poniedziałek, 16 lutego 2015

#1810 - Detektyw Miś Zbyś na tropie t.1: Lis, ule i miodowe kule

Jak zapewne wszyscy wierni czytelnicy pamiętają (a jak nie, to tu dla przypomnienia moja recenzja: klik! klik!), w pierwszej części komiksu, detektyw Zbyś i jego dzielny pomocnik – Mruk, rozwiązali sprawę znikającego z pszczelego ula miodu. Śledztwo wymagało od naszych bohaterów sprawnego łączenia faktów, bezwzględnej dedukcji, co skutkowało szeregiem dynamicznych pościgów za złoczyńcą.




Mówiąc w skrócie: było dla naszych bohaterów wyczerpujące. Dlatego nie dziwi, że panowie postanawiają odpocząć i udają się na weekendową wycieczkę pociągiem po Dzikim Zachodzie. Mruk niezwykle emocjonuje się wyjazdem, wyraźnie widać jego fascynację niezwykłą rzeczywistością – w jeden z początkowych scen widzimy jak przebiera się za rasowego kowboja i paraduje w nowym stroju do końca albumu; ma nawet ostrogi i prawdziwe (na wodę!) rewolwery.

Akcja się zagęszcza, gdy pociąg staje, a do podróżnych dociera informacja, że z przedziału bagażowego skradziono cenny artefakt – figurkę Złotego Sokoła Teksańskiego. Posążek dawno temu zrobili Indianie, potem na kilka wieków zaginął, a niedawno cudem został odnaleziony. Miała trafić na honorowe miejsce do muzeum.


Chcąc nie chcąc Zbyś przejmuje inicjatywę – musi znaleźć „ciepły” trop i ruszyć za bandą porywaczy, aby odzyskać artefakt. Czytelnik towarzyszy mu aż do szczęśliwego finału. Schemat narracyjny jedynie w nieznacznym stopniu odbiega od tej znanej z poprzedniego tomu. Zmieniła się sceneria, która jest znacznie ciekawsza i bardziej wciągająca. Plansze narysowane przez Piotra Nowackiego wciągają, powraca się do nich po wielokroć, ponieważ zaopatrzone zostały w wielką ilość szczegółów. Oglądanie dwuplanszowych rozkładówek jest zadaniem czasochłonnym i pasjonującym, gdyż dzieje się na nich całkiem sporo, trochę przypomina to zabawę w „Gdzie jest Wally?”. Pojawiają się nowi bohaterowie, którzy mimo że odgrywają role epizodyczne są staranie narysowani i urzekający. Oraz zabawni. Polecam prześledzić na każdym double splash poczynania myszy.

Omawiany tom przykuł moją uwagę w większym stopniu niż poprzedni. Pewnie dlatego, że w scenariuszu pojawiły się sygnały wysyłane dla dorosłego czytelnika – sęp monopolista, prowadzący pustynne linie lotnicze czy darmowe gałązki w ognisku, które służą do wysyłania sygnałów dymnych (niczym darmowe minuty).

Maciej Jasiński w wywiadzie mówił, że jego komiksy mają morał, jak to historie dla dzieci: na koniec trzeba wszystko wyjaśnić, a złoczyńcę musi spotkać kara. Ale nie o naukę tu chodzi, nie przede wszystkim. Lektura komiksu to ma być zabawa… I faktycznie, lektura „Złotego Sokoła Teksańskiego” to niezła zabawa. Morał także jest – podoba mi się przesłanie, gorzej z karą dla złoczyńców, tego wyraźnie brakuje. Anty-bohaterki miały szczytny cel, ale osiągnęły go w niezbyt praworządny sposób (cel nie uświęca środków!). I jeszcze jedna mała uwaga: całość kończy się za szybko, brakuje zakończenia. Znaczy się koniec jest, jednakże rozwiązanie intrygi następuje zbyt nagle, z zaskoczenia. Przydałoby się jeszcze z cztery plansze łagodnego dojścia do finału.


Komiksy z serii „Detektyw Miś Zbyś” na tropie to publikacje przeznaczone dla najmłodszych czytelników. Niewielka ilość dymów, prosty tekst, drukowane litery zapraszają do pierwszych samodzielnych prób czytelniczych. A warstwa graficzna i kolory skutecznie wciągną w świat opowieści jeszcze młodszych odbiorców. Opowieść „nie dorasta” z czytelnikiem, jak to miejsce w serii z udziałem Hildy Folk, gdzie każda kolejna część przeznaczona jest dla trochę starszego odbiorcy. W wypadku „Misia Zbysia” i jedynka, i dwójka to historie samoistne, zamknięte w przestrzeni albumu. Nie ma potrzeby znać poprzednich części, co jest oczywistym plusem, ponieważ wprowadzają kolejne „pokolenia” w świat komiksu.

Brak komentarzy: