił do oferty Egmontu. Dzięki tamtej serii uwierzyłem, że jeszcze bardziej autorski projekt Snydera będzie wart zakupy. Będąc po lekturze komiksu mogę spokojnie powiedzieć, że nie żałuję wydanych pieniędzy. I z całą pewnością końcówka nie zepsuła mi odbioru całości.

Akcja zaczyna się dość typowo. Jesteśmy świadkami przeprowadzki nieco nietypowej rodzinki w nowe miejsce. Nie jest to gromadka żyjąca w sielankowych klimatach, lecz trzy osoby ciężko doświadczone przez los. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nadzieje na nowy początek szybko przeradzają się w strach o własne życie, ponieważ szybko okazuje się iż w lesie nieopodal ich domu czają się mroczne siły. A są to wiedźmy, o jakich jeszcze nie widzieliśmy.

Nie oszukujmy się - komiksowe horrory nie są w stanie nikogo wystraszyć. Ich zadaniem jest przedstawienie zajmującej historii z przenikliwym, mrocznym klimatem, nie wolnej od wszelakiej maści stworów i niebezpieczeństw. Scott Snyder pojmuje te zasady, lecz jak dotąd starał się dorzucić jeszcze coś od siebie. I tak w "Amerykańskim Wampirze" dostaliśmy przegląd kolejnych dziesięcioleci wyjętych z historii USA, zaś w "Severed" tak bardzo skupił się wiarygodnym przedstawieniu bohaterów, że zapomniał o innych aspektach historii. "Wytches" z kolei jest mocno skupione na relacjach wewnątrzrodzinnych, zresztą zgodnie z tym, co zapowiadał scenarzysta. Relacje pomiędzy trójką głównych bohaterów są bardzo ważnym elementem fabuły, a ich zdecydowaną zaleta jest to, że w trakcie lektury ani razu mnie nie znudziły.


Różnica charakterów kolejnych postaci jest łatwo dostrzegalna, a interakcje pomiędzy nimi czasem nie należą do lekkich i przyjemnych, ale na pewno są wiarygodne oraz intrygujące. Można także odnieść wrażenie, że nie każdy z głównych bohaterów ma tyle samo czasu antenowego, co z czasem także znajduje swoje uzasadnienie. Koniec końców "Wytches" to nie jest komiks obyczajowy, mrok wylewa się z co drugiej strony i dzięki wysiłkom obu twórców, lekturę tej pozycji można ocenić wysoko.

Jeśli spodziewacie się tego, że tytułowe wiedźmy będą starymi, wysuszonymi babami rzucającymi zaklęcia, porzućcie te myśl. Twórcy postanowili przedstawić je w zupełnie inny, budzący grozę i momentami obrzydzenie sposób. To kolejny atut komiksu, bo "Wytches" zarówno scenariuszowo jak i rysunkowo, nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń. Właściwie każdym względem dzieło Snydera i Jocka wydaje się być przemyślanym i bardzo konsekwentnie prowadzonym komiksem. Snyder w swoim skrypcie stworzył ciężki i moim zdaniem dawno niewidziany w komiksie klimat, zaś Jock do spółki z Colinem Hollingsworthem doskonale go zilustrowali.

Nierzadko przy recenzjach wspominam tylko o rysunkach, kompletnie pomijając kolorystę. W przypadku "Wytches" to byłby ogromny błąd. Styl prac Jocka dla mnie nie zmienił się zbytnio od czasów "Snapshot", czyli poprzedniego komiksu z jego rysunkami, który miałem okazje czytać. Ogromną różnicę robi jednak Hollingsworth. Kolorysta celowo na wielu stronach stosuje sztuczki mające sprawiać wrażenie przeszkadzajek. Są więc rozmazane kadry, strony poplamione kolorami, nierzadko wręcz utrudniające identyfikację tego, co narysował artysta. Niech Was to nie zwiedzie, tak właśnie miało być. W "Wytches" jest bardzo mało dosłowności, a autorzy warstwy graficznej starają się, z niezłym skutkiem zresztą, stworzyć aurę tajemniczości. W połączeniu ze sprawnie napisanym scenariuszem do samego końca twórcom udaje się zachować kilka tajemnic.


Wydanie jest bardzo przyjemne. Komiks kosztuje zaledwie dziesięć dolarów, a w środku i tak można znaleźć zaskakująco dużą ilość dodatków. Naprawdę duży plus należy się za przeniesienie z wydań zeszytowych krótkich felietonów pisanych przez Snydera, których lektura jest całkiem przyjemna. Całość uzupełnia galeria szkiców i projektów postaci autorstwa zarówno Jacka, jak i Hollingswortha, zaś na deser otrzymujemy rozpuszczony jakiś czas temu nietypowy preview. Składał się on nie z przykładowych stron z premierowego numeru, lecz z liczącej sześć plansz, kompletnie niezależnej historii. Całość wydano całkiem solidnie, chociaż na przykład komiksy autorstwa Ricka Remendera mogą się pochwalić większym "wypasem" na okładce. Ale to tylko detal.

Snyder nie zawiódł, zaś duet odpowiedzialny za ilustracje pozytywnie mnie zaskoczył. Komiks jest przemyślany, konsekwentny i właściwie przez moment nie schodzi z pewnego, całkiem jednak wysokiego poziomu. Czuć przy okazji, że zgodnie z zapowiedziami, historia jest dla scenarzysty wyjątkowa i dość mocno osobista. Nie jest to może poziom wielu innych pozycji obecnych w ofercie Image, ale i tak warto się nim zainteresować. Moja ocena to mocne 4+/6

Brak komentarzy: