środa, 4 marca 2015

#1816 - Złodziej kury

Pod koniec lutego poznańskie Zakamarki przygotowały dla swoich wiernych czytelników miłą niespodziankę. Uruchomiona została nowa seria książek dla dzieci (i nie tylko – jeśli przyjrzeć się bliżej pierwszemu tytułowi, ale o tym za chwilę). „Historia bez słów”, bo właśnie tak cykl się zwie, to opowieści zbudowane tylko i wyłącznie z obrazów, bez użycia jakichkolwiek słów. Założenie wydawnictwa, skądinąd trafne, streszcza się w zdaniu: „Historia bez słów za każdym razem i przez każdego może być opowiedziana inaczej”.




„Złodziej kury” Béatrice Rodriguez jest pierwszą publikacją wydaną w ramach nowej linii wydawniczej. Na ilustracji zamieszczonej na pudełku, w które wsunięta jest książka, widzimy rączo biegnącego (na dwóch tylnych łapach) lisa, który lewą łapą przyciska do piersi białą kurę, a prawą ściska jej dziób. Właśnie przeskakuje przez leżącą na ścieżce gałąź, jeszcze krok i wybiegnie z okładki, dlatego czym prędzej należy za nim podążyć i wyciągnąć książkę z etui.

Obok rudzielca widnieje tytuł, wspomniany w akapicie wyżej, właściwie może się wydawać, że historia będzie dość tendencyjna i przewidywalna. Dodatkowo pierwsze dwie plansze sugerują, że przypuszczenie jest trafne – oto wstaje nowy dzień, w krzakach, niedaleko domu królika i niedźwiedzia, ukrywa się lis, który czeka na odpowiedni moment, aby ukraść swobodnie spacerująca kurę. Pewnie w zaciszu swojej nory chce ją pożreć. Ale gdy przewracamy kolejne strony i dochodzimy do pointy, to spotyka nas niemałe zaskoczenie. Okazuje się, że historia jedynie wychodzi od oczywistego zdarzenia, by ostatecznie doprowadzić czytelnika w zupełnie inne miejsce, niż mógłby się spodziewać.


Oczywiście niedźwiedź, królik i kogut ruszają w pościg za złodziejem. Biegną, śpią, znów biegną, są zmęczeni i zrezygnowani, przemierzają las i góry, nie ustają, bo lis ciągle ich wyprzedza. Sekwencje zdarzeń, które przedstawione są na całostronicowych panelach, domagają się dopowiedzenia. Stawiają przed czytelnikiem zadanie do wykonania – wpierw myślą uporządkować to, co widać. Należy wzrokiem ogarnąć prawą i lewą stronę, ustalić, co na siebie wpływa i jak, by następnie słowem wyrazić oglądane zdarzenia.

Wyobrażam sobie, że kolejne wypadki głośno komuś się opowiada lub słucha się relacji. Język ciała oraz wyraz twarzy bohaterów przekazuje tu wiele dodatkowych informacji, łatwo zapomnieć, że na stronach brakuje słów. Nie, użyłem złego słowa, ich nie brakuje, czytelnik nie odczuwa braku, rozumianego jako „ułomność” lub fragmentaryczność narracji. One zwyczajnie nie są potrzebne, bo to jest lekcja wyobraźni.


Jest w książce Béatrice Rodriguez coś urzekającego, co powoduje, że powtórne czytanie sprawia radość. Przyjemnie jest patrzeć na ilustracje. Wciąż bawią mnie pewne sceny. Moją ulubioną jest ta, na której lis i kura grają w szachy przy blasku świecy, ukryci głęboko w norze, a gdzieś z boku panelu widzimy, jak królik ciągnie za nogę niedźwiedzia, który utknął w dziurze, a nad nimi siedzi kogut i dynda sobie nóżką.

„Złodziej kury” to bardzo dobry początek nowej, zakamarkowej serii. Czekam na kolejne tomy. Być może poznańska oficyna sięgnie po kolejne książki pani Rodriguez.

Brak komentarzy: