czwartek, 16 kwietnia 2015

#1848 - Polina

"Polina" to pierwszy autorski komiks Bastiena Vivèsa jaki ukazał się w Polsce. Urodzony w 1984 roku francuski rysownik jest artystą płodnym, na swoim koncie ma pokaźną kolekcję albumów komiksowych. Wcześniej w naszym kraju ukazała się jedna przygodowo-historyczna seria, składająca się z trzech tomów – "Za Imperium". Jednak najbardziej znany jest z albumów: "Smak chloru" ("Le Goût du chlore") z 2009 roku oraz właśnie "Poliny" z 2011.




Tytułowa bohaterka kocha tańczyć. Całe swoje życie podporządkowuje pragnieniu, aby zostać wielką tancerką. Taniec to sztuka. Nie da się go nauczyć. Trzeba mieć go we krwi – mówi, w jednej z początkowych scen, wykładowca szkoły baletowej do swoich uczennic. Wśród nich jest dziesięcioletnia Polina. Następne słowa, jakie podają z ust nauczyciela tańca brzmią: Ale poza tym trzeba pracować. Będziecie pracować (…), będziecie musiały się solidnie przyłożyć. Ale jeśli będziecie mnie słuchać i umiejętnie pracować, może w przyszłości staniecie się wielkimi tancerkami.

Opowieść rozpoczyna się, gdy dziewczynka ma sześć lat. W dniu, kiedy matka przywozi ją na przesłuchanie do renomowanej szkoły baletowej, w której wykłada bezwzględny profesor Bożyński. Ostatecznie zostaje przyjęta. Czytelnik towarzyszy bohaterce przez kolejnych niemalże dwadzieścia lat, które wypełnione są ciężką praca i wyrzeczeniami. Dogłębnie poznajemy emocjonalną relację mistrz-uczeń. Mimo że nauczyciel jest despotycznym potworem, bohaterka nie ustaje i wciąż ćwiczy. Dla Bożyńskiego nie istnieje życie prywatne, wymówki, czas wolny, liczy się tylko taniec, w którym albo jesteś perfekcjonistą, albo jesteś nikim. Młoda dziewczyna poddaje się treningowi, ale także stara się zrozumieć, czego on od niej wymaga i co chciałby jej przekazać. Towarzyszymy jej w codziennych, rutynowych ćwiczeniach, wstawaniu o świcie i nocnych próbach. Mamy wgląd osobisty rozwój dziewczyny i całą edukację. Wszystko, aby zrealizować dziecięce marzenie, odnaleźć swoją życiową ścieżkę.

Punktem przełomowym jest wspólny wraz z chłopakiem i przyjaciółmi, wakacyjny wyjazd na festiwal taneczny, który skutkuje porzuceniem dotychczasowego rozwoju i wstąpieniem w szeregi zespołu Michaiła Laptara. Od tego momentu mamy wrażenie, że Polina ewidentnie dorasta, zaczyna podejmować samodzielne decyzje. Przypadkowe spotkania z różnymi ludźmi, rozmowy z nimi wywierają znaczący wpływ, wywracając jej dotychczasowy świat do góry nogami. Zaczyna rozumieć, czym dla niej jest taniec, czego chce od życia i jak to może osiągnąć. Wiele lat zajmuje jej zrozumienie słów swego mistrza: Ludzie nie powinni widzieć niczego poza emocjami, które musisz przekazać. (…) Jeśli nie pokażesz im wdzięku i lekkości, zobaczą tylko wysiłek i trud. Druga cześć albumu w mniejszym stopniu ma charakter retrospektywny, czytelnik ma wrażenie, że wydarzenia dzieją się na bieżąco, że współuczestniczy w radościach i dramatach bohaterki.

Wojciech Ligęza interpretując wiesze Szymborskiej i Herberta poświęcone znamienitej tancerce, Isadorze Duncan, pisze: Magia tańca stwarza iluzję bezcielesności, czystego ruchu, zwycięstwa nad prawami grawitacji en passant. Z tymi idealnymi wyobrażeniami kłócą się konkrety – ciężkie, cielesne. Ramiona, kolano, stopa, palce wydane zostają na żer bezwzględnego oka. Tych kilka zdań przypomniało mi się, gdy myślałem o warstwie graficznej omawianego dzieła.


Przypuszczam, że ruch ciała to specjalność Vivèsa. Artysta przekazuje gibkie i giętkie ruchy swoich postaci nadzwyczaj naturalnie, często jego ilustracje mają charakter szybkiego i nieprecyzyjnego szkicu, który pojawia się bez wysiłku. Styl jest bardziej ekspresjonistyczny niż realistyczny, co pozwala czytelnikowi skupić się na intencji, nie gubiąc się w szczegółach tła lub postaci. Wyraźnie czuć emocje, które przekładają się znaczące gesty: wzruszenie ramion, rozrzucenie rąk, nerwowe przekładanie palcami, splecione wokół ciała ręce, znaczące pochylenie głowy czy nerwowo zaplecione dłonie na pasku torby. To pozycja bardziej do oglądania niż czytania. Nie, to niezbyt trafne i precyzyjne zdanie. Chcę powiedzieć, że czyta się ilustracje – z nich wywodząc większą wiedzę o emocjach i uczuciach bohaterów niż z narracji literackiej.

Polina jest piękną opowieścią o stawaniu się primabaleriną, prawdziwą tancerką, której świadomość własnego ciała i osobistej drogi życiowej wykuwa się w cierpieniu, walce, akceptacji, buncie i, ostatecznie, zrozumieniu. Francuski artysta opowiada swoją historię z wielką umiejętnością i wyczuciem. Na płaszczyźnie uniwersalnej koleje losów bohaterki utwierdzają nas w przekonaniu, że determinacja i przypadek w równym stopniu kształtują nasze życie. Książka wciągająca i zarazem piękna.

9 komentarzy:

Kapral pisze...

Recenzja dotyczy komiksu, a w ostatnim zdaniu autor pisze o jakiejś książce. O jakiej konkretnie? Co przegapiłem?

Anonimowy pisze...

Również zawsze jestem zaskoczony gdy zdaje mi się, że czytam tekst o komiksie, a tu nagle mowa o jakiejś książce. Ciekawa tendencja.

Kapral pisze...

No właśnie. Ciekawe czy tym razem redaktor Gierszewski podejmie polemikę, czy tak jak poprzednio strzeli focha i dalej będzie brnął w ten absurd.

Anonimowy pisze...

Zanim na dobre rozpęta się pełna gwałtownych zwrotów akcji polemika pozwolę sobie dodać, że nigdy nie byłem zwolennikiem ulegania specom od marketingowych chwytów usiłującym wmówić nam, że dany przedmiot jest czymś czym w rzeczywistości nie jest. Mam tu na myśli nie tyle recenzenta co raczej grono osób nadmiernie szermującym pojęciem „powieści graficznej” (lub ewentualnie właśnie książki), aby wcisnąć towar klientom dystansującym się od komiksów. Tymczasem komiks jako medium nie potrzebuje takich semantycznych protez. Doskonale broni się sam. Dziękuję za uwagę.

Kapral pisze...

Ostatnio redaktor Gierszewski stwierdził, że "każdy komiks jest książką". Ciekawe czy nazwałby książką również "Kapitana Żbika", "Kleksa" i "Tytusa"? A może tylko tzw. powieści graficzne zasługują na taka nobilitację?

Kuba Oleksak pisze...

Chłopaki, dajcie spokój. Chyba tylko dla Was nie jest jasne, że Giera używa słowa książka nie w ścisłym sensie krytyczno-literacki, tylko jako określenie "przedmiotu". W tym sensie książka kucharska też jest książką, choć nie jest literaturą. Nie ma o co kruszyć kopii.

Kapral pisze...

Ale jak "przedmiot" może być wciągający?

Maciej Gierszewski pisze...

Drogi Kapralu, dobrze, że masz swój punkt widzenia. Szanuję go.

Kapral pisze...

Zatem do zobaczenia pod kolejną recenzją