piątek, 22 sierpnia 2014

#1720 - Likwidator. Szorty

W „Szortach” Ryszard Dąbrowski w pewnym sensie wraca do korzeni swojego najsłynniejszego bohatera. Esencją Likwidatora były bowiem zawsze krótkie, zwięzłe historie, w których bohater rozprawiał się ze swoimi antagonistami. Zarówno werbalnie, kompromitując poglądy przeciwnika, jak i niewerbalnie – mordując go w tyle brutalny, co efektowny sposób. 



Świetnymi przykładami realizującymi ten schemat są otwierające album szorty „Likwidator i Legion wspólnoty” oraz „Kapral Ameryka i Fatman vs Likwidator”. Od swojego debiutu w 1995 roku na łamach wydawanego przez punkową załogę Amen zina Likwidator bardzo się zmienił. Na początku był ucieleśnieniem dwóch idei – absolutnej wolności i absolutnego ekologizmu. Sięgając po radykalne metody walczył ze wszystkimi i wszystkim, co w jakiś sposób ograniczało wolność lub szkodziło środowisku. Ubrany w czarną kominiarkę, szczerzący śnieżno biało zęby w złowieszczym uśmiechu ekoterrorysta był skrajnym kontestatorem bardo szeroko pojętego establiszmentu.

W swoich działaniach, jak na reprezentanta drugiego obiegu przystało, przekraczał wszelkie granice dobrego smaku. Jego bunt był wymierzony właściwie w całość rzeczywistości, ale trudno było brać go do końca na poważnie, bo wzięty był w nawias komiksowego przerysowania. Momentami „Likwidator” był tak przegięty, tak przesadzony, że stawał się ironiczną satyrą na samego siebie. W dodatku Dąbrowski przez pewien czas grał próbami identyfikowania jego osoby i poglądów z jego komiksowym bohaterem. Zestawienie Dąbrowskiego z Robertem Crumbem nie do końca wydaje się trafne, ale Likwidatora z bardziej zaangażowanym ideologicznie Lobo – już tak. 

Wydaje mi się, że z czasem ta formuła się wyczerpała. To, co miało zostać powiedziane i narysowane zostało powiedziane i narysowane. W swoim morderczym obłędzie Likwidator doszedł do ściany, ale jego przygody trwały dalej. Dąbrowski zaczął używać swojego bohatera do komentowania bieżącej rzeczywistości, angażował w akcje społeczne i wystawił przeciwko politykom. Likwidator zaczął służyć coraz bardziej doraźnym celom. I, co gorsza, w kolejnych albumach z jego udziałem bardzo widoczne było nastawienie na szokowanie opinii publicznej i budzenie kontrowersji. Piorąc po mordzie Kaczyńskiego Likwidator stawał się regularną parodią samego siebie, stawał się elementem systemu, z którym niegdyś walczył. Undegroundowa legenda, która zawsze chadzała własnymi ścieżkami, zaczęła rozmieniać się na drobne. I właśnie z takim Likwidatorem mamy do czynienia w „Szortach”.


Jeśli widziałeś jeden, to tak jakbyś widział je wszystkie – myślę, że takim bon motem da się z grubsza podsumować Dąbrowskiego, jako rysownika. Solidność jego komiksowego warsztatu nie ulega wątpliwościom, bo wielokrotnie dawał dowody, że opowiadać komiksem potrafi. Jest twórcą dojrzałym i ukształtowanym, doskonale czuje się w konwencji karykatury i posiada swój rozpoznawalny na pierwszy rzut oka styl. Nie da się jednak ukryć, że trzyma się ciągle tych samych patentów, które wypracował kilka dobrych lat temu. Nie szuka nowych rozwiązań, nie eksperymentuje, nie kombinuje, co wcale nie musi być wadą. Niemniej w „Szortach” momentami nie rysuje tak dobrze, jak potrafi. Niektóre historie narysowane są bardzo niedokładnie i widać po nich pośpiech („Wpuszczeni w kanał”).

Ale najnowszy „Likwidator” to nie tylko komiksy w wykonaniu jego ojca. Swoje dwa grosze do albumu dorzucili inni twórcy, realizując scenariusze napisane przez Dąbrowskiego. Andrzej Janicki w „Woził Mietek razy kilka” nie pokazał się z najlepszej strony. Każdy kolejny kadr narysowany jest znacznie gorzej od poprzedniego. Rysownikowi o takiej klasie i umiejętnościach taka praca zupełnie nie przystoi. Patryka Cabałę czeka jeszcze sporo pracy, aby dorównać swojemu bardziej znanemu i doświadczonemu bratu, Nikodemowi, choć zdaje się, że jest na dobre drodze. Tomasz Kleszcz w bardziej swobodniejszym wydaniu pozytywnie zaskakuje. Autor „Kamienia przeznaczenia” w cartoonowej, delikatnie mangującej konwencji odnajduje się naprawdę świetnie. Chce więcej!


O edytorskiej jakości pozycji spod szyldu Strefy Komiksu już wielokrotnie i „Szorty” wpisują się w dotychczasową politykę wydawnictwa Roberta Zaręby pod tym względem. Album sprawia wrażenie wydane jak najmniejszym kosztem. Łamiąca się okładka, słabe nasycenie czerni i toporna estetyka wydania.

Kończąc tę recenzję chciałem zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz. Likwidator obecny jest na komiksowym rynku od 2001 roku, gdy Kultura Gniewu wydała „Trylogię” i od tamtego czasu przygody z zamaskowanym terrorystą ciągle się ukazują. Mniej lub bardziej regularnie, ale jednak. Niewiele współczesnych polskich serii i bohaterów komiksów może poszczycić się szesnastoma wydanymi albumami i kilkunastoletnim stażem. Fenomen popularności Likwidatora jest jeszcze bardziej zaskakujący, bo przecież nie jest to rzecz z głównego nurtu, tylko produkcja bardzo specyficzna, która raczej do „przeciętnego” czytelnika nie trafia. 

Brak komentarzy: