piątek, 16 maja 2014

#1600 - Liczę do 100

Jedne z początkowych zdań książki „Słynny najazd niedźwiedzi na Sycylię” brzmią: „Na początku zobaczymy dumne szczyty Sycylii, których teraz na Sycylii już nie ma (minęło tyle lat!). Całe pokryte śniegiem. Następnie zstąpimy do zielonej doliny, z osiedlami, strumykami, lasami pełnymi ptactwa i domkami to tu, to tam: piękny krajobraz. Lecz po bokach doliny wciąż piętrzą się góry (…). A góry, od których wyszliśmy? Czyżbyśmy mieli nie wrócić do naszych prastarych gór?”. Nie wiem, dlaczego akurat książka Dino Buzzatiego przyszła mi do głowy, gdy czytałem najnowszą publikację warszawskiej oficyny Babaryba.



Nietrudno doszukać się bezpośrednich analogii między Liczę do 100” a Słynnym najazdem…”, posiadają one kilka punktów stycznych: mamy do czynienia z niedźwiedziami, które zeszły z gór, by w końcowych scenach powrócić do domu. Oczywiście powody, dla których opuszczają swoje siedlisko oraz przedstawione przygody, są zupełnie inne, jednakże nić korespondencji między książkami istnieje, choć jest ona wątła i intuicyjna.

„Liczę do 100” to druga, autorska książka Magali Bardos, mieszkającej niedaleko Tuluzy ilustratorki, która współpracuje z oficyną Actes Sud Junior. Poprzednia ukazała się w 2010 roku i nosi tytuł „Le géant de noël”. Omawiana publikacja ukazała się pierwotnie w 2012 roku, przetłumaczono ją już na kilka języków, m.in. na niemiecki i angielski. Warto wspomnieć, że brytyjskim wydawcą, w ramach imprintu Flying Eye Books, jest Nobrow, znana i renomowana oficyna (edytor lubianej, również w Polsce, serii „Hilda” autorstwa Luke’a Pearsona).

„Jeszcze nigdy nauka liczenia nie była tak zabawna! Do świata liczb zabiorą nas sympatyczne misie, z którymi wybierzemy się w zwariowaną podróż od 1 do 100”, to opis udostępniony przez wydawcę. Nie oddaje w pełni tego, o czym jest książka Magali Bardos. Wbrew pozorom, poza nauką liczenia, książka francuskiej autorki o czymś jest, o czymś opowiada. Nie jest to opowieść od-do, musimy na własną rękę ją odkryć. Historię budujemy sami z dostarczonych przez artystkę rekwizytów. Początek może mieć taki: „Las rósł w dolinie między dwiema górami. Na wyższym szczycie mieszkały trzy misie, jeden mały, drugi średni a trzeci duży, które zapragnęły poznać świat…”.


Uważam, że nauka liczenia sama w sobie nie jest głównym celem tej publikacji, zresztą po jakimś czasie może najzwyczajniej w świecie stać się nudna. Jak długo może sprawiać frajdę liczenie i sprawdzanie, czy faktycznie rysowniczka umieściła na stronie 82 kaczki lub 79 ryb? Ważniejsza jest wspólna próba zbudowania spójnego opowiadania na podstawie ilustracji i liczebników. Od autorki dostajemy różne podpowiedzi, podsuwa nam ośmiu myśliwych, którzy podobnie jak misie, przewijają się przez całą książę.

Dodatkowo, z biegiem akcji, gdy przedstawiane są wyższe liczebniki, na stronie pojawia się więcej i więcej szczegółów. Wyobrażam sobie, że dla dzieci jest to lekcja spostrzegawczości, ponieważ mogą, przy każdym kolejnym czytaniu, odkryć coś nowego i ekscytującego. Intrygujące, niezwykle kolorowe ilustracje są wielkim plusem Liczę do 100. Jest coś dziecięcego w rysunkach Magali Bardos. Rysunek jest uproszczony, postacie nie posiadają konturu, czasem zbudowane są jedynie z jednolitej plamy koloru, bez cieniowania; dodatkowo często „wiszą” na stronie, a perspektywa jest uproszczona. Atrakcyjne, różnokolorowe tło także sprzyja wielokrotnemu kartkowaniu. Mówiąc w skrócie: książkę chce się wielokrotnie kartkować.

Kilka uwag do edytora: nie ma nazwiska tłumacza; szkoda, że informacje wydawnicze umieszczono na wklejce oraz wyraźnie odczuwam brak stron przedtytułowych.

Brak komentarzy: